Republikańska jedność i zmiany kadrowe
Utrzymanie zwartych szeregów w partii politycznej, takiej jak amerykańska Partia Republikańska, jest łatwe w okresie dochodzenia do władzy i bezpośrednio po jej objęciu, albowiem powiada się, że nic tak nie łączy jak walka z wrogiem politycznym w celu odsunięcia go od urzędów.
W takim okresie zwartość szeregów staje się nadrzędnym interesem partyjnym. Interes ten traci na swej wartości jakiś czas po ciągłym sprawowaniu władz, gdy politycy dostrzegają, że trudno jest im bronić partii, jej linii politycznej i przywódczej. W momencie partyjnego osłabienia, tacy obserwatorzy, jak tygodnik "Newsweek", skupiają uwagę na pierwszych oznakach rozpadu jedności partyjnej, szczególnie w układzie parlament władza wykonawcza.
W bieżącej sytuacji w Waszyngtonie oznaki te widoczne są, jak pisze tygodnik, w takich faktach politycznych, jak wyrzucenie przewodniczącego większości republikańskiej w Izbie Reprezentantów (Tom Delay), kłótnie między republikanami w kwestiach etyki i wydatków, otwarte krytykowanie prezydenta Busha za Irak, za sprawę bezpieczeństwa w amerykańskich portach morskich i za wybór kandydatki na stanowisko sędziego w Sądzie Najwyższym (pani Harriet Miers). Te fakty pokazują, jak pisze tygodnik, że republikanie w Kongresie stracili zaufanie do prezydenta.
Kandydaci z Partii Republikańskiej, zamierzający ubiegać się o wybór, obawiają się przegranej w listopadowych wyborach i nie wiedzą, jak zewrzeć swe szeregi. Niskie notowania prezydenta Busha, tylko 36 procent społecznej aprobaty, jest dla nich niekorzystne. Tygodnik porównuje te wyniki z notowaniami, jakie uzyskali republikańscy prezydenci Eisenhower, Johnson i Reagan w swej drugiej kadencji blisko i ponad 60 procent. Dla niektórych republikanów z Kongresu pojawianie się w towarzystwie prezydenta Busha nie zawsze jest najlepszą drogą prowadzącą do wygrania wyborów. Tacy politycy coraz bardziej nalegają, aby prezydent dokonał zmian na kierowniczych stanowiskach w Białym Domu (w terminologii polskiej w prezydenckiej kancelarii).
Na presje republikańskich kongresmanów prezydent Bush odpowiedział, jak pisze dziennik "Washington Post", na swój własny sposób zignorował podpowiedzi o cechach, które należy brać pod uwagę przy wyborze kandydatów na stanowiska w Białym Domu (sugerowano osoby przypominające postać Howarda H. Bakera Jr. z okresu, gdy prezydent Reagan dokonywał podobnych zmian). Dziennik dodaje, że dokonując takich zmian prezydent Bush pokazuje, że nie jest mu potrzebny nowy sposób myślenia, że nie będzie zmian w polityce z myślą o jej dostosowaniu do nowych warunków (adjustment of policy).
Po przyjęciu rezygnacji dotychczasowego szefa Białego Domu, którym był Andy Card (pełne nazwisko Andrew H. Card Jr.), prezydent Bush mianował na to stanowisko dotychczasowego dyrektora Biura Zarządzania i Budżetu, który nazywa się Joshua Bolten. Prezydent nie sięgnął do osób spoza własnego kręgu. Bolten to postać, którą prezydent zna od kampanii z roku 2000. Ma do niego zaufanie. Bolten był zastępcą Carda w czasie pierwszej kadencji. Nie jest on, jak dodaje dziennik, świeżą twarzą, której domagają się republikanie z Kongresu.
Biuro Zarządzania i Budżetu (am. Office of Management and Budget), jako część aparatu władzy wykonawczej, w obecnym kształcie istnieje od 1970 roku, gdy utworzył je Nixon. Jest to urząd odpowiadający za koordynację działań instytucji federalnych w zakresie zarządzania i budżetu. Zatrudnionych jest w nim pięciuset pracowników. Na stanowisku dyrektora tego biura Bolten, mający obecnie 51 lat, nadzorował prace nad dwoma kolejnymi budżetami, charakteryzującymi się, jak podaje dziennik, zmniejszaniem wydatków na budownictwo mieszkaniowe, oświatę i inne programy z zakresu pomocy socjalnej.
Ocena wyboru, jakiego dokonał prezydent Bush przez mianowanie Jushua B. Boltena, zależy od oczekiwań wiązanych z taką zmianą. Nie można mieć zastrzeżeń, jak pisze dziennik "Washington Post" w artykule redakcyjnym, do kompetencji nowego urzędnika na tym stanowisku Bolten jest inteligentny, zaangażowany w swej pracy i powszechnie lubiany. Jednakowoż, dodaje dziennik, jego osobowość nie wywrze wpływu na politykę wobec Iraku, na politykę, od której prezydentura Busha jest najbardziej uzależniona (the single issue on which the Bush presidency most depends).
Andy Card jest postacią, która pozostaje w pamięci publicznej od godzin porannych w dniu 11 września 2001 roku, kiedy spokojnie podszedł do prezydenta Busha, zajętego czytaniem dla dzieci w szkole na Florydzie, szeptem do ucha przekazując mu wiadomość o atakach na dwie nowojorskie wieże. Jemu też przypisuje się sukces w realizacji znanych programów politycznych, prowadzonych przez prezydenta podczas pierwszej kadencji, jak obniżenie podatków (tax cuts), wprowadzenie szerokich zmian w szkolnictwie amerykańskim i mianowanie dwóch kandydatów, znanych z konserwatywnej orientacji, na stanowiska w amerykańskim Sądzie Najwyższym. Przypisuje się mu też zasługę w pracach nad powołaniem nowego ministerstwa w strukturze rządu federalnego, jakim jest Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (Department of Homeland Security). Card uznawany jest za osobę najdłużej pełniącą swe obowiązki na stanowisku szefa Białego Domu. Prezydent Bush z uznaniem powiada, że Card wyróżniał się ilością godzin poświęcanych codziennie na wykonanie swej pracy.
Jego odejście wynika z nieudanych posunięć politycznych, do których zalicza się odrzucenie przez Senat pani Harriet Miers jako prezydenckiej kandydatki do Sądu Najwyższego, źle prowadzone prace nad odbudową zniszczeń po huraganie Katrina na wybrzeżach stanu Luizjana i Mississippi, niezdecydowane i powolne ujawnienie wypadku wiceprezydenta Cheneyego na polowaniu w Teksasie. Do tych nieudanych posunięć "Washington Post" zalicza również rewoltę republikanów w Kongresie wobec projektu zakładającego wycofanie się strony amerykańskiej z kontraktu z brytyjską firmą na zarządzanie pewnymi amerykańskimi portami morskimi i podpisanie przez nią nowego kontraktu z firmą arabską.
źródła:
o załamaniu jedności w Partii Republikańskiej za tygodnikiem "Newsweek", wydanie na 27 marca, artykuł "Is Anyone Listening?", autorzy Richard Wolffe i Holly Bailey, str. 2122,
o efektach zmian na stanowisku szefa Białego Domu za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 29 marca, artykuł redakcyjny "Shuffling the Deck", str. A18,
o odchodzącym szefie Białego Domu (Andy Card) i jego następcy (Joshua B. Bolten) za dziennikiem "Washington Post", wydanie na 29 marca, artykuł "OBM Head To Replace Card Is Top Bush Aide", autor Michael A. Fletcher, str. A01.
Andrzej Niedzielski
Republikańska jedność
- 04/12/2006 05:22 PM
Reklama








