"W ciągu zaledwie 100 dni administracja Trumpa wyrządziła ogromne szkody w przestrzeganiu praw człowieka w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie" – oceniła dyrektorka programu Human Rights Watch w USA Tanya Greene. "Jesteśmy głęboko zaniepokojeni, że te ataki na podstawowe wolności będą kontynuowane bez trudu" – dodała.
Amnesty International zwraca uwagę na tzw. efekt Trumpa, który od początku swojej prezydentury 20 stycznia 2025 roku dokonuje szkód "niszcząc dziesięciolecia żmudnej pracy na rzecz rozwijania struktur i procedur chroniących prawa człowieka". "Zamach prezydenta USA na prawa migrantów, powszechną równość czy dostęp do ochrony zdrowia ośmiela innych światowych liderów do działania w ten sam sposób" – stwierdziła dyrektorka Amnesty International Polska Anna Błaszczak-Banasiak.
Jak wyliczono w raporcie Human Rights Watch w ciągu pierwszego kwartału rządów Trumpa i jego administracji doszło m.in. do ataków na wolność słowa, naruszeń prawa imigrantów ubiegających się o azyl czy ograniczenia amerykańskiego wsparcia dla praw człowieka poza granicami USA.
Organizacja przypomniała, że od stycznia Stany Zjednoczone deportowały imigrantów z Salwadoru, a także wydaliły osoby ubiegające się o azyl o różnych obywatelstwach do Panamy i Kostaryki, co stanowi naruszenie prawa międzynarodowego. Biały Dom ograniczył także wolność słowa, czego przykładem jest zatrzymanie osób z związku z ich aktywnym udziałem w propalestyńskich wystąpieniach publicznych.
Zwrócono także uwagę, że federalni pracownicy stracili kluczowe prawo zabezpieczające ich przed dyskryminacją ze względu na rasę, kolor skóry, wyznanie, płeć, orientację seksualną, tożsamość płciową i pochodzenie narodowe, po tym jak Trump uchylił rozporządzenie o równych szansach pracowniczych. Prawo to obowiązywało od lat 60. XX wieku.
Ponadto w raporcie przypomniano, że rząd federalny usunął tysiące rządowych stron i zbiorów danych, w tym dotyczących np. demografii, profilaktyki HIV/AIDS czy raportów na temat dyskryminacji ze względu na rasę.
Jako przypadek zamachu na wolność słowa wymieniono m.in. podpisanie w połowie marca przez prezydenta rozporządzenia nakazującego maksymalne ograniczenie działań i personelu amerykańskiej Agencji ds. Globalnych Mediów (USAGM), odpowiedzialnej za media dla zagranicy, w tym Radio Wolna Europa (RFE) i Głos Ameryki (VOA). Ponadto agencja AP została wykluczona z konferencji prasowych Białego Domu z powodu odmowy przyjęcia zmiany nazewnictwa Zatoki Meksykańskiej na "Zatokę Amerykańską", o co apeluje administracja Trumpa.
Organizacje wskazały też, że anulowanie 80 proc. kontraktów i grantów wydanych przez USAID (Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego) może doprowadzić do zagrożenia życia i zdrowia wśród mieszkańców ogarniętych wojną Ukrainy i Strefy Gazy, a także w najbiedniejszych krajach świata, w tym w Afganistanie, Syrii i Jemenie. Jako przykład podano Haiti, do kórej w ubiegłym roku USA dostarczyły 60 proc. pomocy humanitarnej.
"Musimy jednak powiedzieć sobie jasno – nie zaczęło się od Trumpa. Od dawna obserwujemy rozprzestrzenianie się autorytarnych praktyk wśród państw na całym świecie. Ci przywódcy wciągają nas w nową erę zamętu i okrucieństwa, a wszyscy, którzy wierzą w wolność i równość, muszą się przygotować na coraz silniejsze ataki na prawo międzynarodowe i prawa człowieka" – oceniła Błaszczak-Banasiak z Amnesty International Polska.(PAP)