Książę z bajki
Urodził się 28 czerwca 1491 roku w Greenwich jako drugi syn Henryka VII i Elżbiety York. Nie był przeznaczony do korony – to starszy brat, Artur, miał zasiąść na tronie. Ale los bywa przewrotny. Artur zmarł młodo, a Henryk – chłopiec o złotych włosach, pięknym głosie i manierach dworskiego anioła – został spadkobiercą dynastii, która ledwie oderwała Anglię od chaosu wojny domowej, zwanej Wojną Dwóch Róż. Wychowywany w cieniu surowego ojca, Henryk od początku uczył się, że królem się nie bywa – królem się staje. A królowanie to sztuka walki.
W młodości budził zachwyt i zazdrość. Wysoki, atletyczny, z twarzą cherubina i energią ognia. Uwielbiał muzykę, poezję, polowania i turnieje rycerskie. Pisał sonety, komponował, nawet tańczył z taką gracją, że dwór francuski – najbardziej wyrafinowany w Europie – był pod wrażeniem. Ale pod tą maską księcia z bajki tliła się pycha, gwałtowność i ambicja, które z czasem obróciły się przeciw wszystkim, którzy go kochali.
Przeklęte małżeństwo
W 1509 roku, po śmierci ojca, Henryk VIII wstąpił na tron i niemal natychmiast poślubił wdowę po swoim bracie – Katarzynę Aragońską. Ich związek miał być politycznym sojuszem, a stał się początkiem duchowego rozłamu. Przez pierwsze lata byli szczęśliwi, ale niczym czarna chmura zawisło nad nimi przekleństwo – Katarzyna nie mogła dać Henrykowi syna. Wszystkie ich dzieci, poza jedną Marią, umierały w niemowlęctwie.
Henryk był zrozpaczony. Władca potrzebował dziedzica. Anglia – zwłaszcza po wojnie domowej – nie mogła pozwolić sobie na kolejne bezkrólewie. Wtedy w głowie króla zrodziła się obsesja, która zmieniła losy Europy: uznał, że jego małżeństwo jest przeklęte, ponieważ poślubił żonę brata – czyn zabroniony przez Biblię. Gdy papież odmówił unieważnienia małżeństwa, Henryk przestał być synem Rzymu.
Zerwał z Watykanem. Ogłosił się głową nowego Kościoła Anglii i ustanowił prawo, które zmieniło wiarę milionów jego poddanych. Nie kierowała nim teologia, lecz pożądanie. Bo u źródła tej rewolucji stała kobieta – Anna Boleyn – o spojrzeniu lisicy i sercu królowej, która przyszła po władzę.
Zdrada i czary
Anna nie była najpiękniejsza na dworze. Miała wydatny nos, drobne usta i – jak mówili złośliwi – zbyt długą szyję. Ale miała też coś, czym nie mogła się chlubić żadna inna dwórka – magnetyzm. Inteligencję. I nieugiętość. Była wykształcona, pewna siebie, podszyta sarkazmem. Wróciła z dworu francuskiego, gdzie poznała intrygi i sztukę uwodzenia. Wiedziała, jak patrzeć, kiedy milczeć i kiedy zniknąć.
Gdy Henryk zapragnął Anny, nie spotkał się z uległością, do której był przyzwyczajony, lecz z chłodnym oporem. Kazała mu czekać, a on – nieznoszący odmowy – zapłonął żądzą jeszcze silniejszą. Ujrzał w niej nie tylko przyszłą królową i matkę swojego dziedzica, ale też narzędzie rewolucji: kobietę, która miała pozwolić mu wyrwać się spod władzy papieża i zbudować tron absolutny.
Ślub z Anną przypieczętował zerwanie z Rzymem. Ale ich związek przypominał wulkan – namiętny, kapryśny, pełen gniewu i żaru. Wkrótce Anna urodziła dziecko. Niestety na świat przyszła dziewczynka – Elżbieta. Nie jej oczekiwał król i cała Anglia.
Kolejne ciąże zakończyły się poronieniami. Z każdym następnym zawodem napięcie rosło. Henryk, zniecierpliwiony, rozczarowany i coraz bardziej podatny na podszepty dworu, zaczął obarczać Annę winą za brak męskiego potomka. Uwierzył, że go zdradzała – nawet z własnym bratem. Że używała czarów. Szepty z zamkowych korytarzy stały się oficjalnymi zarzutami.
W maju 1536 roku Anna została aresztowana, oskarżona o kazirodztwo, czary i zdradę stanu. Ścięto ją mieczem sprowadzonym z Francji, bo topór był zbyt brutalny. Umierała w ciszy, modląc się za 3-letnią córkę. Henryk w dzień jej egzekucji grał w karty i bawił się przy sutej kolacji.
Boski dziedzic
Po dramatycznej śmierci Anny Boleyn serce króla nie ostygło na długo. Już dziesięć dni po egzekucji drugiej żony Henryk zaręczył się z Jane Seymour – damą dworu Anny, kobietą łagodną, cichą, o nieśmiałym spojrzeniu i chłodnej, niemal zakonnej urodzie. W przeciwieństwie do swoich poprzedniczek nie próbowała czarować intelektem ani zmysłowością. Była uosobieniem pokory – a Henryk, znużony ogniem, zapragnął wody.
W 1537 roku Jane urodziła mu wreszcie upragnionego syna. Mały Edward, późniejszy Edward VI, był dla Henryka niczym biblijne objawienie: dziedzic o boskim znaczeniu. Król wpadł w ekstazę – nakazał uroczyste świętowania, dziękczynienia, narodziny ogłosił cudem. Ale radość trwała krótko.
Jane zmarła z powodu gorączki połogowej zaledwie dwanaście dni po porodzie, wycieńczona, blada, gasnąca z każdym oddechem. Henryk był zdruzgotany. Po raz pierwszy mówił o miłości z tkliwością. Kazał ją pochować w królewskim mauzoleum w Windsorze. To przy niej chciał spocząć po śmierci. Ale żałoba nie przeszkodziła mu wrócić do polityki małżeńskiej.
Żona z portretu
Czwartą żonę wybrał z portretu. Dosłownie. Anna z Kleve – niemiecka księżniczka – miała wzmocnić sojusz z protestanckimi państwami Rzeszy, zagrożonymi przez katolicką Hiszpanię. Jej wizerunek namalował nadworny mistrz, Hans Holbein Młodszy. Ukazał kobietę dostojną, łagodną i – na pierwszy rzut oka – urodziwą. Gdy Anna przybyła do Anglii, Henryk nie mógł ukryć przerażenia. Legenda głosi, że gdy zobaczył ją po raz pierwszy, odwrócił się do swoich dworzan i szepnął z obrzydzeniem: „Nie jestem w stanie jej tknąć!”.
Małżeństwo zawarto, ale nigdy nie zostało skonsumowane. Henryk nazwał Annę „klaczą z Flandrii” i twierdził, że nie potrafi zmusić się do zbliżenia. A ona, kobieta rozsądna i politycznie przewidująca, nie upierała się przy prawach królowej. Zgodziła się na rozwód bez walki – w zamian otrzymała rezydencje, dożywotnią rentę i tytuł „Ukochanej Siostry Króla”.
Ich relacje po rozstaniu były zaskakująco dobre a Henryk cenił ją za rozwagę. Przetrwała, bo nie próbowała wygrać. W królestwie Tudorów to była najpewniejsza droga do ocalenia.
Upiór przeszłości
Piąta żona, Katarzyna Howard, była jak upiór przeszłości, który powrócił, by rozlać kolejną porcję krwi. Miała zaledwie siedemnaście lat, gdy została żoną ponad pięćdziesięcioletniego, otyłego i chorego już wtedy króla. Była kuzynką Anny Boleyn. Nie miała jej błyskotliwości, za to miała młodość, urok i ciało, które rozpalało królewskie zmysły. Henryk obsypywał ją prezentami, wychwalał jej świeżość, nazywał „różyczką bez kolców”.
Ale Katarzyna skrywała tajemnicę. Gdy wyszło na jaw, że przed ślubem była kochanką nauczyciela muzyki, a później potajemnie spotykała się z Thomasem Culpeperem, ulubieńcem króla, wyrok był nieunikniony. Henryk – upokorzony, wściekły i rozdarty – wydał rozkaz pozbawienia jej życia. Katarzynę aresztowano.
Legenda mówi, że błagała o spotkanie z królem, próbowała uciekać, krzyczała, że jest niewinna. Wszystko na próżno. Egzekucję wyznaczono na 13 lutego 1542 roku. Tego dnia Katarzyna – jak twierdzili świadkowie – położyła głowę na pień z tak spokojną godnością, jakby już dawno umarła.
Klątwa króla
I wreszcie ostatnia – Katarzyna Parr. Wdowa po dwóch mężach, dojrzała, inteligentna i ostrożna. Wyszła za Henryka bardziej z obowiązku niż z miłości, choć nie brakowało spekulacji, że kochała kogoś innego – Thomasa Seymoura, brata zmarłej Jane. Mimo to król wybrał ją na żonę, a ona przyjęła los z pokorą, z której uczyniła swą broń. Miała jedno marzenie – by przeżyć.
Katarzyna była nie tylko pielęgniarką dla zrujnowanego fizycznie króla, ale też jego powiernicą, partnerką w dyskusjach, opiekunką królewskich córek. Troszczyła się o Marię i Elżbietę, starając się odbudować więzi rodzinne rozszarpane przez lata nienawiści i politycznych rozgrywek. Była zwolenniczką reform religijnych – czytała Pismo Święte po angielsku, pisała traktaty teologiczne, otwarcie mówiła o potrzebie duchowej odnowy.
Jej poglądy niepokoiły dwór, a w końcu wzbudziły czujność samego króla. Pod wpływem intryg Henryk wydał polecenie, by przygotować nakaz jej aresztowania. Katarzyna zareagowała błyskawicznie – udając chorobę, zalała się łzami, błagała, wypierała się winy i złożyła ukłon przed królewskim ego. Uratowała się. A to w przypadku żon Henryka VIII było równoznaczne z cudem.
Po jego śmierci Katarzyna wyszła za Thomasa Seymoura – mężczyznę, którego naprawdę kochała. Ale nawet wtedy nie zaznała spokoju. Zmarła zaledwie rok później, w połogu – jak Jane Seymour. Jakby klątwa króla ciągnęła się za jego kobietami długo po tym, gdy już sam zamknął oczy.
Kat dusz i ciał
Ale nie tylko żony padały ofiarą Henryka. W latach 1536-1540 przeprowadził tak zwaną „Dissolution of the Monasteries” – czyli brutalną likwidację zakonów w całej Anglii. Setki klasztorów zniszczono, mnichów wypędzono, biblioteki spalono, relikwie rozkradziono, a złoto i ziemie przejęła korona. Dla Henryka było to źródło majątku. Dla wielu – świętokradztwo.
Ci, którzy się sprzeciwiali, ginęli. Thomas More – autor „Utopii”, człowiek sumienia – odmówił uznania króla za głowę Kościoła. Trafił na szafot. Podobnie biskup John Fisher. W samej tylko Tower of London zgilotynowano ponad 70 osób za zdradę – a zdradą było nie zgadzać się z królem. Kaci pracowali jak urzędnicy. Król sam stał się katem dusz i ciał.
Starzejący się Henryk był cieniem siebie. Z młodego boga został olbrzym pokryty ropiejącymi wrzodami, z cuchnącą raną na nodze, której nie dało się wyleczyć. Otyły był tak bardzo, że potrzebował specjalnie skonstruowanej windy, by wciągnąć go na grzbiet konia. Zmagał się z depresją, gniewem i nawrotami paranoi. Ludzie mówili, że popadł w szaleństwo. Czasem mówił sam do siebie. Czasem krzyczał w nocy, wzywając duchy swoich żon.
Zmarł w 1547 roku – zrujnowany fizycznie, otoczony lękiem, samotnością i duchami przeszłości. Na tronie zastąpił go syn Edward VI, ale nie na długo – chłopiec zmarł jako nastolatek. Po nim tron przejęła Maria Tudor – córka Katarzyny Aragońskiej, która przeszła do historii jako „Krwawa Maria”, próbując siłą przywrócić katolicyzm. A potem – Elżbieta, córka Anny Boleyn, najpotężniejsza monarchini w historii Anglii.
Historia pisana krwią
Henryk VIII zostawił po sobie kraj rozdarty między wiarą a władzą, między lojalnością wobec tradycji a brutalnym nowym porządkiem. Stworzył Kościół anglikański, który przetrwał wieki. Zmienił sposób pojmowania królewskiej mocy – z pomazańca Bożego stał się władcą absolutnym, przed którym drżały miecze, biskupi i sumienia.
Dał Anglii córki, które władały twardą ręką i chłodnym rozumem – silniej niż większość mężczyzn na tronie. Ale ponad wszystkim pozostawił po sobie historię pisaną krwią – pełną ściętych głów, zdradzonych serc i ambicji spalonych na stosie.
Był tyranem, ale też reformatorem. Wielu uważało go za potwora. Ale był także wytworem epoki, w której rządy opierały się na strachu, a miłość bywała wyrokiem śmierci.
Przeklęte dziedzictwo
Twierdzono, że Anna Boleyn przed śmiercią rzuciła klątwę na ród Tudorów. Że jej duch, bez głowy, ale z nieugaszoną pamięcią, błąka się nocami po Tower, stukając obcasami o kamienne płyty – wiecznie zawieszona między miłością a zemstą. Szeptano, że Henryk w ostatnich latach życia pił krew młodego chłopca, wierząc, że przywróci mu męskość. Że jego ciało toczył syfilis, trąd, a może i choroba duszy, której nie dało się nazwać.
Jego ostatnie słowa brzmiały podobno: „Anno… wybacz”. Ale nikt nie wiedział, do której z Ann się zwracał – do tej, którą zepchnął na szafot, czy do tej, którą odtrącił. Obie były echem jego potęgi wobec kobiet, które kochał namiętnie… aż przestały mu być potrzebne.
Monika Pawlak









