Polska przegrała w Erewanie z Armenią 0:1 (0:0) w meczu eliminacji piłkarskich mistrzostw Europy.
Armenia - Polska 1:0 (0:0)
Bramka: Gamlet Mchitarjan (66-wolny). Żółta kartka: Agwan Mrktczjan (Armenia), Grzegorz Bronowicki (Polska). Sędzia: Pavel Cristian Balaj (Rumunia). Widzów: ok. 12 tys.
Armenia: Geworg Kasparow - Sargis Howsepjan, Robert Arzumanjan (83-Lewon Paczajan), Aleksandr Tadewosjan, Agwan Mkrtczjan - Wahagn Minasjan, Artur Woskanjan, Ararat Arakeljan, Jeghisze Melikjan - Hamlet Mchitarjan (74-Arman Karamjan), Armen Szahgeldjan (46-Aram Hakobjan)
Polska: Artur Boruc - Marcin Wasilewski, Jacek Bąk (65-Radosław Sobolewski), Michał Żewłakow, Grzegorz Bronowicki - Wojciech Łobodziński (60-Jakub Błaszczykowski), Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski, Jacek Krzynówek - Euzebiusz Smolarek (60-Maciej Żurawski), Marek Saganowski.
Zgodnie z zapowiedziami, selekcjoner Leo Beenhakker w porównaniu z meczem z Azerbejdżanem (3:1) zdecydował się na trzy zmiany w podstawowym składzie polskiej reprezentacji. Na ławce rezerwowych usiedli Jakub Błaszczykowski, Maciej Żurawski i Grzegorz Rasiak, a ich miejsce zajęli Grzegorz Bronowicki, Wojciech Łobodziński i Marek Saganowski.
Początek spotkania, podobnie jak w Baku, nie był najlepszy w wykonaniu "biało-czerwonych". Częściej atakowali gospodarze, jednak pewnie grająca polska defensywa nie dopuszczała do groźnych spięć pod bramką Artura Boruca. Obie drużyny miały kłopot z konstruowaniem akcji i rażąc niedokładnością nie potrafiły dłużej utrzymać się przy piłce.
Piłkarzom obu zespołów zadania nie ułatwiała nierówna i dziurawa niczym szwajcarski ser murawa stadionu w Erewanie, która była przyczyną wielu strat piłki i niecelnych podań.
Najlepszy fragment gry Polaków w pierwszej połowie miał miejsce między 26. a 30. minutą gry.
Najpierw Marcin Wasilewski płasko dośrodkował w pole karne, a piłkę wślizgiem uderzył Marek Saganowski, jednak Goerg Kasparow z kłopotami, ale zdołał wybić piłkę na rzut rożny. Po chwili z daleka niecelnie strzelił Mariusz Lewandowski.
W 30. minucie powinna paść bramka dla Polaków. Zza pola karnego uderzył Wojciech Łobodziński, a skacząca po nierównej murawie piłka sprawiła sporo kłopotów ormiańskiemu bramkarzowi, który odbił ją pod nogi Marka Saganowskiego. Ten jednak w dogodnej sytuacji, stojąc niemal przed pustą bramką, fatalnie spudłował.
Druga połowa rozpoczęła się od ataków Polaków. Bramce gospodarzy podopieczni Beenhakkera zagrozili w 57. minucie, kiedy po długim zagraniu Dariusza Dudki sam na sam z Geworgiem Kasparowem znalazł się Wojciech Łobodziński, ale jego strzał z ostrego kąta był niecelny.
Po chwili pomocnika Zagłębia Lubin nie było już na boisku, bo Beenhakker zdecydował się na dwie zmiany. Oprócz niego plac gry opuścił słabo dysponowany w środę Euzebiusz Smolarek, a pojawili się na nim Jakub Błaszczykowski i Maciej Żurawski.
Pięć minut później kontuzja uniemożliwiła dalszą grę Jackowi Bąkowi, który narzekał na zdrowie już po meczu w Azerbejdżanie. Sfrustrowany kapitan polskiej drużyny umyślnie sfaulował mijającego go Ormianina tuż przed polem karnym i poprosił o zmianę. Jego miejsce zajął Radosław Sobolewski, ale co gorsza Gamlet Mchitarjan efektownym i precyzyjnym strzałem z rzutu wolnego pokonał Artura Boruca. To był przełomowy moment meczu.
Strata bramki zupełnie wybiła z konceptu Polaków, a dodała energii Ormianom, którzy zaczęli walczyć z jeszcze większą determinacją. Często nie przebierali też w środkach, faulami przerywając akcje nieporadnie starających się odrobić straty Polaków.
W przeciwieństwie do spotkania z Azerbejdżanie niewiele wnieśli do gry rezerwowi. Błaszczykowski co prawda starał się indywidualnymi akcjami rozerwać obronę gospodarzy, ale Żurawski był kompletnie niewidoczny.
W 86. minucie po akcji prawą stroną boiska z ostrego kąta Geworga Kasparowa próbował zaskoczyć Błaszczykowski, ale ormiański bramkarz, najlepszy zawodnik w swym zespole, odbił piłkę.
W końcówce Polacy opadli z sił i nie potrafili poważnie zagrozić bramce gospodarzy. Ormianie z kolei czterokrotnie wyprowadzili groźne kontry i mogli podwyższyć wynik, ale w dogodnych okazjach pudłowali, a raz Michał Żewłakow wybił piłkę z linii bramkowej.
Po końcowym gwizdku sędziego ormiańscy kibice i piłkarze niemal oszaleli ze szczęścia. Owacjom i wiwatom na stadionie długo nie było końca. Gospodarze byli tyleż zadowoleni, co zaskoczeni, że wygrali mecz z liderem grupy.
Zespół Leo Beenhakkera w połowie wykonał plan nakreślony przed wyjazdem za Kaukaz - mecze z Azerbejdżanem oraz Armenią miały wzbogacić dorobek "biało-czerwonych" o sześć punktów i sprawić, że znajdą się oni w bardzo korzystnym położeniu przed decydującą fazą eliminacji. Trzy punkty trzy stracone w środę jednak znacznie pogorszyły ich sytuację przed jesiennymi wyjazdami do Helsinek, Belgradu i Lizbony. O pierwszy w historii awans do mistrzostw Europy będzie znacznie trudniej niż wydawało się przed meczem w Erewanie.








