Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 14 grudnia 2025 15:57
Reklama KD Market

Wałęsa: pogromca PRL-u czy konfident

Warszawa – Lech Wałęsa, legendarny przywódca naziemnej i podziemnej "Solidarności" ponownie trafił do mediów całego świata. Tym razem stało się to za sprawą ujawnienia na swojej stronie internetowej (www.mojageneracja.pl/1980) SB-eckich teczek na temat własnej osoby jak i innych współtwórców pierwszego w bloku sowieckim wolnego związku zawodowego.

B. prezydent RP stwierdził, że wreszcie chce raz na zawsze przeciąć nieustającą falę oskarżeń zarzucających mu agenturalną przeszłość i nawet sugerujących, że był on tworem PRL-owskiej bezpieki.

Może jednak jest to także sposób na ponowne zaistnienie na polskiej scenie politycznej dawnego bohatera, który bardzo źle znosi marginalizację. Zresztą jedno drugie nie wyklucza. Do dziś niegdysiejszy elektryk stoczniowy uchodzi na świecie jako człowiek, który obalił komunizm we własnym kraju i w całej Europie, także w samym imperium sowieckim. Ale od przegranej walki o ponowny wybór na prezydenta w 1995 r., we własnym kraju Wałęsa przebywa w pewnej otchłani politycznej. Raz po raz startuje z jakąś inicjatywą, wydaje oświadczenie, procesuje się, zakłada partię polityczną, by znów na jakiś czas zniknąć ze sceny publicznej.

"Mam już szczerze dość tych oskarżeń, pomówień i insynuacji, dlatego postanowiłem opublikować te materiały z IPN w Internecie–Wałęsa powiedział "Dziennikowi Związkowemu". – Może jak ci ludzie je przeczytają i zrozumieją jak sami byli manipulowani przez SB to wreszcie mnie przeproszą i oddadzą odznaczenia państwowe".

Wałęsa głównie miał na myśli Annę Walentynowicz oraz małżeństwo Joannę i Andrzeja Gwiazdów, których prezydent Lech Kaczyński w ub. roku z okazji Święta Niepodległości odznaczył Orderem Orła Białego, najwyższym polskim odznaczeniem. Zarówno odznaczeni jak i obaj bracia Kaczyńscy należą do obozu, który uważa, że Wałęsa obalił rząd Jana Olszewskiego w 1992 r., aby ukryć niewygodne fakty ze swojej przeszłości: rzekomą kolaborację z władzami bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o kryptonimie "Bolek".
Opublikowane przez Wałęsę materiały zdają się obalać te pomówienia.

W jednym z tajnych dokumentów PRL-owskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 2 września 1985 r. znajduje się "plan działań pogłębiających antagonizm pomiędzy A. Walentynowicz a L. Wałęsą oraz między osobami wokół niego skupionymi". Kryptonim nadany Walentynowicz to "Emerytka".
Inny tajny dokument specjalnego znaczenia Biura Studiów Służby Bezpieczeństwa z 18 października 1985 r. zawiera następujące zapisy: "I.

W ostatnim czasie A. Walentynowicz nasiliła działania dyskredytujące L.Wałęsę w środowiskach prosolidarnościowych. Coraz częściej rozsiewa pogłoski o niewłaściwej postawie L.Wałęsy, nazywając go oszustem, dwulicowcem, karierowiczem, którego należy zdemaskować. II. Celem działań jest dalsze utwierdzanie A. Walentynowicz w przekonaniu, że L.Wałęsa nadal współpracuje z SB".

Jak wiadomo, komuniści do perfekcji opanowali starą rzymską dewizę "divida et impera" (dziel i rządź). Napuszczali miasto na wieś, robotników na inteligencję, niewierzących na wierzących, a przede wszystkim starali się za wszelką cenę wewnętrznie skłócić swoich przeciwników. Szeptana propaganda, sfałszowane listy, kłamstwa, półprawdy, plotki i pogłoski – każdy chwyt był dozwolony.

Niektóre materiały sięgają początku lat 70., kiedy po krwawo stłumionych protestach robotniczych na Wybrzeżu Edward Gierek zastąpił Władysława Gomułkę jako szef partii. Wałęsa znalazł się wśród delegacji robotników, którzy spotkali się w stoczni z nowym przywódcą komunistycznym. Notatka służbowa SB z 16 lutego 1971 r. o odmowie podjęcia przez Lecha Wałęsę współpracy jako tajnego współpracownika – to jeden z dokumentów umieszczonych przez Wałęsę na swojej stronie internetowej.

Można w niej przeczytać, jak kapitan SB E. Graczyk w lakonicznej notatce informuje swoich przełożonych, że wobec odmowy współpracy z władzami bezpieki przez Wałęsę, powinien on być dalej inwigilowany na wydziale W-4 stoczni gdańskiej przez tajnego współpracownika o kryptonimie "Klin".
Te materiały nie wzruszyły Walentynowicz, która nawet nie zamierza ich przeczytać. "Nie chce mieć nic wspólnego z tym zdrajcą i agentem", powiedziała o Wałęsie.

Także odrzuciła zaproszenie Wałęsy na wspólne imieniny b. prezydenta i jego żony Danuty 29 czerwca. "To niecny plan, nie dam się nabrać na przynętę" – skomentowała imprezę schorowana i poruszająca się o kuli 78-letnia emerytka. "Nigdy wcześniej nie otrzymałam od Wałęsy zaproszenia na jego imieniny. Uśmiałam się, jak otworzyłam kopertę. Ostatnie zdanie zaproszenia wystosowanego do mnie i osoby towarzyszącej brzmi: 'Spotkanie z Wami sprawi nam wiele przyjemności'. Proszę nawet mnie nie pytać, czy tam pójdę. Wałęsa myśli, że mam krótką pamięć. A może podaliby mi tam jakąś truciznę?"

Sam Wałęsa tak wyjaśnił przyczynę zaproszenia działaczy, z którymi jest skonfliktowany od lat: "W tym roku ja i moje otoczenie doszło do wniosku, że może by tak wszystkich ściągnąć. Kończymy już żywot na tym świecie. Można zobaczyć, czy możemy napić się lampki wina, niezależnie od opcji". Dwa lata temu na imieniny zaprosił b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i innych prominentnych ekskomunistów.

Gwiazda nieco spokojniej zareagował na inicjatywę internetową Wałęsy. Ogólnie rzecz biorąc, opublikowanie tych materiałów uznał za posunięcie pozytywne. Ale zaraz dodał: "Mam nadzieję, że wśród tych dokumentów są również te, które Wałęsa jako prezydent wyniósł z archiwum i nie zwrócił do tej pory". Natomiast na temat zaproszenia na imieniny Wałęsy powiedział jedynie: "Media zajmują się głupstwami". Nie mówił, czy się na tę imprezę wybiera.
Wśród materiałów opublikowanych przez Wałęsę znalazł się donos TW Bolka, z 1971 r., który dotyczy zbiórki pieniędzy wśród robotników Stoczni Gdańskiej na wieńce dla poległych stoczniowców. Składał się z trzech kartek, które jednak wkrótce zostały zdjęte ze strony internetowej. Wałęsa twierdzi, że tak uczynił, ponieważ materiał był niekompletny, ale obiecał, że pojawią się ponownie, kiedy materiał zostanie skompletowany.

Podczas krótkiego żywota tych materiałów w cyber-przestrzeni niektórym dziennikarzom udało się je zachować w swoich komputerach. Jeden donos tajnego współpracownika "Bolka", złożony oficerowi SB Rapczyńskiemu (imienia brak), informuje: "W sobotę dn. 24.04. o godz. (zapis nieczytelny) przy wychodzeniu z szatni podeszła do mnie grupka ludzi w tym: ślusarz z Opola, który zarzucał mi tchórzostwo i brak oddania się ludziom, którzy mnie wybrali do rady. Pytał się, dlaczego nie zbieramy na wieńce dla poległych. Ja odpowiedziałem, że powiem przewodniczącemu rady, a zresztą możecie sprawdzić sami (...)".

TW "Bolek" przekazuje też, że tego dnia od rana nie pracował, a ok. południa dowiedział się od Lenarciaka, że "już zbierają pieniądze i że puszczono w obieg ankietę, co do miejsc złożenia wieńcy". Następnie podaje skład wybranego komitetu: 1. Lech Wołęsa (pisownia oryginału–RS), 2. Szyler Józef 3. Gowlik 4. Karpiński 5. Borkowski 6. Animucki.

Skoro Wałęsa opublikował notatkę stwierdzającą, że odrzucił ofertę współpracy z SB, to może kto inny nosił pseudonim "Bolek". A może wręcz odwrotnie, był to przemyślany chwyt, obliczony na odciągnięcie od siebie uwagi. A skoro "Bolek" to Wałęsa, to chyba umiał pisać własne nazwisko. Pisownia "Wołęsa" sugeruje, że notatkę napisał kto inny.

A może to też dla zmyłki i niepoznaki?! Wałęsa jest także posiadaczem listy tajnych współpracowników (TW), którzy na niego donosili i funkcjonariuszy komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, ale jeszcze nie zdecydował, czy ją ujawni. Zarówno lista Macierewicza z 1992 r., lista Wildsteina sprzed dwóch lat jak i ostatnie rewelacje b. prezydenta RP podsycają emocje i powodują wielkie zamieszanie. Inaczej być nie może, skoro materiały są niekompletne, częściowo wyczyszczone a nawet mogą zawierać celowo umieszczone w teczkach fałszywki. Przemieszani bywają kaci i ich ofiary, świadomi konfidenci i ludzie, których bezpieka wykorzystywała bez ich wiedzy. Zbieżność nazwisk jak i kryptonimów dalej sprawę komplikuje.

Czy oznacza to, że lustracji, dekomunizacji i dezubekizacji należy zaniechać, teczki spalić lub zabetonować na 50 lat? To na pewno ucieszyłoby postkomunistów, ich liberalno-centrowych sojuszników i wszystkich, którzy mają coś na sumieniu. Odwrotnie obóz rządzący, który chce kraj raz na zawsze wyczyścić z pozostałości po PRL-u. Jakby te sprawy dalej się nie potoczyły, faktem pozostaje, że dużą część winy za niedokończone rozliczenia ponosi sam Wałęsa. Gdyby w 1992 r. rozpoczętą przez rząd Olszewskiego dekomunizację doprowadził to końca, to z pewnością krajem by wstrząsały konwulsje polityczne przez rok czy dwa. Ale dziś mało kto by o tym jeszcze pamiętał.
Robert Strybel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama