We wtorek podczas rozprawy przed Sądem Okręgowym w Warszawie przeciwko działaczom Polskiego Związku Piłki Siatkowej i byłemu prezesowi PZPS Januszowi Biesiadzie zeznający świadkowie powołani przez oskarżyciela posiłkowego stwierdzili, że wszystkie decyzje finansowe musiały być zawsze potwierdzone dwoma podpisami - prezesa i sekretarza generalnego.
Jako pierwszy zeznania składał Witold G., członek zarządu, w latach 1996-2000 wiceprezes PZPS ds. organizacyjnych. Świadek potwierdził, że zgodnie ze statutem odpowiedzialność za finanse związku ponosili wyłącznie prezes i sekretarz generalny.
Witold G. stwierdził, że uczestnicząc w posiedzeniach zarządu i prezydium PZPS wiele razy miał możliwość zapoznania się z sytuacją finansową związku, którą zawsze referował sekretarz generalny. Sekretarz jest pracownikiem mianowanym, był zatrudniony w PZPS na etacie na podstawie uchwały zarządu.
"Brałem udział w posiedzeniu zarządu w połowie 1998 roku, gdy Janusz Biesiada został powołany na stanowisko sekretarza generalnego. Podczas tego posiedzenia nie była omawiana sprawa wysokości jego wynagrodzenia" - stwierdził Witold G.
Świadek dodał, że w trakcie jego wieloletniej pracy w PZPS, w połowie kadencji władz prezydium zawsze otrzymywało dokładne sprawozdanie dotyczące finansów związku. Nie było do nich nigdy żadnych konkretnych zastrzeżeń.
Sprawa audytu przeprowadzonego w związku pojawiła się na początku 2001 roku. Kto zlecił przeprowadzenie badania dokumentacji finansowej PZPS - świadek nie wiedział.
Pytany o pracę Janusza Biesiady poinformował, że na początku 1998 roku oskarżony był dyrektorem Ligi Światowej, a sekretarzem generalnym został kilka miesięcy później. Według wiedzy Witolda G., Biesiada początkowo jako dyrektor LŚ nie miał stałego wynagrodzenia, otrzymywał natomiast prowizję od wpływów.
Dopiero gdy został sekretarzem generalnym, zarząd PZPS podjął w formie uchwały decyzję o wysokości wynagrodzenia Janusza Biesiady.
Jako drugi zeznawał Leon B., członek prezydium zarządu PZPS w latach 1996-2000. W tym czasie pełnił także funkcję skarbnika związku, choć od połowy 1998 roku było to czysto formalne, gdyż wszystkie sprawy finansowe znalazły się w gestii prezesa i sekretarza generalnego.
"Jako skarbnik do połowy 1998 roku uporządkowałem finanse związku, w których panował ogromny bałagan. Byłem nim zaszokowany. Doprowadziła do niego poprzednia główna księgowa, którą zwolniłem z pracy. Zawsze pracowałem w związku społecznie, nigdy nie pobierałem za pracę żadnego wynagrodzenia. Do wejścia PZPS do Ligi Światowej finanse związku były przejrzyste, wszystko to były dotacje budżetowe, które trzeba było w wyznaczonych terminach rozliczać. Gdyby tego nie uczyniono w terminie, można się było spodziewać, że w następnym roku dotacje zostaną znacznie ograniczone" - wyjaśnił Leon B.
Gdy pojawiła się Liga Światowa, w PZPS musiały się znaleźć dodatkowe fundusze. Świadek nie miał wiedzy na temat tego, jak związek pozyskał sponsora. Dodał, że od połowy 1998 roku, gdy funkcja skarbnika była już tylko formalna, nie miał żadnego kontaktu z dokumentacją finansową związku.
Dodał także, że jak sięga pamięcią, sytuacja finansowa PZPS nigdy nie była bardzo dobra, związek był często zadłużony.
"Dopiero za czasów Janusza Biesiady, który został powołany na stanowisko sekretarza generalnego aby uporządkować bałagan po swoim poprzedniku, sytuacja finansowa uległa pewnej poprawie. Nie wiem, czy była to wyłącznie zasługa oskarżonego"- stwierdził Leon B.
Dodał także, że nie wie, czy Janusz Biesiada otrzymywał wynagrodzenie w PZPS już jako dyrektor Ligi Światowej, czy też dopiero po nominacji na stanowisko sekretarza generalnego.
Rozprawa została odroczona bezterminowo, do czasu otrzymania ekspertyzy biegłego księgowego, który zbada dokumentację finansową PZPS z lat 1998-2001.








