Trenująca we włoskim ośrodku w Formii Rosjanka Jelena Isinbajewa narzeka na brak silnych rywalek w zawodach. Na szczycie jest się samotnym - tak czuje się rekordzistka świata, mistrzyni olimpijska, świata i Europy w skoku o tyczce.
25-letnia lekkoatletka twierdzi, że bez wyzwań, nie może wyzwolić wszystkich swych możliwości. "Trudno samej ustanawiać rekordy. Potrzebne są konkurentki, które zmuszą do pokonywania poprzeczki zawieszonej wyżej" - powiedziała Isinbajewa.
Tyczkarka pozostaje praktycznie niepokonana od trzech lat, wywołując tym samym porównania z "carem" tyczki, Ukraińcem Siergiejem Bubką. Chce jak on ustanowić 35 rekordów świata. Jako pierwsza kobieta pokonała wysokość pięciu metrów, w lipcu 2005 roku, a w następnym miesiącu, podczas MŚ w Helsinkach skoczyła 5,01 m.
Rok temu pogodna lekkoatletka była na dobrej drodze do powtórzenia wyczynu Bubki, ustanawiając 20. rekord świata (w hali i na stadionie) w ciągu dwóch sezonów. Jednak nie udało się jej utrzymać tempa poprawiania rekordów, gdy pod koniec 2005 roku rozstała się ze swym wieloletnim trenerem Jewgienijem Trofimowem. Gdy przeniosła się do Monako, pod opiekę byłego trenera Bubki, Witalija Pietrowa, poprawiła tylko dwa halowe rekordy świata.
"Oczywiście, jestem trochę rozczarowana, że nie poprawiam rekordów częściej, ale ... Trudno to robić, gdy inne zawodniczki kończą konkurs znacznie wcześniej niż ja" - mówi zawodniczka.
Isinbajewa zwróciła także uwagę na warunki stwarzane przez organizatorów zawodów. "Większość dziewcząt startuje od wysokości 3,70-3,80. Wolałabym, by konkursy zaczynały się od co najmniej 4,30-4,40. Nie czekałabym trzech godzin na moją pierwszą próbę. To uciążliwe siedzieć tak i nie wiedzieć, kiedy przystąpić do rozgrzewki, bo nie wiadomo, ile czasu zajmie zawodniczkom pokonanie poprzeczki na poważnej wysokości".
Rosjanka przyznaje, że stosuje taktykę Bubki: trzy próby w każdym konkursie. "Jeden skok na rozgrzewkę, potem następna próba i w trzeciej atak na rekord świata. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe".








