Rozstrzygnięcie problemu istnienia pozaziemskiego życia aktualnie jest potwierdzane tym, że co pewien czas astronomowie donoszą o wykryciu kolejnej planety nie tylko w jakiejś odległej galaktyce, lecz także w naszej, rodzimej Drodze Mlecznej. Zatem pytanie: czy istnieją pozaziemskie cywilizacje? – zostało poprzedzone tym: czy istnieją we Wszechświecie, podobne do naszego Układu Słonecznego, układy gwiezdno-planetarne, bo bez ich istnienia trudno wyobrazić sobie inne niż planety miejsce, w którym życie mogłoby się rozwijać i osiągać coraz bardziej skomplikowane formy!
Poszukiwanie obcych układów planetarnych jest pierwszym krokiem do poszukiwania życia we Wszechświecie, a cóż dopiero życia rozumnego, na którego odszukanie – prawdę mówiąc – mocno liczymy, bo coraz bardziej doskwiera nam kosmiczna samotność. Jest jeszcze jeden powód, dla którego uczeni robią wszystko, aby planety odnaleźć, bowiem odkrycie ich w rozmaitym stadium istnienia da im możliwość potwierdzenia lub zaprzeczenia teorii genezy naszego rodzinnego Układu Słonecznego, do niedawna jedynego dla nas takiego tworu we Wszechświecie.
Szalony postęp radioastronomii i wyjście w kosmos, na orbitę okołoziemską, ale daleko od warstw atmosfery naszej planety z instrumentami naukowo-badawczymi spowodował, iż dzisiaj wiemy na pewno o wypełnieniu warunku pierwszego: rzeczywiście planety istnieją.
Pierwszego na świecie odkrycia planet dokonał Polak, Aleksander Wolszczan (cóż za paralelność z Mikołajem Kopernikiem!). Ale te planety, skupione wokół gwiazdy neutronowej – pulsara, zlewane twardym promieniowaniem pochodzącym ze swego “słońca”, dogasającej gwiazdy, nie mogą być kolebką żadnego życia, raczej – Śmierci i Destrukcji.
Jednak kolejno odkryte planety, których do tej pory odkryto cztery dziesiątki zaczęły utwierdzać uczonych w tym, że są: po pierwsze tworami powtarzalnymi, po drugie – normalną drogą, jaką podążają całe układy słoneczno-planetarne właściwie wszędzie we Wszechświecie, formowane z “ulewania się” materii podczas tworzenia się centrów układu – gwiazd – i także z pozyskiwania tejże z typowych “bezpańskich” obłoków i mgławic, czyli “kradzieży” z pobliża danej gwiazdy, dokonywanej dzięki konsolidacji sił grawitacyjnych w formującym się układzie, wreszcie – po trzecie – dotychczas odkryte planety w kilku przynajmniej przypadkach posiadają: wodę, atmosferę oraz nawiedzają je pierwotne burze połączone zapewne z wyładowaniami elektrycznymi, mogą (ale i nie muszą) być owymi kolebkami życia, o których tutaj mówimy.
Nasza dzisiejsza wiedza o początkach i ewolucji Układu Słonecznego, którego odpowiedniki znaleziono wodzone przez najprzeróżniejsze gwiazdy, nawet przez brunatne karły, sięga czasów Kanta i Laplace’a; w swoich pracach astronomicznych zaproponowali oni tak zwaną mgławicową hipotezę jego powstania. Jakkolwiek przez ostatnie dwieście lat hipotezę tę wielokrotnie modyfikowano, to przecież do dzisiaj jej zasadniczy zrąb pozostał utrzymany w mocy.
Istotnie, w poznanej już stosunkowo nieźle mechanice Układu Słonecznego wiele wskazuje na to, że powstał on z potężnej mgławicy materii międzygwiezdnej, która na pewnym etapie ewolucji, gdy Słońce już istniało, przybrała formę otaczającego go dysku. I właśnie z tego dysku powstały planety, a ich sposób poruszania się w całym układzie został zdominowany przez rotacyjny ruch Słońca (a nasza gwiazda to 97,9 masy całego układu) i gdzie się jej równać nawet planetom-gigantom razem wziąwszy. Ważne w tym wszystkim jest to, że nasz Układ nie powstał w sposób chaotyczny, przypadkowy, a przeciwnie – jego powstaniem rządziły pewne zasady.
Uważa się, że dyski materii powstają w momencie narodzin każdej gwiazdy. Narodziny te rozpoczynają się z chwilą dynamicznego, grawitacyjnego zapadnięcia – kolapsu – stosunkowo zimnego i gęstego wnętrza obłoku pierwotnej materii międzygwiezdnej. Obłok ten zawiera głównie molekularny pył i gaz. Z chwilą, gdy wnętrze to gęstnieje i zapada się coraz bardziej, przypadkowe siły rządzące do tej pory obłokiem ulegają uporządkowaniu. Następuje rotacja zapadniętego wnętrza i rotacja ta powoduje powstanie ogromnego, spłaszczonego dysku gazowo-pyłowego, który roztacza się wokół dopiero co narodzonej gwiazdy.
Ostatnie obserwacje astronomiczne potwierdziły istnienie owych dysków jako czegoś typowego i wielokrotnie powtarzalnego. I tak, wokół młodych relatywnie obiektów gwiezdnych takich, jak HL Tauri, R. Monoceros i L 1551/IRS 5 stwierdzono nienormalnie wysoką emisję promieniowania podczerwonego, wskazującego na obecność wielkiej ilości pyłu. Szczególnie ciekawych obserwacji dostarczył w tym przypadku amerykański satelita IRAS, specjalizujący się właśnie w obserwacjach prowadzonych w podczerwieni.
Dane pochodzące z IRAS wskazują, że wielkość drobin pyłu otaczającego wspomniane gwiazdy waha się w granicach kilkudziesięciu mikronów. Są to więc drobiny znacznie większe od tych, które składają się na materię pierwotnego obłoku, co by znaczyło, że okres powstawania planet wokół tych słońc już się rozpoczął. Dane uzyskane także przez IRAS każą przypuszczać, że podobne dyski zawierające również stosunkowo duże drobiny istnieją też wokół bardzo młodych, zmiennych podolbrzymów typu T Tauri, a także wokół obiektów znaczenie już starszych, np. gwiazd Vega lub Beta Pictoris.
Wspomniane tutaj obserwacje ponad wszelką wątpliwość dowodzą, że i nasz Układ Słoneczny przeszedł podobne fazy, a zatem nie jest tworem kuriozalnym, przypadkowym i niepowtarzalnym. Powiem otwarcie: podobnie jak swego czasu ludzkość musiała przezwyciężyć starą teorię geocentryczną Ptolomeusza i przyjąć nową teorię heliocentryczną Mikołaja Kopernika, tak i obecnie powinniśmy zaadoptować się do nowej zgoła sytuacji – powiedziałbym – uniwersalizmu kosmicznego. Wszechświat wcale nie jest czymś przypadkowym, nieobliczalanym i po Big Bangu, od swego Prapoczątku i Zaistnienia w Chwili Zerowej, czyli w chwili, kiedy to Osobliwość – Punkt – począł się rozdymać coraz bardziej i bardziej, Wszechświat ma sens! A tym sensem jest powstanie w nim życia i uformowanie się na najwyższym jego etapie Rozumu, który kiedyś pojmie cały proces Kreacji, z jakiego powstał i pozwala mu się identyfikować z dziełem tworzenia.
A więc mamy pierwsze potwierdzenie tego, że we Wszechświecie istnieje “dzisiaj” (to “dzisiaj” jest w ludzkim rozumieniu słowa, bo może gdzieś tam, nim dotrze do nas pierwszy promień światła z miejsca wydarzenia, dogorywa jakaś wielka cywilizacja?) tysiące, miliony kolebek życia – małych i dużych planet, które grupują się wokół swoich słońc. Skoro o tym wiemy, to musimy przygotować się, przede wszystkim mentalnościowo, do tego, iż nie jesteśmy czymś nadzwyczajnym i niepowtarzalnym w całym Wszechświecie, a przeciwnie – jedynie iskierką życia zasianą na nieciekawym polu naszej galaktyki na krańcu, tam gdzieś pod lasem, gdzie – być może – nikt nawet nie spodziewał się, że wzejdzie ziarno w warunkach jakby zaprzeczających stabilizacji życia, bo, dla przykładu, czy można żyć w obecności tak silnego utleniacza, który przecież istnieje w powietrzu? Tymczasem my twierdzimy, że tlen jest gazem życia, zapominając o tym, iż dla innego życia okazałby się wręcz zabójczy. Tych nieprawdopodobieństw jest dowolnie wiele, by zacząć zastanawiać się nad samą Kreacją i jej nieograniczoną możliwością.
Zatem, jeśli ona nas dotyczy, czemu miałaby nie dotyczyć innych istot obdarzonych rozumem?
Czekają one właśnie na Znak od nas albo też na dotarcie jego do nas. Dotarci
e i zrozumienie!
Ku nowym słońcom, ku nowym ziemiom
- 08/16/2007 06:16 PM
Reklama








