Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 14 grudnia 2025 12:11
Reklama KD Market

Fałszywi bohaterowie

Sprawa tzw. “szóstki” z Jena nagle zagościła na pierwszych stronach gazet, a do niewielkiego miasteczka w Luizjanie zjechało 10 tysięcy ludzi, którym wydaje się, że przypadek sześciu czarnoskórych nastolatków, oskarżonych o pobicie białego kolegi ze szkoły, jest rażącym przykładem niesprawiedliwości i rasowych uprzedzeń. Tym samym wspomniana szóstka urosła nagle do roli bohaterskiego symbolu, porównywalnego do odważnych działaczy na rzecz równouprawnienia w latach 60-tych ubiegłego stulecia. Jest to symbol z gruntu fałszywy.

Ci, którzy demonstrują w Jena, za namową zwykłych w tego rodzaju przypadkach “przywódców”, na czele z Jesse Jacksonem i Alem Sharptonem, wygodnie pomijają dość oczywiste fakty. Twierdzą, że w lecie ubiegłego roku trzech białych uczniów szkoły w Jena powiesiło na drzewie przy szkole stryczki, za co winowajcy zostali zawieszeni na trzy dni. Niesprawiedliwość polegać ma na tym, że ta “niezwykle łagodna kara” za prowokacyjny i obraźliwy dla murzyńskich uczniów akt nie wytrzymuje porównania z aresztowaniem sześciu czarnoskórych uczniów w wyniku “zwykłej, szkolnej bójki”.

Rzeczywistość wygląda jednak zgoła inaczej. Owszem, do powieszenia styczków istotnie doszło, a ponieważ jest to symbol rodem z niechlubnej historii Ku-Klux-Klanu, uczniów powinna spotkać za to kara. Jak jednak wielokrotnie wyjaśniał publicznie tamtejszy prokurator okręgowy, nie może to być kara kryminalna, ponieważ w świetle prawa stanowego nie doszło do żadnego przestępstwa. Ci, którzy domagają się postawienia trójki chłopców przed sądem nie chcą jakoś przyjąć do wiadomości faktu, że tzw. “hate crimes” (przestępstwa wynikające z uprzedzeń rasowych) w stanie Luizjana dotyczą wyłącznie czynów kryminalnych, które są karalne niezależnie od ich podłoża, a które dodatkowo zawierają elementy sugerujące rasizm. Gdyby zatem trójka “dowcipnisiów” najpierw pobiła czarnoskórego kolegę, a następnie powiesiła nad nim stryczki, byłby to czyn zasługujący na miano “hate crme”. Gdyby zaś miało miejsce wyłącznie pobicie, bez podtekstów rasistowskich, mielibyśmy do czynienia ze zwykłym przestępstwem. Same stryczki to jednak wyłącznie głupi i godny potępienia żart, za który karać mogą wyłącznie władze szkolne.

Jeszcze bardziej mija się z prawdą nazywanie tego, co wydarzyło się w szkole w Jena w grudniu ubiegłego roku “zwykłą, szkolną bójką”. Biały uczeń tej szkoły, Justin Barker — o którym demonstranci w Jena już dawno zapomnieli, mimo że to on jest ofiarą incydentu — w czasie przerwy szedł po korytarzu. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia i powodu, Mychal Bell, główny oskarżony w tej sprawie, zadał mu potężny cios w głowę, w wyniku czego Justin stracił przytomność. Następnie Bell wraz z pięcioma kolesiami przystąpił do kopania leżącego chłopca, który przeżył ten napad dzięki interwencji innego ucznia. Jeśli tego rodzaju rozbój ma być szkolną bójką, to w zasadzie jest nią również każdy napad uliczny. Jednak oskarżonych o takie napady bandytów — niezależnie od koloru ich skóry — nie bronią uliczni demonstranci, wzburzeni niesprawaiedliwością.

Trzeba podkreślić dodatkowo dwa fakty. Po pierwsze, Justin Barker nie miał nic wspólnego z wcześniejszym wieszaniem stryczków na drzewie, a zatem atak na niego nie może być interpretowany jako odwet. Zresztą nawet gdyby był jednym z trzech uczniów zamieszanych w tę sprawę, nie uzasadniałoby to w żaden sposób brutalnego ataku na niego. Po drugie. Mychal Bell, ów symbol rasowej niesprawiedliwości, nie jest ofiarą, lecz sprawcą, a do anioła jest mu bardzo daleko. Ma na swoim koncie przeszłość kryminalną (m.in. pobicie), o czym nie chcą rozmawiać ludzie gardłujący na ulicach Jena o krzywdzie, jaka mu przypadła w udziale.

Wreszcie trudno zrozumieć, dlaczego organizatorzy protestów w Jena nie zadali sobie trudu, by porozmawiać z mieszkańcami miasta Jena, zarówno białymi jak i czarnymi. Dowiedzieliby się od nich, iż prawie nikt nie sądzi, by sprawa Bella i jego kolegów wynikała z animozji na tle rasowym. W sąsiedztwie, w którym mieszka, Bell uważany jest od dawna i powszechnie za chuligana, który nieustannie szuka zaczepki i dopuszcza się różnych wybryków. Jeśli właśnie on ma być nowym symbolem walki o równouprawnienie rasowe, Martin Luther King zapewne przewraca się w grobie.

Przejawy rasizmu w USA z pewnością istnieją i zawsze winny być potępiane. Niestety tworzenie fałszywych bohaterów walki o równouprawnienie — z pominięciem faktów, bez namysłu, czasami dla politycznego efektu — w niczym walki z tym zjawiskiem nie wspomaga.
Andrzej Heyduk
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama