Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 15 grudnia 2025 12:30
Reklama KD Market

Naqoyqatsi

Przyznaję, że nieco za późno obejrzałem dokumentalną trylogię Godfreya Reggio, na którą składają się dziwne skondinąd tytuły: “Kayaonigatsi” (rok produkcji 1983), “Powaggatsi” (1988) i właśnie dość powszechna na rynku ostatnia część – “Naqoyqatsi” (2002), by zrozumieć w całości przesłanie reżysera tej najdziwniejszej pod słońcem trylogii.

Najpierw jednak o samym reżyserze, Gofrey’u Reggio. Właściwie jego życie jest osnute tajemniczą mgłą i niedomówieniami. Pozornie jest Amerykaninem, ale jego matka pochodzi z plemienia Hopi, zaś ojciec jest dopiero w drugim pokoleniu obywatelem Stanów Zjednoczonych. I nie ma w tym nic dziwnego, że tytuły swoich filmów czerpie z języka Hopi.

Tu dodam, że plemię Hopi należy do tzw. Native Americans (pierwotnych mieszkańców Ameryki Północnej) i jest znane z tego, że należało do tych ludzi, którzy otoczeni są nimbem proroczych futurologów. Jego wodzowie mieli – podobno – wziąć udział w ostatniej “naradzie” szamanów i wodzów plemiennych przed inwazją “białych skór” na zachód Ameryki. Wówczas to rzucili klątwę na białą rasę, która zginąć ma pod brzemieniem własnej cywilizacji sprzecznej z prawami natury. Wydaje mi się, że trylogia Reggio jest ostatnim ostrzeżeniem przed spełnieniem się tej wizji i zarazem dzwonkiem alarmowym przed zbliżającą się klęską.
Przez ponad czternaście lat, od czasu osiągnięcia dojrzałości, Godfrey Reggio spędził w zakonie kontemplacyjnym i – jak sam powiedział – medytował i układał sobie w planach własną wizję końca cywilizacji ludzkiej, a w każdym razie końca jej kolejnego etapu, jeśli będą następne w jej przyszłości. Gdy skończył swe intelektualne “terminatorstwo” i medytacje miał już w głowie pomysł na “przewrót” w kinie. Był wtedy rok 1975. W ambitnym filmie królowało jeszcze “cinama variete” Goddarda, ale rysowały się także i nowe trendy. Znalazł w nich miejsce “odszczepieniec” Reggio. Minęło jeszcze kolejnych osiem lat, nim w 1983 roku, zdecydował się on na samodzielny debiut. Film nazwał “Koyaanisqatsi” – dokument określony koncertem filmowym. Nazwę ten film zawdzięcza w dużej mierze kompozytorowi, Philipowi Glassowi, który dołączył do Reggio po obejrzeniu “surowca”, czyli ciągu obrazów zestawionych z rozmysłem reżysera skomponował wręcz niesamowitą i porywającą muzykę przyszłości. Obrazy Reggio i kompozytora Grossa stworzyły – o ile można tak to nazwać – jednoznaczny konflikt natury z cywilizacją człowieka.
Muzyka i zadziwiający zestaw obrazów, który zawsze kończył się “qatsi” dla poszczególnych tytułów trylogii, stały się znakiem rozpoznawczym filmów Reggio. Podbił on bez reszty nie tylko krytyków, ale wręcz zwyczajnych widzów. Wszyscy upatrywali w tych twórcach proroków i wizjonerów nadchodzącego Trzeciego Tysiąclecia i kolejnego wieku XXI.
“Koyaanisqatsi” oznacza w języku Indian Hopi “życie wytrącone z równowagi” i o tym właśnie zderzeniu – natury i cywilizacji – opowiada film. Stał się on jednocześnie przesłaniem oraz jednym z najważniejszych obrazów lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Reggio okazał się być prorokiem nowego kina walczącego o ład na Ziemi, w którym człowiek – sprawca zawłaszczania planety – odwraca się od dotychczasowej polityki i postanawia zostać aktywnym obrońcą natury.
W promocji i dystrybucji tego, i pozostałych dwóch obrazów, a nawet ich producentem, stał się Francis Ford Coppola. Gdy pięć lat później Reggio zaprezentował drugi z kolei film, w jego produkcji i promocji mocno zaangażował się George Lucas, twórca cyklu ‘‘Gwiezdne Wojny”. Już tylko ten fakt świadczy o poparciu wielkich animatorów współczesnego kina dla młodego reżysera.
Drugi film nosił tytuł: “Powaqqatsi”, czyli ‘‘życie w procesie przemian”. Opowiada on o życiu rozproszonym po zakątkach Ziemi, w ostatnich jego enklawach, które są zewsząd napierane przez cywilizację i jej wykwity i nie mają szansy, by się uchronić przed ostatecznym ich zniszczeniem i degradacją. Całość jest prezentowana w celowo spowolnionych zdjęciach i ekspozycjach typu “stop-klatki”, co pozwala widzom skoncentrować się na detalach i szczegółach, które zwykle umykają naszej uwadze, a które teraz – spowolnione albo zatrzymane – sprawiają wstrząsające wrażenie. Niestety, świat, który znaliśmy, niknie nam w oczach, a utytłane mazutem i zdychające na morskim piasku ptaki zdają się krzyczeć przeciwko nam, jako świadkowie naszej arogancji i głupoty.
Na zamknięcie trylogii fanom Reggio/Glass przyszło czekać aż kolejnych jedenaście lat. Ale warto było, bo powstało dzieło wybitne. Tym razem ten duet został wzmocniony o kolejne dwa ważne nazwiska. Doszlusował do nich, jako producent filmu, Stephen Soderbergh, twórca słynnego “Traffic” oraz jeden z największych wiolenczelistów świata – Yo-Yo-Ma, który swą przejmującą grą wzbogacił ścieżkę dźwiękową. Film otrzymał tytuł: ‘‘Naqoyqatsi”, co oznacza w języku Hopi “życie jako walka” i jest kolejną częścią, pozbawioną całkowicie ludzkich głosów w postaci komentarza do przesuwających się, tym razem często przyspieszonych obrazów. Jedynym komentarzem jest muzyka Glassa oraz dźwięk wiolonczeli Yo-Yo-Ma, który oddaje całe wewnętrzne, zajękliwe, zmaganie się cywilizacji ludzkiej ze sobą. Można nawet powiedzieć, że słowa są tu niepotrzebne, gdy obrazy i muzyka mówią same za siebie.
Obraz Reggio i Classa przedstawia dylematy współczesnego świata, jej drogi i bezdroża, miałkość praw moralnych i zasad etycznych, które dzisiaj stały się względne wobec nieustannego parcia człowieka przed siebie – “per aspera ad astra”. Twórcy filmu najwidoczniej uznali, że obecnie już nie ma sensu odwoływanie się do niewidzialnej granicy między naturą a cywilizacją. Dawno została ona przekroczona, a ludzkość w obłędnym tańcu zmierza ku swemu kresowi. Chyba, że zawieszone u końca filmu ciało przedstawicielki rodu ludzkiego – kobiety-rodzicielki – znajdzie swe oparcie ponownie na Gei – Ziemi.
Reggio, u przedproża XXI wieku skupia się na czymś zgoła innym od natury, czymś co w niedalekiej przyszłości może “wypchnąć nas z orbity” i zniszczyć naszą cywilizację oraz jej ekspansję do naszego wszechświata, a może i do innych wszechświatów, jeśli takowe rzeczywiście istnieją. Tym czymś jest technika, nanotechnologia, informatyka, globalizacja i wreszcie – inżynieria genetyczna. Świat coraz bardziej podlega tym trendom i jest od nich uzależniony.
Film opowiada o tym, że te trendy rzeczywiście są niezbędne dla rozwoju cywilizacji i podlegają im wszystkie dziedziny życia człowieka – od zdrowia po informację. ‘‘Naqoyqatsi” pokazuje nam na dziesiątkach przykładów jak technika i globalizacja manipulują naszym życiem, nawet opinią o świecie, na którym żyje przeciętny człowiek – większość obrazów, które widzimy została specjalnie zmieniona, przetworzona i odbarwiona, rozciągnięta bądź ścieśniona, by osiągnąć efekt celowej manipulacji twórcy. Mówi on bez ogródek: “Popatrzcie co z wami robią ci, którzy was oszukują na prawo i na lewo. I rzeczywiście, oglądając tak spreparowany materiał, znany już nam wcześniej z tzw. newsów, programów publicystycznych, quizów, programów rozrywkowych czy po prostu z reklam ze zdziwieniem możemy zauważyć, iż poddani zostaliśmy dogłębnemu “praniu mózgów”. Tylko jedynie co do nas rzeczywiście dociera, to strzał oddany w głowę złapanego partyzanta przez dowodzącego akcją generała hanojskiej akcji pacyfikacyjnej w Wietnamie. Brzmi on jak salwa egzekucyjna dla całej ludzkości!
Czy to, co widzimy w mediach, stanowi jakieś odzwierciedlenie tego, co ma miejsce w rzeczywistości? Śmiem wątpić. Karmieni jesteśmy papką, miazmatem, częścią zaledwie prawdy, byśmy uwierzyli.
Tak czy inaczej, technika i technologia nie stały się wartością stosowaną tylko dla dobra człowieka, ale czymś co istnieje samo w sobie i służy celom nie dla nas samych, lecz elity władzy.
Reggio tym razem nie podróżował po świecie. Nie szukał dowodów na to, że cywilizacja pożera naturę, a w końcu sama się pożre, co miało miejsce w dwóch poprzednich częściach trylogii, lecz wstąpił w głąb jestestwa jej i samego człowieka. Dostrzegł pęknięcia i rysy, które mogą doprowadzić do zakończenia naszego świata, choć przecież mieliśmy szansę na przetrwanie, a nawet na dalszy rozwój.
Nie stawia kropki nad “i’’, ale jednocześnie pozwala nam samym na postawienie dramatycznego zapytania: “Co dalej z nami będzie”? Czy nadal będziemy się tylko przypatrywać temu, co nazywamy rzeczywistością, czy też zabierzemy się do jej aktywnego tworzenia i naprawienia wzorców, z którymi przyszło nam dzisiaj żyć?
Leszek A. Lechowicz
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama