Warszawa – Polsko-rosyjskie stosunki są napięte nie od dziś. Od czasu do czasu, gdzieś na tej linii ostrzej zaiskrzy, potem nieco się uspokoi, ale relacje są dalekie od normalności. Do ich opisu bardziej pasuje termin "zimna wojna". Nowy obóz rządzący zamierza te stosunki ocieplić i pokazuje Moskwie gałązkę oliwną, szuka porozumienia i chce rozmawiać. Ale liberalno-ludowy rząd Donalda Tuska robi to z pominięciem prezydenta, który jako głowa państwa reprezentuje Polskę wobec świata i jest także głównym dowódcą polskich sił zbrojnych.
Według obecnie obowiązującej Konstytucji RP, za politykę zagraniczną państwa odpowiada rząd w uzgodnieniu z prezydentem RP. Tymczasem członkowie nowego rządu składają jednostronne deklaracje, że zamierzają odblokować polskie weto na rozmowy handlowe z Unią Europejską i otworzyć polski rynek energetyczny dla inwestorów rosyjskich. Zamierzają wycofać wojska polskie z Iraku w przyszłym roku oraz stworzyć w pełni zawodową armię w 2009 r. O tych kluczowych dla państwa sprawach prezydent dowiaduje się z telewizji i porannej prasy przy śniadaniu. Nic dziwnego więc, że w rezultacie także iskrzy między Urzędem Rady Ministrów a Pałacem Prezydenckim.
Zdaniem Anny Fotygi, szefowej kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, probiznesowy rząd Tuska jest niezwykle przychylny Rosji i pod naciskiem biznesu będzie robił wszystko pod dyktando Moskwy. Fotyga zarzuciła też temu rządowi, że kłania się Moskwie i innym sąsiadom, a podważa autorytet głowy własnego państwa. "Pan prezydent współtworzy politykę zagraniczną i nigdy nie był marionetką w polityce zagranicznej, tylko ważnym graczem i mam nadzieję, że nadal tak będzie" – powiedziała w niedawnym wywiadzie Fotyga, b. minister spraw zagranicznych. – Nie będzie równoległej, alternatywnej polityki zagranicznej w Pałacu Prezydenckim, bo racja stanu jest jedna".
Nikt chyba nie zaprzecza, że rozmawiać można i trzeba z każdym na każdy temat, a szczere rozmowy mogą z czasem doprowadzić do kompromisowych uzgodnień w miarę zadowalających dla obu stron. Na razie jednak wszelkie próby rzetelnych rozmów z Rosją nie wypaliły, gdyż partner moskiewski nie uznaje pojęcia kompromisu. Prawo rosyjskie jest tak obwarowane, że rosyjski sektor energetyczny może zapuszczać korzenie za granicą, ale obce koncerny nie mają wstępu na rynek rosyjski. Ta mentalność nawet obejmuje sferę religijną: ostatnio prawosławny patriarcha Rosji dał do zrozumienia, że należy zlikwidować katolickie diecezje na terenie Rosji.
Na spotkaniu z zagranicznymi korespondentami nowy minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, którego kandydaturę zwalczał prezydent Kaczyński, powiedział: "Nowy polski rząd jest gotów podjąć konsultacje z Rosją w sprawie rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy. Akceptujemy Rosję taką, jaka jest, i chcemy robić z Rosją interesy". O tym jaka jest Rosja świadczą słowa Władimira Putina, który groził niedawno, że w przypadku rozmieszczenia elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach wyceluje rosyjskie rakiety w europejskie miasta.
Po druzgocącym zwycięstwie w ostatnich wyborach jego partii, Jedna Rosja, należy spodziewać się jeszcze większego prężenia mięśni ze strony Kremla.
Polski politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas uważa za poważny błąd tworzenie wrażenia, że zainstalowanie tarczy wymaga zgody Rosji. "Rozmawiać z Rosjanami można, ważne jednak, by wystrzegać się błędu, jaki prezydent Wałęsa i rządzący politycy Unii Demokratycznej popełnili w 1993 r. Gdy prezydent Jelcyn powiedział, że zgadza się na nasze członkostwo w NATO, wyrazili oni radość, że Polsce wolno już wstąpić do sojuszu. Tak jakby Rosja miała prawo weta" – powiedział. Z kolei prof. Andrzej Zybertowicz uważa, że rząd Tuska dał symboliczny sygnał uległości i gotowości do ustępstw wobec Rosji, a zapowiedział twarde negocjacje z Amerykanami. "To budzi jak najgorsze skojarzenia" – uważa profesor.
Aleksander Szczygło, b. minister obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego uważa, że rząd Tuska prowadzi politykę niebezpiecznej służalczości, oddając Rosji prawo współdecydowania o Polsce. Takie stanowisko nikogo nie dziwi, bo członek rządu, który odszedł, ma prawo do krytycznego stosunku wobec swoich następców. Ciekawszym zatem będzie to, co o tym sądzi się w samej Rosji. Ponieważ media rosyjskie nie są zupełnie wolne, znajdując się pod silnym wpływem władzy, dają one pewny pogląd o mentalności i zapatrywaniach owej władzy.
Rządowa "Rossijskaja Gazieta" po ostatnich posunięciach polskiego rządu napisała: "Tusk dał do zrozumienia, że gotów jest także do innych ustępstw w stosunkach z Rosją. (…) W grę może wchodzić m.in. rewizja stanowiska Polski w sprawie rozmieszczenia amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej na jej terytorium". Inne pismo rosyjskie "Wriemia Nowosti" pochwaliła nowego ministra spraw zagranicznych: "Sikorski nie zawahał się poruszyć bolesnego tematu planowanego rozmieszczenia amerykańskich antyrakiet na terytorium Polski. Odrzucił on stanowisko Jarosława Kaczyńskiego, który upierał się przy tym, że tarcza antyrakietowa jest sprawą tylko Waszyngtonu i Warszawy".
Długa jest litania spornych ocen i celów dzielących Warszawę i Moskwę. Oto ważniejsze polsko-rosyjskie kontrowersje ostatnich lat:
• Moskwa groziła niesprecyzowanym odwetem, jeśli "NATO-wska machina wojenna pojawi się pod granicą Rosji" – jak Kreml określał wstąpienie Polski do NATO.
• Czynne wsparcie polskich polityków dla prodemokratycznej "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie Moskwa uznała za gest antyrosyjski, jak i naruszenie tradycyjnej rosyjskiej "strefy wpływów".
• Większość polskiej opinii publicznej sympatyzuje z czeczeńską walką o wyzwolenie co do wściekłości doprowadza władców na Kremlu, uważających Czeczeńców za naród krwawych terrorystów i odmawiających im prawa do niepodległości.
• Prezydent Putin ostentacyjnie zlekceważył polską delegację na moskiewskich uroczystościach 60. rocznicy zwycięstwa nad II Rzeszą.
• Polska stała się głównym szermierzem bezpieczeństwa energetycznego w Unii Europejskiej, potem jak Rosja zaczęła stosować szantaż energetyczny wobec krajów nie ulegających jej dyktatowi.
• Plan zbudowania niemiecko-rosyjskiego gazociągu na dnie Bałtyku, omijającego Polskę i kraje nadbałtyckie, ówczesny minister obrony narodowej nazwał "nowym paktem Mołotow-Ribbentrop".
• Kreml nie uznał mordu katyńskiego za ludobójstwo czy zbrodnię polityczną, zakończył badania tej sprawy i odmówił wydania Polsce pozostałych dokumentów katyńskich.
• Zamknięcie dla polskiej żeglugi znajdującego się po stronie rosyjskiej jedynego ujścia do morza z Zalewu Wiślanego odcięło od Bałtyku niegdyś portowe miasto Elbląg.
• Rosyjski bojkot importu polskiego mięsa, rzekomo motywowany względami sanitarnymi, zdaniem Warszawy był próbą ukarania Polaków za działalność niezgodną z linią Kremla.
• Polska postawiła weto w Unii Europejskiej na rozpoczęcie kluczowych rozmów handlowych z Moskwą, godząc się na jego wycofanie, wówczas gdy Moskwy zniesie swoje embargo na polskie mięso.
Wobec ogromu sporów, jakie od lat zatruwają stosunki polsko-rosyjskie, tym bardziej strona polska powinna reprezentować zjednoczony front wobec moskiewskich rozmówców. Wszelkie wewnętrzne skłócenie Polaków (skąd my to znamy?!), tworzenie wrażenia dwuwładzy, w której nie wie prawica, co czyni lewica, może mieć fatalne skutki dla kraju. I to nie tylko na linii Warszawa-Moskwa. Właśnie coś takiego mamy już obecnie.
Zdaniem publicysty "Rzeczpospolitej" pomóc wybrnąć naszemu państwu z tej mocno szkodliwej i gorszącej sytuacji może tylko dwóch ludzi: premier Tusk, gdyby wreszcie dostrzegł w Lechu Kaczyńskim prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i zażądał tego samego od swoich ministrów, oraz prezydent Kaczyński, gdyby dostrzegł w Donaldzie Tusku premiera Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Póki co, Tusk i Kaczyński ścigają się, by pokazać Polakom, któremu bardziej zależy na zgodnej współpracy. Przed kamerami telewizji składają deklaracje, w których powtarzają się takie wyrazy jak "zgoda", "dobro wspólne", "porozumienie" i "wola współdziałania dla dobra Polski". Mimo to, do konfliktów dochodzi. Jedna strona popełnia nietakt czy afront, druga się obraża i z pretensjami leci do mediów. I każda na swój sposób tłumaczy rodakom, że chce współpracować, ale druga strona zachowuje się prowokacyjnie.
Czy te dwa czołowe ośrodki władzy wykonawczej w państwie wreszcie nauczą się trudnej sztuki szukania kompromisów? Czy się wreszcie dotrą i wypracują system stałego porozumiewania się? To dopiero początek, więc pewne zgrzyty i iskrzenia są rzeczą normalną. Byłoby znacznie gorzej, gdyby to, co dzieje się obecnie, stało się zwiastunem tego, co nas czeka przez najbliższe cztery lata. Wówczas chyba nigdzie bardziej jak na Kremlu nie zacierano by z zadowolenia rąk!
Robert Strybel
Iskrząca polska dwuwładza z Rosją w tle
- 12/07/2007 05:46 PM
Reklama