W polityce cynizm nie jest jednorazowym zjawiskiem, jest powszechny i chyba na nim polega istota tego, co robi polityk. Są oczywiście wyjątki, ale jak to zwykle bywa z wyjątkami, to one potwierdzają regułę, regułę cynizmu stosowaną w świecie polityki.
Do takiego wniosku można dojść po przeczytaniu komentarza w tygodniku „Time”, w którym podnoszona jest kwestia, czy wojna musi być prowadzona przez dalsze lata, skoro polityk, który ją rozpoczął, teraz publicznie mówi, że jej rozpoczęcie zostało uzasadnione właściwie błędną oceną sytuacji, po prostu było błędem. Dla amerykańskich rodzin, tych rodzin, które utraciły swoich bliskich w irackiej wojnie, wytłumaczenie takiego postępowania jest bardzo bolesne, a po drugie należy się liczyć z tym, że rodziny te mogą zareagować oburzeniem: to bliska mi osoba musiała zginąć tylko dlatego, że pan popełnił błąd? Tym błędem było przyjęcie założenia, że Irak dysponuje bronią masowego rażenia i pod to założenie odpowiednio manipulowano informacjami wywiadu. Trzeba przypomnieć i to, że broń masowego rażenia (weapons of mass destruction) w Iraku wymyślono nie dlatego, że ona rzeczywiście tam istniała, ale po to, aby cały projekt wyprawy irackiej przepchnąć przez tryby władz federalnych – co z całym cynizmem potwierdził Paul Wolfowitz i to jest wiadome powszechnie.
Ukształtowała się technika politycznych ocen, w których wydarzenia z 11 września wykorzystuje się do tego, aby w jakiś sposób wytłumaczyć wszystkie porażki powstałe za sprawą administracji prezydenta Busha. Wydarzenia te służą również jako podstawa do głoszenia chwały prezydenta za to, że na bazie takiego doświadczenia uchronił Amerykę przed dalszymi atakami terrorystycznymi i że jak dotychczas, przez minione siedem lat, od 2001 roku, takich ataków nie było. Platforma polityczna republikańskiego prezydenta, pisze komentator, pochodzi ze świata, który zaginął, bo teraz nawet entuzjaści polityki Busha, jego polityki zagranicznej, nie mają podstaw, aby twierdzić, że jej realizacja jest demonstracją pokory, z jaką może zachowywać się prawdziwie wielkie mocarstwo (z wyjątkiem obecnej Rosji jako kontynuacji sowieckiego imperializmu). Ci sami entuzjaści są teraz gotowi potwierdzić, że w prowadzeniu takiej polityki przyjęto postawę wojowniczości, tak jak to bywa po utracie wielkości albo po utracie cnoty. Obok pokory, jaką czerpie się z politycznej wielkości, to znaczy z pokory wielkiego mocarstwa, o czym zapewniał prezydent na starcie swego urzędowania, jest oczywiste, że porzucił on swe pierwotne obietnice i cele, przyjął zaś te, które są ich wyraźnym zaprzeczeniem, ale nawet i tych nie zrealizował. Odchodząc z urzędu, prezydent Bush zostawia swemu następcy wojnę, z której nie ma wyjścia (exit strategy), bo postanowił, że zaprowadzi demokrację na całym Bliskim Wschodzie, ale wszystko zakończyło się zniszczeniem Iraku jako kraju, w imię uratowania tego kraju.
Jeszcze przed 2005 rokiem, społeczeństwo amerykańskie, w znacznej większości, uznało, jak pisze komentator ABC News, że administracja celowo wprowadziła ludzi w błąd, aby doprowadzić do wojny w Iraku. Przez to samo, George W. Bush i Harry Truman mają to do siebie, że obu zniszczyła trucizna polityczna albo jednoczesne wystąpienie kryzysu gospodarczego i niepopularnej wojny.
Pomoc dla amerykańskiej gospodarki jest również efektem nadwerężonej wielkości supermocarstwa. Rok temu wprowadzono ustawę zapewniającą, że Amerykanie będą otrzymywać w połowie tego samego 2008 roku czeki o wartości sześciuset dolarów na osobę. Takie rozdawnictwo poszło prawie całkowicie w zapomnienie niecały rok później, w chwili gdy administracja była zmuszona przystąpić do kolejnego rozdawnictwa pieniędzy, tym razem dla banków, które zaczęły upadać po załamaniu rynku nieruchomości.
Nowy prezydent przystępuje do realizacji programu pomocy, kolejnego programu, o którym wiadomo, że będzie wielki. Mówi się nawet o sumie ośmiuset miliardów dolarów, co jest jak widać bliżej jednego biliona. Program zostanie przedstawiony w ustawie o nazwie America Recovery and Reinvestment Act. Główne propozycje nie są wcale niczym nowym. Zasiłki dla bezrobotnych zostaną rozszerzone, będą większe sumy na zakupy w ramach kuponów żywnościowych (food stamps), władze stanowe dostaną dodatkowe pieniądze na opiekę zdrowotną zapewnianą w stanowych programach Medicaid.
Na ten temat pisze jeden z artykułów dziennika „Washington Post”, krytykując pośpiech, z jakim demokratyczna większość w Izbie Reprezentantów chce opracować i przyjąć ustawę – mówi się, że projekt ma być przekazany prezydentowi już w dniu inauguracji, chociaż wszystko wskazuje na to, że praktycznie będzie on gotów w dniu wolnym od pracy dla Amerykanów, czyli President’s Day.
Bardziej rzeczowy jest inny artykuł tego dziennika, artykuł, w którym zwraca się uwagę na deficyt budżetowy i efekty z tego wynikające. Jeśli Izba Reprezentantów przyjmie ustawę o pomocy, deficyt wyniesie jeden bilion dolarów (żeby to zrozumieć, trzeba napisać jedynkę z dwunastoma zerami, ale i tak jest to trudne do wyobrażenia). Zatem powiększy się też dług narodowy, czyli ilość pieniędzy, które władze federalne muszą pożyczyć, aby pokryć deficyt. Przy omawianiu takiej sytuacji finansowej przypomina się, co czyni także dziennik, że poprzedni demokratyczny prezydent, Bill Clinton, po odejściu z urzędu, pozostawił nadwyżkę budżetową, którą George W. Bush zlikwidował nie przejmując się niczym. Komentator dziennika podaje, że deficyt może dojść do poziomu 1,4 biliona, co stanowi blisko dziesięć procent produktu krajowego brutto. Takiego deficytu nie widziała Ameryka od zakończenia drugiej wojny światowej.
To są łagodne wypowiedzi, przekazujące to, co czyni nowa administracja w okresie przejmowania władzy. Ich celem nie jest analiza, bo takiej należy szukać w innych źródłach. Nie tylko w instytutach, ale na przykład u izolacjonisty Buchanana, który przypomina zdanie wypowiedziane przez Morgenthaua w 1940 roku, po ośmiu latach prezydentury Roosevelta. To zdanie brzmi tak „nigdy nie dotrzymaliśmy naszych obietnic”. O tym, co pisze Buchanan – w następnym odcinku.
Źródła:
– o ośmiu latach minionej prezydentury: błąd przy rozpoczęciu wojny irackiej, porażki administracji, za tygodnikiem „Time”, wydanie na 12 stycznia 2009 roku, artykuł „The Bush Presidency, Eight Years Later” (zamieszczony na Internecie z datą 31 grudnia 2008 roku), autor Michael Kinsley,
– o wprowadzeniu Amerykanów w błąd dla rozpoczęcia wojny irackiej, za ABC News, wydanie na 7 stycznia, artykuł „Bush Legacy: A Tale of Two Terms”, autor Gary Langer,
– o pomocy dla amerykańskiej gospodarki, za dziennikiem „Washington Post”, wydanie na 7 stycznia, artykuł „How To Craft a Stimulus”, autorka Ruth Marcus, str. A01; 2) to samo wydanie, artykuł „Obama Predicts Years of Deficit Over $1 Trillion”, autor Lori Montgomery, str. A01.
Andrzej Niedzielski
Utracona wielkość
- 01/20/2009 08:36 AM
Reklama








