Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Pułkownik Piotr Harcaj żołnierz Rzeczypospolitej (Korespondencja z Raciborza)

Historia żyje. Dotykam się jej każdego razu, kiedy rozmawiam z babcią lub dziadkiem. Przenosimy się wtedy do niezwykłego świata historii, która naznaczała losy naszego kraju, a tym samym i mojej rodziny.

Zbieram znaczki pocztowe, a mój dziadek posiada ich ogromny zbiór, z wielu państw i ze wszystkich kontynentów. Niektóre są luzem, a niektóre jeszcze na kopertach, jakby właśnie przybyły z dalekich krajów. Przez wiele lat przysyłała mu je rodzina z USA. Od dawna wiedziałam więc, że nasi krewni mieszkają również w Chicago. A dziadek rok po roku, cegiełka po cegiełce, opowiadał mi przejmującą historię. Historię Piotra Harcaja, kuzyna dziadka.

Piotr urodził się w 1902 roku w Strachosławiu, koło Chełma Lubelskiego. Miał sześciu braci: Władysława, Juliana, Franciszka, Józefa, Stanisława i Jana. Władysław przeżył wojnę i okupację; umarł w 1956 roku na astmę. Julian natomiast mieszkał w Strachosławiu do 1939 roku, kiedy to Rosjanie przyjechali do wioski i zaczęli szukać osób, które chciałyby dobrowolnie wyjechać do pracy na Syberię. Obiecywali, że ludzie znajdą tam pracę, dom, jedzenie oraz pieniądze. Julian uwierzył Rosjanom i wyjechał z nimi na Syberię. Tam jednak rzeczywistość nie była tak wesoła, jak przedstawiali to Rosjanie – Julian ledwo wiązał koniec z końcem żyjąc w nieludzkich warunkach. Czasami zdarzało się, że musiał zabijać psy, by mieć coś do jedzenia. Jednak zaraz po wojnie udało mu się uciec i wrócić do Strachosławia. Umarł w latach 70. i został pochowany w Chełmie.

Franciszek przed wojną wyjechał do Warszawy i był tam konduktorem tramwajowym. Przeżył Powstanie Warszawskie, ale nie brał w nim udziału. Zmarł kilka lat po wojnie. Józef nie brał udziału w wojnie z powodu choroby Parkinsona. Zmarł w 1965 roku w wieku 62 lat. Stanisław był handlarzem i rzeźnikiem w Chełmie. W czasie okupacji miał sklep, którego dach wykonywał Żyd.

Kiedy wszyscy go namawiali, żeby uciekał, on twierdził, że musi zostać, żeby dokończyć zaczętą pracę – został złapany i rozstrzelany w okolicach Chełma. Stanisław zaś przeżył okupację i zmarł w 1968 roku.
Jan był fotografem w Warszawie. W tym czasie Piotr wstąpił do Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) w Warszawie i tam został dowódcą. W czasie okupacji ktoś zdradził ZWZ i Piotr został zmuszony do ucieczki. Udało mu się schować u Jana mundur i broń. Kiedy był już poza granicami Warszawy, okupanci przeszukali dom i zakład fotograficzny Jana. Znaleźli rzeczy należące do Piotra i pojmali Jana. Rozstrzelali go w Palmirach w 1940 roku; został pochowany w masowej mogile.

Piotr Harcaj w Strachosławiu chodził do szkoły podstawowej. Później uczył się w Korpusie Kadetów nr 2 w Chełmie oraz w Szkole Podchorążych Artylerii w Grudziądzu. Był uczestnikiem walk wrześniowych w 1939 roku. W czasie okupacji uciekł na wschód, gdzie trafił w ręce Sowietów. Sowieci mieli metodę na wyszukiwanie osób wyższej rangi (np. oficerów) – oglądali dłonie ludzi; jeżeli ktoś miał ręce zniszczone pracą, to puszczali go wolno, a jeżeli nie, to wsadzali do łagrów. Ręce Piotra nie były zniszczone, dlatego skłamał, że był malarzem. Żeby to udowodnić, musiał namalować portret sowieckiego dowódcy.Na szczęście Piotr miał talent do rysunku, więc portret przypadł dowódcy do gustu i po niedługim czasie Piotr został puszczony dalej. Jednak po paru dniach ktoś zdradził Piotra i ten został złapany i zamknięty w łagrach.
W 1941 roku Piotr usłyszał o formującej się w Związku Radzieckim Armii Polskiej pod dowództwem generała Andersa. W 1942 roku przedostał się razem z Armią Andersa do Iranu, a następnie Palestyny i Egiptu. Pełnił służbę w randze pułkownika i był Szefem Sztabu jednej z dywizji piechoty. W latach 1944-1945 przeszedł cały szlak bojowy II Korpusu, walczył między innymi we Włoszech pod Monte Cassino.

Po wojnie Piotr odszedł z Polskich Sił Zbrojnych i dostał się na teren Wschodnich Niemiec, gdzie podjął próby ściągnięcia do siebie żony i syna, gdyż wiedział, że nie może wrócić do Polski z powodu komunistów. Pierwsza próba na granicy Niemiec Wschodnich i Polski nie powiodła się – Rosjanie złapali rodzinę Piotra, ograbili i wysłali w głąb kraju. Jednak Piotr się nie poddał; druga próba się powiodła i razem z rodziną wyjechał do Londynu, gdzie miał siedzibę Polski Rząd na Uchodźstwie.

Po pewnym czasie znajomy Piotra z Ameryki zaoferował mu mieszkanie w Chicago, z czego on niezwłocznie skorzystał. Tam jego żona poszła na studia i została adwokatem. Piotr bardzo tęsknił za Polską, ale nie mógł wrócić. Ciągle wspominał chwile, gdy jako siedmioletni chłopiec wraz z kolegami chodził do oddalonego o 10 km kościoła. Przy drodze do niego prowadzącej rosła (i rośnie do dziś) piękna grusza. Chłopcy zawsze zdejmowali tam buty i bawili się w porannej rosie. Dlatego właśnie w testamencie zażyczył sobie, by przy gruszy postawiono replikę krzyża z Monte Cassino i w nim pochowano jego prochy. Tak też się stało – gdy zmarł w swoim domu 2 października 1987 roku, mój dziadek poleciał do Ameryki i nielegalnie przywiózł jego prochy do Strachosławia. Tam przekazał je rodzinie Piotra, a ci spełnili jego życzenia zawarte w testamencie.

Historia ta miała wpływ na życie mojego dziadka Zbigniewa, który w 1946 roku przybył z grupą młodzieży z Chełma do Wrocławia i rozpoczął naukę w szkole zawodowej i został elektrykiem. W tamtych czasach wśród nastoletnich chłopców panowała moda na lotnictwo, dlatego Zbigniew zgłosił się do Szkoły Orląt w Dęblinie i tam się dostał. Jego marzenia legły w gruzach przez jeden życiorys, który napisał. W tej szkole każdy uczeń co dwa tygodnie musiał pisać swój życiorys (nauczyciele chcieli sprawdzać, czy za każdym razem są one takie same). Pewnego dnia dziadek przez pomyłkę wspomniał o Piotrze (u władzy byli komuniści, którzy wiedzieli, że Piotr był bardzo ważną osobą w Korpusie gen. Andersa) i dlatego dowódca szkoły odebrał mu mundur i wszystkie rzeczy związane ze szkołą, a następnie pod eskortą Zbigniew został przetransportowany do Warszawy i tam zamknięto go w więzieniu.

Po pewnym czasie został zabrany do batalionu budowlanego, który odbudowywał Warszawę. Po przybyciu na miejsce okazało się, że był to batalion karny dla przeciwników komunizmu. Do 1952 roku mieszkał w baraku i odbudowywał Warszawę. Podczas jego pobytu w tym batalionie zdarzyło się, że ktoś dorysował na portrecie Lenina pętlę wokół jego szyi i szubienicę. Komuniści bardzo długo szukali sprawcy, lecz nie znaleźli go. Parę dni po tym zdarzeniu dziadek został deportowany do Wrocławia i wypuszczony na wolność. Tutaj zamieszkał na stałe, skończył studia i ożenił się.

Teraz ma 79 lat. Piotr był zawsze jego dumą, człowiekiem, o którym wspominał drżącym głosem przy każdej okazji. Do tej pory kontaktuje się z jego synem, Sławkiem. Całe życie pozostał inżynierem energetykiem. Ma dwóch synów – Pawła (mojego ojca) i Piotra. Wydarzenia wojenne i powojenne nie załamały go, ale zahartowały. Jednak pozostawiły też piętno, które nigdy nie zniknęło.
Maria Harcaj
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama