Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 7 grudnia 2025 21:08
Reklama KD Market

Minął tydzień 9/17


O czym mówi Ameryka





Po licznych wystąpieniach za i przeciw budowie meczetu w pobliżu nowojorskiego "Ground Zero", wzajemnych oskarżeniach, podejrzeniach o złe intencje i chęć narzucenia islamskiej kultury i prawa na Stany Zjednoczone poprzez wykorzystanie konstytucyjnie gwarantowanej wolności religijnej, pora na kilka wyjaśnień. Zwłaszcza że do przekręcania faktów i podżegania do histerycznych wystąpień walnie przyczynili się politycy (w tym z prezydenckimi ambicjami), którzy rozumieją, że powszechny gniew elektoratu sprzyja ich osobistym celom.


 


Wiadomość o planach wystawienia islamskiej świątyni na miejscu tragedii, spowodowanej przez islamskich ekstremistów, poruszyła całe społeczeństwo. Informację przyjęto jako bezczeszczenie cmentarza blisko 3 tysięcy ludzi. Późniejsze wyjaśnienia nie na wiele się zdały. Ci, którym zależało na mieszaniu i dalszym dzieleniu społeczeństwa, zrobili swoje. Przede wszystkim umocnili niechęć do prezydenta Obamy sugerując, że jest muzułmaninem i dlatego staje w obronie meczetu. I to na podstawie wypowiedzi, która nie miała nic wspólnego z osobistymi sympatiami, lecz z Konstytucją tego kraju. Obama powiedział to, co w tej sytuacji musiałby powiedzieć każdy prezydent. Przypomniał o wolności wyznania i prawie własności. Podżegani przez media, a zwłaszcza gospodarzy i gości kablowego Fox News, Amerykanie zapomnieli, że wolność religijna nie dotyczy wyłącznie chrześcijan.


 


Newt Gingrich, były marszałek Izby Reprezentantów, z wykształcenia historyk, świadomie wybrał taką interpretację nazwy Cordoba House, by jeszcze bardziej wzburzyć i tak już silnie rozhisteryzowane społeczeństwo, uznając projekt za symbol zwycięstwa muzułmanów nad chrześcijanami.


 


W islamskiej Hiszpanii Cordoba była stolicą Andaluzji, zamożnym ośrodkiem handlowym i kulturalnym. Jej rozkwit nastąpił po 750 roku, gdy większość Europejczyków ciągle żyła w lasach. Dzięki arabskim karawanom tu narodziła się globalna ekonomia. Jedwabnym szlakiem, stepami euroazjatyckimi i wzdłuż północnego wybrzeża Afryki zwożono na hiszpańskie rynki rzadkie materiały, przyprawy, szlachetne metale, szkło. Prócz towarów wymieniano wiedzę. Kwitło życie intelektualne. Tu tłumaczono starożytne teksty greckie i rzymskie.


 


W tym samym czasie w chrześcijańskiej Europie nadal trwała wymiana barterowa głównie lokalnych towarów.


 


Cordoba szczyciła się pokojowym współżyciem, handlową i naukową współpracą między muzułmanami, chrześcijanami i żydami. Myśl o tym przyświecała dzisiejszym projektodawcom nowojorskiego Cordoba House.


 


Przy ciągłym przedstawianiu islamu jako religii nienawiści łatwo zrozumieć niechęć Amerykanów do tego wyznania. Trudno jednak pojąć, dlaczego nikomu nie przeszkadza mieszczący się jeszcze bliżej "Ground Zero" klub z nagimi panienkami.


 


Znaczna część społeczeństwa po raz pierwszy "odkryła" obecność muzułmanów w swym chrześcijańskim kraju, choć islam narobił sporo hałasu już za czasów Malcolma X, głównie jednak z przyczyn politycznych.


 


"American Muslim Perspective" podaje, że liczba meczetów w ostatnim pięcioleciu wzrosła w USA o ponad 75%. W 1994 roku do islamskich świątyń uczęszczało 500,000 wiernych. Obecnie stałymi członkami meczetów są 2 miliony ludzi, co pozwala przypuszczać, że ogólna liczba muzułmanów w Ameryce wynosi od 6 do 7 milionów. 47% stałych uczestników nabożeństw stanowią ludzie 35-letni i młodsi, 42% to ludzie w wieku 36-59 lat, osoby 60-letnie i starsze to tylko 11% wiernych.


 


Meczety w USA są miejscami religijnych spotkań, a zarazem ośrodkami działalności polityczno-społecznej. Tam mobilizuje się ludzi do rejestracji do wyborów i tam oddaje głosy.


 


Islam w Ameryce nie jest zjawiskiem ostatnich lat. W 1893 roku do Stanów Zjednoczonych przybyli muzułmanie z arabskich prowincji Imperium Ottomańskiego, Syrii, Jordanii, Libanu itd. Byli to głównie Turcy, Kurdowie, Albańczycy i Arabowie. Szybki wzrost muzułmańskiej populacji nastąpił w ostatnim trzydziestoleciu, głównie z powodu wzmożonej imigracji z Azji południowej i Bliskiego Wschodu, a także dzięki zmianie wyznania przez wielu czarnych Amerykanów.


 


Pierwszy meczet w USA wybudowali albańscy muzułmanie w 1915 roku w Maine. Niecałe 4 lata później otworzyli inny meczet w Connecticut. Polskojęzyczni Tatarzy wystawili meczet w nowojorskim Brooklynie w 1926 roku. Świątynia ta jest otwarta do dziś.


 


Pierwszy meczet Afroamerykanów powstał w Pittsburgu w 1930 roku. Społeczność libańskiego pochodzenia otworzyła własną świątynię w Cedar Rapids w Iowa w 1935 roku. State Street Mosque w Nowym Jorku zbudowano w 1955 roku.


 


Do 1960 roku w USA istniało zaledwie kilka meczetów. W późniejszych latach doszło do wzrostu tempa budowy. Według danych z 2001 roku w całych Stanach Zjednoczonych istniało 1,209 meczetów. Szacuje się, że 33% wiernych jest pochodzenia południowoazjatyckiego, 30% stanowią Afroamerykanie, a 25% Arabowie.


 


Po 9/11 znacznie spadła liczba imigrantów z państw muzułmańskich. 4 lata później, w 2005 roku, liczba przybyszy z takich państw jak Egipt, Pakistan czy Maroko gwałtownie wzrosła. W samym 2005 roku dokumenty stałego pobytu w USA dostało 96,000 muzułmanów, więcej niż w jakimkolwiek innym roku w ostatnich dwóch dekadach.


 


Zakładając, że obecnie w USA jest 10 milionów islamistów, warto zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście jest powód do niepokoju o rzekomą próbę narzucenia na chrześcijańską Amerykę islamskiej sharii, jak straszą chrześcijańscy fundamentaliści i część konserwatywnych polityków? Twierdząca odpowiedź świadczyłaby wyłącznie o słabości religijnych przekonań amerykańskich chrześcijan.


 


***


Od 2008 roku New Jersy i przynajmniej 19 innych stanów, od Wyoming do Rhode Island, zmniejszyło świadczenia emerytalne pracowników sektora publicznego.


 


Pew Center informuje, że w tymże roku osiem stanów nie wpłaciło ponad 30% należności na fundusz emerytalny pracowników. Stany i lokalne rządy zalegają z wpłatami na ten cel. Łącznie zadłużenie stanów przekroczyło bilion dolarów.


 


Tylko cztery stany, Floryda, New Jork, Waszyngton i Wisconsin, w pełni wywiązały się ze swych zobowiązań emerytalnych.


 


W ciężkich okresach stany nie przekazują swojej części na fundusz, licząc na poprawę finansów w przyszłości. Problem pogłębia się, gdy inwestycje giełdowe przynoszą straty, tak jak to miało miejsce w ostatnich latach. Na przykład plan emerytalny pracowników stanowych w Pensylwanii stracił w 2008 roku 29% całej inwestycji.


 


W przeszłości stany redukowały emerytury dla nowych pracowników, pozostawiając nienaruszone świadczenia dla pracowników aktualnych i emerytowanych. Teraz coraz częściej wymaga się zwiększenia wpłat na konta emerytalne przez samych pracowników.


 


***


Republikanin z Delaware, kongr. Mike Castle, wini za prawyborczą porażkę Rusha Limbaugh i Seana Hannity. Zarzuca obu rozpowszechnianie niewiarygodnych kłamstw. I rzeczywiście, obaj oskarżali Castle´a o głosowanie za reformą medyczną Obamy, pakietem stymulacji gospodarczej i za rozpoczęciem procedury impeachmentu przeciw G.W. Bushowi. Wszystkie zarzuty były fałszywe.


 


W rezultacie zwycięstwo odniosła kandydatka Tea Party Christine O´Donnell, o której szef GOP-u z Delaware mawiał, że nie ma szans na zwycięstwo nawet na pozycję hycla, a Newt Gingrich przyznał, że w porównaniu z O´Donnell Sarah Palin wygląda na intelektualistkę.


 


***


Koalicja konserwatywnych grup z American Principles Project, Susan B. Anthony List, Let Freedom Ring i American Values przekazała republikańskim liderom w Kongresie petycję z 20 tysiącami podpisów z żądaniem omawiania przyszłych ustaw pod kątem wartości rodzinnych.


 


"Ten okres wyborczy jest dowodem, że amerykańskich wartości nie będą dyktować elity z żadnej partii. Nie chodzi tu tylko o ekonomię. Amerykanie chcą, by Partia Republikańska przestała obiecywać i podjęła wreszcie konkretne działania w sprawach moralnych", oświadczył Andy Blum z American Principles Project.


 


***


Demokraci z Komitetu Ekonomicznego winią George´a W. Busha za fatalną sytuację gospodarczą, w wyniku której liczba Amerykanów żyjących poniżej poziomu ubóstwa wynosi 14.3% całego społeczeństwa.


 


Raport komitetu wskazuje, że polityka ekonomiczna Busha doprowadziła do olbrzymich różnic dochodów i przedłużającej się, ciągle odczuwanej recesji. Średnia klasa Amerykanów straciła grunt pod nogami, w rezultacie czego w chwili, gdy w 2007 roku nadeszła recesja odczuli ją szczególnie mocno.


 


Według Biura Spisu Powszechnego w 2008 roku ubóstwo dotknęło 13.2% ludności. Dochody rodzin zmniejszyły się o 3.6%, a liczba osób nieubezpieczonych zwiększyła się do 46.3 mln.


 


W 2009 roku liczba ubogich Amerykanów wzrosła do 43.6 milionów. Próg ubóstwa dla 4-osobowej rodziny zaczyna się przy dochodach $21,954 rocznie.


 


Dzięki świadczeniom Social Security 14 milionów ludzi utrzymało się powyżej tego progu.


 


Medicare i Medicaid ubezpieczyły więcej ludzi niż w jakimkolwiek roku wcześniej. Mimo to ubezpieczeń medycznych nie miało 50.7 milionów Amerykanów.


 


Elżbieta Glinka

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama