Chicago (Inf. wł.) – W dalszym ciągu nie są jasne okoliczności śmierci kibica, do której doszło w niedzielę 28 listopada, na chicagowskim stadionie Soldier Field, podczas zwycięskiego meczu drużyny Chicago Bears.
23-letni Stuart Haverty z Woodstock spadł z wysokości około 35 stóp i zmarł w szpitalu w rezultacie odniesionych obrażeń.
Policja kontynuowała wczoraj śledztwo w tej sprawie.
Przyjaciele młodego mężczyzny po raz ostatni widzieli go żywego, jak szedł do toalety. Przypuszczają, iż może zatrzymał się, by zapalić papierosa, ponieważ nie mógł doczekać się przerwy. Szukając dyskretnego miejsca, niebędącego pod monitoringiem kamer, poślizgnął się i spadł – brzmi jedna z hipotez na temat okoliczności śmierci Haverty.
Autopsja potwierdziła, że młody mężczyzna był trzeźwy.
Koroner powiatu Cook uznał śmierć Stuarta Haverty za nieszczęśliwy wypadek.
Na mecz został Haverty zaproszony przez szefa zakładu mechanicznego, w którym pracował od ukończenia liceum. Był lubiany i ceniony przez współpracowników i przełożonych.
Drużyna Chicago Bears przekazała wyrazy współczucia rodzinie zmarłego tragicznie Stuarta Haverty.
(ao)