Kiedy burmistrz Richard Daley obwieścił, że odchodzi na emeryturę, w całym mieście zaczęto mówić o możliwości powrotu polityki rasowej z lat osiemdziesiątych, kiedy to biali członkowie Rady Miejskiej nieustannie prowadzili wojnę z czarnym burmistrzem Haroldem Washingtonem. Ze względu na wieczne zatargi Chicago określano w tym czasie jako "Bejrut nad jeziorem".
W tym roku nie było zaczepek na tle rasowym. Komuś zaczęła jednak przeszkadzać religia Rahma Emanuela, zwłaszcza że wśród kandydatów na burmistrza wysforował się na pierwsze i – jak się zdaje nieosiągalne dla innych – miejsce.
W poniedziałek na stacji CTA pokazały się ulotki z typową, antysemicką karykaturą Emanuela. Na ulotkach widniał napis: "Będę tak samo kierował miastem, jak kierowałem Freddie Mac, z korzyścią dla mnie, dla mnie, dla mnie. Zarobiłem $30 milionów. Byłem do tego upoważniony jako osoba, która przeżyła Holocaust (tzn. moja rodzina)". Następnie widnieje lista rasowych epitetów, m.in. pod adresem Irlandczyków, Latynosów i Koreańczyków, a pod nią stwierdzenie, że grupy te nigdy się nie zjednoczą i ostrzeżenie: "Jeśli wybierzecie Emanuela, Chicago niewątpliwie znajdzie się w piekle".
Rahm Emanuel nie przejął się tymi zaczepkami, tak samo jak nie przyjął poważnie nieszczęsnego porównania go do Adolfa Hitlera, postaci ze sztuki Mela Brooksa "The Producers".
(HP – eg)








