W ub. sobotę okazało się, że gubernator Wisconsin Scott Walker poza odebraniem związkom zawodowym prawa do zbiorowych negocjacji w sprawie zarobków i świadczeń poczynił również przygotowania do innych oszczędności. W przedstawionym przez gubernatora planie cięć budżetowych znajduje się klauzula o odebraniu funduszy na Planned Parenthood pod pretekstem, że program ten zajmuje się przerywaniem ciąży. W rzeczywistości nieubezpieczone kobiety i mężczyźni mogą w przychodniach PP bezpłatnie przeprowadzić badania na raka narządów rodnych i prostaty, poddać się leczeniu na choroby weneryczne i mają dostęp do środków antykoncepcyjnych.
Walker proponuje również likwidację programu BadgerCare, który obecnie zapewnia opiekę medyczną dziesiątkom tysięcy mężczyzn do 44 roku życia, nie posiadających ubezpieczeń z pracy, a zarabiających za dużo, by kwalifikować się do Medicaid.
W sobotę w Madison nadal trwały protesty członków związków zawodowych pracowników publicznych i ich sympatyków. Duże poruszenie wywołało przybycie filmowca Mike´a Moore, który nie tyle zachęcał, co prosił demonstrantów o nieprzerywanie akcji, zapewniając, że cała pracująca Ameryka liczy na nich i jest po ich stronie.
Moore powiadomił zebranych, że w przeciwieństwie do tego, co wmawia im rządząca elita, Ameryka nie jest zrujnowana. "Chcą, byście zrezygnowali z emerytur, zgodzili się na niższe wypłaty i zadowolili takim życiem, jakie prowadzili nasi pra-pradziadowie. Ameryka nie jest zrujnowana. Opływa w gotówkę i bogactwo. Tyle, że bogactwo nie należy do was. Podczas największego przekrętu w historii przeszło z rąk pracowników i konsumentów do banków i na konta inwestycyjne superbogatych.
Dziś 400 Amerykanów posiada większy majątek niż połowa wszystkich Amerykanów razem. Pozwólcie, że powtórzę, 400 obrzydliwie bogatych ludzi, większość których odniosła korzyści z multibilionowego "bailoutu" (ratowania banków) w 2008 roku, zgromadziło większy łup, akcje i majątek niż 155 milionów Amerykanów. Jeśli nie jesteś w stanie nazwać tego finansowym zamachem, to nie jesteś uczciwy wobec siebie, gdyż w głębi serca wiesz, że to prawda. Trudno się przyznać, że pozwoliliśmy małej grupie ludzi ujść sprawiedliwości i zagarnąć większość majątku, który napędza gospodarkę. Przyznać się do tego oznaczałoby, że godzimy się z poniżającą świadomością, że oddaliśmy drogą nam demokrację finansowej elicie. Wall Street, banki, Fortune 500 rządzą dziś naszym krajem. Aż do ubiegłego miesiąca czuliśmy się kompletnie bezradni, niezdolni do zrobienia w tej sprawie czegokolwiek.
Skończyłem zaledwie średnią szkołę. W tamtych czasach musieliśmy wziąć przynajmniej jeden semestr z ekonomii. Nauczyłem się wtedy, że pieniądze nie rosną na drzewach. Rosną, gdy mamy dobrą i dobrze płatną pracę. Kupujemy potrzebne nam rzeczy, a tym samym tworzymy nowe miejsca pracy. Pieniądze rosną, gdy dobry system edukacyjny szkoli nowe generacje inwentorów, przedsiębiorców, artystów, naukowców i myślicieli, którzy mają wspaniałe pomysły. Nowe pomysły kreują nową pracę i dodatkowe dochody dla stanu. Jeżeli jednak ci, którzy mają pieniądze nie płacą podatków proporcjonalnie wysokich do dochodów, to stan nie może funkcjonować. Szkoły nie mogą uzyskać najlepszych wyników nauczania.
Jeśli bogaci trzymają większość swoich pieniędzy to robią to, cośmy już widzieli: bezmyślnie uczestniczą w przekrętach Wall Street i doprowadzają do kryzysu, który stał się przyczyną utraty milionów miejsc pracy i redukcji dochodów stanu. Bogatym obniżono podatki, a mimo to wycofali swoje majątki z obiegu. Kraj nie jest zrujnowany. Wisconsin nie jest zrujnowane. To wszystko, to część wielkiego kłamstwa... By odwlec dzień, w którym Amerykanie upomną się o własny kraj, bogaci zrobili dwie sprytne rzeczy. Po pierwsze kontrolują przekaz medialny. Będąc właścicielami środków masowego przekazu umiejętnie wmówili ludziom własną wersję "American dream", a tym samym skłonili do głosowania na polityków będących na ich usługach. Dziś wielu ludzi wierzy, że pewnego dnia oni również zostaną milionerami. Ich przesłanie jest jasne: nie podnoś głowy, pilnuj własnego nosa, nie protestuj i głosuj na partię, która strzeże interesów bogatych, bo tobie też będzie kiedyś potrzebna.
Po drugie, wykreowali trującą tabletkę, wiedząc, że nigdy nie będziesz chciał jej połknąć. To wersja wzajemnej destrukcji. Zagrozili rozpętaniem broni masowej ekonomicznej zagłady we wrześniu 2008 roku. Kiedy gospodarka i giełda leciały w dół, a banki zostały przyłapane na światowym Ponzi scheme, Wall Street wydała ostrzeżenie: albo przekażecie nam biliony dolarów amerykańskich podatników, albo całkiem skruszymy ekonomię. Dawajcie forsę, w przeciwnym razie możecie pożegnać się z kontami oszczędnościowymi, emeryturami, pracą, domami i swoją przyszłością. To wszystkich przeraziło. Prosiliśmy, weźcie nasze pieniądze, możemy nawet trochę dodrukować. Tylko zostawcie nas w spokoju.
Szefowie instytucji finansowych pękali ze śmiechu. Trzy miesiące później znów wypisywali sobie olbrzymie premie i dziwili się, że tak łatwo wystrychnęli cały naród na dudka. Miliony ludzi straciły zatrudnienie, miliony straciły domy. Nie było żadnej rewolty... Aż do dziś...
Madison, nie wycofujcie się. Jesteśmy z wami. Razem wygramy. To tylko początek".
(WP, HP – eg)








