Gubernator Karoliny Południowej, Nikki Haley, która odniosła wyborcze zwycięstwo dzięki Tea Party, zdenerwowała ustawodawców zamiarem wystawiania im ocen od A do F w zależności od stopnia poparcia jej programu legislacyjnego.
"Do kogo będzie wysyłać cenzurki, do mojej żony czy mamy? Głosuję z myślą o najlepiej pojętym interesie ludzi, których reprezentuję, a nie zgodnie z życzeniami gubernator", powiedział silnie poirytowany republikanin Chip Limehouse.
Demokraci ze stanowej Legislatury przedstawili propozycję zobowiązującą ustawodawców do wystawiania stopni pani gubernator.
Sponsor ustawy, demokrata John King, przypomniał, że rola reprezentantów nie polega na przytakiwaniu gubernatorowi, lecz dbaniu o mieszkańców swoich okręgów.
Nikki Haley posunęła się trochę za daleko. Jej wypowiedź sugerowała bowiem, że nie ma zamiaru brać pod uwagę opinii niezgodnych z jej własnymi, a co gorsze, że zamierza napiętnować ustawodawców za niepodporządkowanie się jej życzeniom. Nie ma pewności, czy rzeczywiście takie były jej intencje. Przemawiając do ludzi, którzy przyczynili się do jej zwycięstwa, gubernator mogła kierować się chęcią zapewnienia ich, że nie odstąpi od programu, jaki przedstawiła w czasie kampanii wyborczej. Wypadło to jednak tak, jakby zamierzała pracować dla wąskiej grupy specjalnych interesów. Jako lider całego stanu powinna być zainteresowana życzeniami wszystkich mieszkańców Karoliny Południowej.
(HP – eg)