Część III: Estonia
W 1346 Dania odstąpiła tereny Estonii Krzyżakom, a w 1561 zostały one podzielone między Szwecję i Polskę. Polska miała tu wówczas swoje dwa województwa ze stolicami w Parnawie i w Tartu (polski Dorpat). Po roku 1627 cała Estonia była już pod panowaniem Szwecji, a po wojnie północnej w 1721 r. pod rządami carskiej Rosji. Po obaleniu władzy sowieckiej w 1919 roku Estonia ogłosiła niepodległość. W 1940 roku zaanektowana przez ZSRR, w czasie wojny od 41 do 44 r. okupowana przez Niemców, po 45 roku automatycznie wcielona do ZSRR, stanowiąc kolejną republikę związkową. W 1990 ogłosiła ponownie niepodległość, a w 2004 r. razem z Litwą i Łotwą zostaje przyjęta do NATO, potem do Unii Europejskiej. Do stolicy Estonii, Tallina, jechałem z Rygi uroczą drogą wzdłuż wybrzeża bałtyckiej Zatoki Ryskiej aż do Parnu (Parnawa) nad uchodzącą za najczystszą Zatoką Parnawską. Tu miałem przesiadkę, ale za mało czasu, aby zwiedzić to sławne uzdrowisko-kurort, jakim jest obecnie Parnu dla całej Estonii. W Tallinie znalazłem wygodne, komfortowe zakwaterowanie w Old Rostel tuż przy murach Starego Miasta. Stare domki po drugiej stronie mojej uliczki przylegały całkowicie do starych murów obronnych. Tych murów obronnych zachowało się tu bardzo dużo. Są one 3-metrowej grubości, a wysokość ich sięga 16 metrów. Kiedyś łączyło je 46 wież-baszt o wysokości od 18 do 22 metrów. Do dzisiaj zachowało się tylko 29. Ale to i tak najwięcej w całej Europie. Po odnowieniu starych uliczek ze średniowiecznymi kamieniczkami całe Stare Miasto stało się perełką dawnej architektury i zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO. Nastała właśnie piękna, słoneczna pogoda o niezwykłym błękicie nieba, co stwarzało wymarzone warunki do zwiedzania i fotografowania. Zacząłem od wspaniale zachowanej Bramy Północnej, bo blisko niej mieszkałem. Po jej wschodniej stronie oglądam świetnie zachowaną basztę zwaną "Grubą Małgorzatą". Tuż przed bramą, w otaczającym parku zwrócił moją uwagę ciekawy pomnik długiego, cienkiego pałąku w środku przerwanego. Przy bliższych oględzinach znalazłem tabliczkę, że nazywa się on "Zerwana Linia". Powstał dla upamiętnienia najtragiczniejszej katastrofy promu "Estonia" w dniu 28 września 1994 roku. Zatonęły wówczas 852 osoby. Po przekroczeniu Bramy, nazywanej również Przybrzeżną – bo od niej już bardzo blisko do głównego portu w Tallinie i największego w Estonii – spotkała mnie miła niespodzianka. Na dużej, granitowej tablicy przeczytałem po polsku napisany tekst o sławnej historii ucieczki polskiego okrętu podwodnego ORP "Orzeł". Po ataku hitlerowców na Polskę we wrześniu 1939 roku, polski okręt przebił się przez obstawę nazistowskich okrętów i schronił się w Tallinie i Zatoce Fińskiej Morza Bałtyckiego, w wówczas neutralnej Estonii. Niestety, na skutek nacisku i gróźb hitlerowców, dnia 15 września 1939r. władze Estonii internowały i rozbroiły okręt podwodny Polskiej Marynarki Wojennej. Miał on 12 wyrzutni torped, 2 działa kaliber 40 mm, oraz 1-no 105 mm., a wyporność 1650 ton. Okrętem dowodził kapitan marynarki Jan Grudziński. W nocy 17/18 września 1939 r. ORP "Orzeł" wsławił się brawurową ucieczką, przedostał do Wielkiej Brytanii, skąd kontynuował walkę na morzu. Można tu historycznie dodać, że już 8 czerwca 1940 roku został zatopiony przez Niemców podczas patrolu na Morzu Północnym, z całą swoją załogą w ilości 54 marynarzy. Niedaleko stąd, bo tylko 4 km na wschód, jest jeszcze jedna, mało znana ciekawostka. Przy małej plaży, nad wybrzeżem i przy rozwidleniu dróg Narva i Pirita tee, znajduje się pomnik Rusałki, o postaci anioła ze skrzydłami i wzniesionym krzyżem prawosławnym. Postawiono go, aby upamiętnić zatonięcie w pobliżu pancernego, rosyjskiego okrętu w 1893 roku. Za Bramą Północną-Przybrzeżną zaczyna się główna ulica Starówki o nazwie Pikk (Długa), otoczona ładnymi, starymi, kupieckimi kamieniczkami, z których trzy, bliźniaczo ze sobą ściśnięte, tworzą zespół o nazwie "Trzy Siostry". W środkowej jest teraz hotel i restauracja. Z tyłu za nimi, też w starym budynku mieści się Archiwum Miejskie. Jeden blok dalej stoi z wysoką, szpiczastą wieżą, trójnawowy o grubych filarach kościół św. Olafa (można tu kupić bardzo ładne pocztówki po 6 koron estońskich). Trochę dalej oglądam, już trochę skromniejszy niż w Rydze, Dom Bractwa Czarnogłowych, czyli kupców Starych Kawalerów, oraz w ładnym, starym budynku z 1410 r. główny Dom Kupców, czyli Dom Wielkiej Gildii (obecnie muzeum). Przemieszczając się na ulicę Vene odwiedzam białą, ładną, ruską cerkiew św. Mikołaja. Trochę dalej, schowaną na dziedzińcu za żelazną bramą, rzymsko-katolicką Katedrę św. Piotra i Pawła. Kolejne stare zabudowania to Klasztory Dominikanów i Klasztor z kościołem św. Katarzyny. Prowadzi do niego wąskie przejście zwane Pasażem Katarzyny (Katriina Kaik). Kościółek jest mały, bardzo stary, o bardzo ciekawej, drewnianej więźbie dachowo-sufitowej i amfiteatralnie ustawionych drewnianych ławach z trzech stron ołtarza. Na ścianie od strony pasażu zawieszona jest duża ilość starych płyt nagrobnych od XIV do XV wieku. Wreszcie dochodzę do głównego Placu Ratuszowego. Stoi tu stary, gotycki ratusz z XIV wieku (jedyny, gotycki zachowany w krajach nadbałtyckich) z wysoką, ośmioboczną wieżą. Przed nim przy straganach młode sprzedawczynie w historycznych, średniowiecznych, estońskich strojach. Na rynku duża ilość straganów pod wielkimi płóciennymi parasolami, sprzedające dosłownie wszystko. Od ubrań, ciuchów, kapeluszy, swetrów, szali i wełnianych czapek skandynawskich, poprzez najróżniejszego rodzaju pamiątki do bursztynów. Ceny takich sznurów bursztynów wahały się od $10 do $30. Wokół rynku mieści się kilka ciekawych restauracji. Barwnie wyglądała hinduska "Maharadża" oraz ruska "Trojka". Stąd małą uliczką przechodzę na dość duży, trawiasty plac ze wzgórzem i stojącym na szczycie ładnym kościołem św. Mikołaja. Jest to późnogotycka budowla z końca XIII wieku z kwadratową wieżą. Obecnie mieści się w nim wystawa średniowiecznego rzemiosła. Z kilku stron prowadzą do niego kamienne schodki. Za nim, z tyłu, wąska, stroma uliczka ze schodami, prowadzi przez bramę w baszcie do najwyższego wzniesienia w mieście, czyli Góry Katedralnej, gdzie stoi piękny prawosławny sobór z XIXw. i z czasów carskich, św. Aleksandra Newskiego. Jego okrągłe wieże zwieńczone są cebulastymi hełmami ze złoconymi, prawosławnymi krzyżami, a fronty attyk ozdobione złotymi obrazami świętych. Ze wzgórzem tym wiąże się stara, estońska legenda. Otóż bardzo dawno temu, w prehistorycznych czasach, kiedy tutejszy władca – bohater narodowy fIńsko-estoński – Kalew poległ w obronie ojczyzny, jego żona Linda na grobie zbudowała mu tę wapienną górę, po naszemu kopiec. Kiedy ostatni wciągany głaz obsunął się na dół, zupełnie już osłabiona wdowa siadła na nim i zaczęła płakać. Z łez jej powstało jezioro Ulemiste, a głaz ten nazwany Lindawiki, leży tam do dzisiaj. Od strony schodów na Górę Katedralną wiszą na kamieniczkach symbole rzemieślników snycerstwa, rycerski but-rynna a obok cała rycerska zbroja. Po przeciwnej stronie carskiego soboru mieści się wspaniały pałac, dawniej carycy Katarzyny II, obecnie estoński Parlament. Jest on częścią dużego, średniowiecznego zamku z XIII wieku, z murami obronnymi i wspaniałym zabytkiem, jakim jest najwyższa baszta zwana Długi Herman (Pikk Hermann). Ponieważ przez mocno strzeżony Parlament nie było przejścia, aby ją sfotografować, musiałem obejść zamek dookoła dużym parkiem. Widok z górnego tarasu, tak jak z dolnego parku, był wspaniały. Za zamkiem, po północnej stronie, stoi katedra luterańska (Toom kirik), od której nazwana została cała góra – Katedralną. Góra otoczona była wysokim murem, który łączył się z północnymi murami Starego Miasta, najeżonego do dzisiaj dobrze zachowanymi basztami. Z Góry Katedralnej schodziłem wzdłuż południowych murów po jednej stronie i trawiastym skwerem po drugiej, po Komandandi tee. Fotografowałem i zwiedzałem kolejne baszty: Kwadratową i "Zajrzyj do Kuchni" (Kiek in de Kok). Nazwa wywodzi się stąd, że strażnicy owej baszty-wieży mogli z góry zaglądać co gospodynie gotują właśnie na obiad w Dolnym Mieście. Odpoczywając w narożnej miłej kawiarence, mogłem wreszcie napić się sławnego, najsłodszego napoju Estonii o nazwie Kali. Wyborny. Naprzeciwko, przy dużej arterii komunikacyjnej, odwiedzam duży gmach Estońskiego Teatru Narodowego po czym przechodzę do najładniejszego zakątka murów obronnych, do trójbasztowej Bramy Viru. Tuż za nią rozciąga się długi ciąg sklepików z kwiatami, zupełnie wtopionych w tylne mury. I bardzo dużo ludzi kupujących. Przypominam przy okazji, że walutą obiegową w Estonii jest korona estońska EEK, ale w przeliczeniu jest używane również euro E (1$ = 10 lub 11 estońskich koron), na Łotwie łat (1$ = 0. 5 łata) a na Litwie lit (1$ = 2. 40 lita). Lato 2009 roku. Na koniec pobytu w Estonii zafundowałem sobie świetne, gorące, mineralne kąpiele z jacuzzi w niedaleko położonym nowoczesnym centrum Spa, połączonym z basenami pływackimi i dobrej klasy hotelem, o nazwie Kalew. Parogodzinna kąpiel odświeżyła mnie całkowicie i przygotowała na wielogodzinną podróż powrotną do Warszawy. Tekst i zdjęcia: Jerzy Skwarek








