Polonia powitała Nowy Rok
Chicago (Inf. wł.) — Zgodnie z tradycją powitanie Nowego Roku należy rozpocząć od otworzenia butelki szampana o północy z dnia 31 grudnia na 1 stycznia. Wigilia poprzedzająca Nowy Rok nosi w polskiej tradycji miano sylwestra, gdyż ostatniego grudnia swoje imieniny celebrują panowie noszący to słynne imię. Zwyczaj rozpoczynania nowego roku od pierwszego dnia stycznia ma wielowiekową tradycję. Wprowadził go w swej reformie kalendarzowej Juliusz Cezar. Rzymianie czcili w ten dzień Janusa, boga bram, drzwi i początków. Wiele języków, w tym angielski i niemiecki, przejęły właśnie od Janusa nazwę miesiąca styczeń. Pierwszym w historii rokiem rozpoczętym 1 stycznia był 708 rok od założenia Miasta (Rzymu), czyli wg obecnie stosowanej rachuby czasu 46 rok przed naszą erą. W Europie Wschodniej, gdzie dominuje prawosławie i grekokatolicy, Nowy Rok celebrowany jest według kalendarza gregoriańskiego i przypada na czternastego stycznia. Wyznawcy obrządku wschodniego bawią się na noworocznych balach nocą 13/14 stycznia, zwanych “małankami”, witając “Stary Nowy Rok”. W Azji dzień Nowego Roku jest ruchomy, gdyż stosowany jest kalendarz księżycowy liczący od dwunastu do trzynastu miesięcy, ale zazwyczaj obchodzony jest w styczniu albo w lutym. W Ameryce, tak jak w Europie, Nowy Rok 2012 powitaliśmy pierwszego stycznia. Zakończony rok 2011 witaliśmy dwanaście miesięcy temu z nadzieją na życiową pomyślność, zdrowie, polepszenie sytuacji ekonomicznej i pokój. Czy po jego zakończeniu możemy podsumować go słowami ze słynnego przeboju „Mija rok” Czerwonych Gitar: „To był rok, dobry rok, z żalem dziś żegnam go…”? Chyba raczej nie. Podsumowanie, jakie po 365 dniach zakończonego w minioną sobotę roku każdy z nas może zrobić, będzie różne, ale obiektywnie trzeba przyznać, że pożegnaliśmy go jednak bez żalu, bo liczyliśmy na więcej niż otrzymaliśmy od losu, a nowy rok, chociaż jest niewiadomą, to jednak daje nadzieję, że być może przyniesie więcej pozytywnych zmian. Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie rozmawiając z uczestnikami imprezy sylwestrowej w popularnej sali bankietowej „Jolly Inn” u Ewy i Stanisława Chwałów, gdzie na dwóch salach bawiło się ponad czterystu gości. Uśmiechnięci, zadowoleni, starając się zapomnieć o karkołomnych spadkach wartości, jakie obserwujemy na rynku nieruchomości, martwej giełdzie i innych bolączkach codziennej egzystencji, goście licznie pojawiali się na parkiecie, aby w miłym towarzystwie przetańczyć całą noc. Nad zapewnieniem odpowiedniego nastroju sylwestrowej nocy prowadzonej przez prezenterkę TV „Polsat” Agnieszkę Topolską czuwała popularna grupa muzyczna „Extra Band” braci Czubackich. W dobry humor wprawił wszystkich znakomity iluzjonista. Pokaz „czarnoksiężnika” wprawił w osłupienie wszystkich bez wyjątku uczestników szampańskiej zabawy. Mogliśmy zobaczyć unoszone siłą woli stoliki, najróżniejsze sztuczki z kartami i udaną próbę wspartej miotłą lewitacji. Wielu z widzów wzdychało z zazdrości. Gdyby tak jeszcze samemu potrafić przenosić siłą woli różne sprzęty, to może by tak dom albo fabrykę gdzieś przenieść… Zachwyt gości wzbudził pokaz tańców towarzyskich w wykonaniu Grzegorza Rykowskiego i jego francuskiej partnerki. Przyspieszony kurs tańca, jaki tancerze zafundowali pozostałym uczestnikom imprezy, zaowocował udziałem kilku odważniejszych par w konkursie na najsympatyczniejszą parę balu. Tancerze musieli wykazać się nie tylko znajomością kroków najpopularniejszych tańców, ale także znakomitą kondycją i inwencją w szukaniu spinek w damskich kreacjach, przesuwaniu surowych jajek pod męską garderobą itp. Konkurs prowadziła Agnieszka Topolska, a nagrody wręczał właściciel restauracji Stanisław Chwała z menedżerką firmy Małgorzatą Tys. Na przykładzie tej imprezy można zaryzykować stwierdzenie, że Polonia w „Wietrznym Mieście” witała Nowy Rok w dobrych humorach. Biesiadowano przy suto zastawionych stołach, a szampana i innych trunków również nie brakowało. Sylwestrowe bale organizowały restauracje, sale bankietowe, kluby, stowarzyszenia, organizacje społeczne, weterańskie oraz parafie. Bawiono się hucznie, bardzo często do białego rana i chyba za jeszcze mniejsze niż w latach ubiegłych pieniądze. Do ceny sylwestrowych szaleństw, obok kosztu zakupu biletów, należy oczywiście doliczyć koszty damskich toalet, wizyt w gabinetach fryzjerskich i kosmetycznych, ewentualnie koszty wypożyczenia smokingu czy fraka dla pana. Tego typu garderobę trudno było jednak dostrzec. Niestety, panowie najczęściej już po kilku tańcach „zapominali” o marynarkach i na parkietach dominowały różnokolorowe koszule. Panie preferowały sukienki uwypuklające powaby i uroki niewieściej urody. Wśród kolorów sylwestrowych kreacji dominowała czerń, ale nie brakowało również bardziej wyzywających kolorów, jak chociażby fioletu, czerwieni, złotego. Koszt wstępu na sylwestrowe szaleństwa najczęściej oscylował w granicach od 70 do 130 dolarów. Tradycyjnie najtaniej w tym roku było w popularnym klubie nocnym „Michelle Terrace”. Za wejściówkę u Andrzeja Kiercula wystarczyło zapłacić jedyne 10 dolarów, za które oprócz muzyki były akcesoria i dostęp do wspaniale zaopatrzonego baru oraz kuchni serwującej dania na życzenie po całkiem przystępnych cenach. Do godziny piątej nad ranem trwała zabawa w parafii św. Władysława, gdzie w szampańskich nastrojach Nowy Rok powitało ponad dwustu gości. To kolejna impreza organizowana przez Komitet Obchodów 100-lecia parafii, z której dochód zostanie przeznaczony na sfinansowanie obchodów przypadającego za trzy lata jubileuszu. Na zakończenie sylwestrowej nocy, na którą wejściówka kosztowała jedynie 70 dolarów, uczestnicy zaśpiewali proboszczowi Jackowi Wronie ulubioną przez Błogosławionego Jana Pawła II pieśń, „Barka”. Równie udanie bawili się uczestnicy imprezy zorganizowanej przez Związek Klubów Polskich w swojej siedzibie przy 5835 W. Diversey. Dla prezesa ZKP Tadeusza Czajkowskiego i całej organizacji mijający rok był jednak udany, bo współpraca z pozyskanym przed rokiem sponsorem w postaci Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej przynosi pokaźne dochody do związkowej kasy. P-SFUK przygotowuje się do uruchomienia kolejnych oddziałów na terenie „Wietrznego Miasta”. Zapowiada to wzrost członkowskich szeregów, a tym samym wzrost wpływów do kasy ZKP, gdyż każdy członek Unii przekazuje 10 dolarów wpisowego na jedną z organizacji sponsorskich. Przed Związkiem rysuje się ciekawa perspektywa. Wypada wspomnieć, że na imprezę w „Jolly Inn” bilety poszły jak przysłowiowe świeże bułeczki jeszcze w listopadzie. Po 6 grudnia trudno było liczyć nawet na pojedyncze miejsca. Być może w innych miejscach było troszeczkę luźniej, ale generalnie organizatorzy ostatniej imprezy w roku nie narzekali. Przyjazna sylwestrowym szaleństwom była również pogoda, która w tym roku dopisała, co sprzyjało frekwencji. Można jedynie mieć nadzieję, że w drodze do domowych pieleszy żadnej z pań, nie przyszło zabierać się do zmiany koła, gdyż partnerzy dosyć ochoczo wychylali kielichy. Na szczęście w tym roku nie było słychać o wykroczeniach drogowych wynikających z faktu nadużywania napojów wyskokowych, a trzeba było uważać, bo stróże prawa chyba po raz pierwszy w historii Chicago mogli zatrzymywać kierowców do kontroli na spożywanie alkoholu bez urządzania specjalnych miejsc, dokąd zapraszano kierowców poddawanych wyrywkowej kontroli. Osobiście wolałem nie ryzykować i po imprezie wróciłem do domu „na butach”, ale to już przywilej mieszkających blisko restauracji. Do siego roku. Tekst i zdjęcia: AB/NEWSRP (Zdjęcia dostępne na stronie: www.newsrp.smugmug.com)








