Sześć osób zabito, 37 innych postrzelono. To żniwo kolejnego krwawego weekendu w Chicago.
Najmłodszą ofiarą bezmyślnej strzelaniny był 16-letni Joseph Briggs. Chłopak siedział na schodach swego domu w okolicy 6100 S. Rockwell w Marquette Park, gdy z przejeżdżającego samochodu padły strzały.
Incydent ten miał miejsce o 8 wieczorem w sobotę. O 1:40 rano Joseph Briggs zmarł w szpitalu Advocate Christ w Oak Lawn.
Policja przypuszcza, że chłopak padł ofiarą porachunków gangowych. Babka Josepha, która opiekuje się nim i jego siostrami, wierzy, że wnuk był zabity przypadkowo. Miejsce, w którym mieszkają, obróciło się ostatnio w strzelnicę. Zrobiło się tak niebezpiecznie, że Josephine Briggs myślała o zmianie mieszkania.
Joseph Briggs był uczniem liceum Gage Park. Grał w futbolla i koszykówkę.
Od piątkowego opołudnia do niedzieli 37 osób, w zdecydowanej większości mężczyzn w wieku 17 – 50 lat, zostało postrzelonych w południowych i zachodnich dzielnicach Chicago.
W sobotę o 10:20 rano dwaj bracia siedzieli w zaparkowanym samochodzie u zbiegu 111 ulicy i Edbrooke w dzielnicy Roseland, gdy z przejeżdżającego SUV padły strzały. Kula trafiła 21-letniego Derricka Wilkerson w klatkę piersiową. Młody mężczyzna, zamieszkały przy ulicy 118 i Indiana, zmarł później w szpitalu. Jego 19-letni brat został zraniony w oba ramiona. Lekarze twierdzą, że przeżyje.
Kilka godzin wcześniej znaleziono ciało 27-letniego Kennetha J. Jonesa, zamieszkałego w okolicy 3800 S. Cottage Grove. Mężczyzna zginął od strzału w głowę.
26-letni Mario Jackson i 22-letni Rashuan Stephany zmarli w Stroger Hospital od ran postrzałowych. Dwie oddzielne strzelaniny w Lawndale na południowym zachodzie pozostawiły 10 rannych osób. Policja jest bezradna.
(CST – eg)








