"Haterzy", czyli internet ociekający nienawiścią
„Haterzy” - po raz pierwszy usłyszałam to słowo dopiero kilka tygodni temu, pomimo, że surfując w sieci szczególnie po polskich portalach, nie można uniknąć z nimi spotkania, czy raczej czytania ich ociekających nienawiścią tekstów...
Reklama
- 11/06/2011 05:05 PM
„Haterzy” - po raz pierwszy usłyszałam to słowo dopiero kilka tygodni temu, pomimo, że surfując w sieci szczególnie po polskich portalach, nie można uniknąć z nimi spotkania, czy raczej czytania ich ociekających nienawiścią tekstów. Próżno szukać w słowniku języka polskiego słowa „haterzy”. Jednak coraz powszechniej jest używane w mowie potocznej. „Haterzy” lub "hejterzy", to słowo pochodzące od angielskiego hate – nienawiść.
Z momentem powstania Internetu a szczególnie portalów społecznościowych i nowym (jak się niektórym wydaje anonimowym) sposobem wyrażania opinii, socjologowie i psychologowie zaczęli badać nowe, niespotykane wcześniej zachowania społeczne.
Kto z nas nie doświadczył na własnej skórze uwag pełnych złośliwości i gniewu? Niemiłe komentarze ze strony znajomych czy współpracowników są w polskim czy polonijnym środowisku powszechne. Nawet, jeśli uszczypliwy tekst nie jest nam rzucany prosto w oczy, to prędzej czy później dotrze do nas dzięki tzw. „życzliwym”. I często pójdzie nam w przysłowiowe piety. Słowa wypowiadane przez innych mogą być bardzo bolesne. „Haterom” dają zaś możliwość wyżycia się na innych, zagłuszenia (choć na chwilę) własnej frustracji, podleczenia kompleksów i niskiego poczucia własnej wartości. Haterzy poddają się terapii, lecząc się jadem, złośliwością, żółcią skierowaną na innych.
Rodzaj jadu rzucanego w stronę ofiary różni się w zależności od sytuacji. W internecie nietrudno znaleźć zdjęcia pięknych aktorek czy piosenkarek a pod nimi lawinę komentarze, że owa niewiasta jest beznadziejna, ma krzywe nogi, brzydkie kolana a w ogóle jest ubrana obleśnie i najlepiej jakby nie wychodziła z domu a nie pchała się na okładki. Wystarczy jeden tego typu komentarz a za nim pojawia się lawina kolejnych. „Haterki” rzucają się, aby rozerwać na strzępy Bogu ducha winna dziewczynę, której wadą jest, że to właśnie ona jest na zdjęciu, a nie one.
Ludzie osiągający sukces w jakiejkolwiek dziedzinie życia są najczęściej narażeni na złośliwe komentarze i krytykę. Epidemia wyśmiewania i poniżania zatacza coraz szersze kręgi poczynając od aktorek, aktorów, piosenkarek, piosenkarzy, prezenterki, prezenterów, dziennikarki, dziennikarzy do polityków obu płci. Lista jest długa. Ofiary „haterów” muszą mieć grubą skórę i sporą odporność, aby każdego dnia radzić sobie z lawiną krytyki, często na najniższym z możliwych poziomów, płynącą od tchórzy kryjących się za internetowymi pseudonimami. Ich komentarze mają tylko jeden cel: sprawić ból, poniżyć, zniszczyć, dokopać. I już nie chodzi o sukienkę czy buty, ale o to, by kogoś zranić.
W czasach, kiedy tak często oburzamy się przemocą i chcemy walczyć z niesprawiedliwością, zaskakująco łatwo przychodzą nam wredne słowa, poniewieranie osób publicznych. Najsmutniejsze jest, że najczęściej my kobiety jesteśmy nawzajem dla siebie największymi wrogami. Bez skrupułów krytykujemy, oczerniamy, opluwamy i same nie wiemy, kiedy stajemy się zołzami czyli „haterkami”.
Może czasami, zanim rzucimy się w wir komentowania i dokopywania innym, warto zadać sobie pytanie: czy my sami jesteśmy tacy wspaniali, nieomylni, doskonale ubrani, najmądrzejsi, najpiękniejsi i zawsze robimy wszystko idealnie. Kto dał nam prawo do oceniania innych? Nikomu nie jest przyjemnie wysłuchiwać, że jest obleśny, głupi, beznadziejny, ma niemodny sweter i obciachowe buty. I najważniejsze: czy stojąc twarzą w twarz z „ofiarą” mięlibyśmy odwagę powiedzieć jej to samo prosto w twarz, nie chowając się za ekranem komputera, pod zmyślonym pseudonimem.
Karolina
Reklama
Reklama