Po pasjonującym i niezwykle zaciętym meczu Rosjanie pokonali USA 5:4 (2:1, 1:1, 1:1) w fazie grupowej olimpijskiego turnieju hokeja na lodzie. Podopieczni trenera Władimira Krikunowa zrewanżowali się Amerykanom za porażkę w półfinale ZIO sprzed czterech lat. W trakcie spotkania rosyjscy kibice kilkakrotnie zagrali na trąbkach swoim ulubieńcom słynną "Kalinkę".
W ogóle w trakcie meczu na trybunach panowała fiesta. Niezależnie od narodowości i sympatii fani rozgrzewali się znaną ze stadionów piłkarskich meksykańską falą.
Zupełnie inne nastroje panowały na lodowisku. Tu walka była na całego. Z większym animuszem spotkanie rozpoczęli Amerykanie, dotąd prezentujący się na igrzyskach poniżej oczekiwań.
Rosjanie przetrzymali szturm rywali, skutecznie się broniąc i wyprowadzając szybkie kontrataki. W 10. minucie Aleksander Koroljuk odebrał krążek wyprowadzającym akcję Amerykanom i w sytuacji sam na sam pokonał Roberta Esche'a.
Reprezentanci USA nie podnieśli się jeszcze po pierwszym ciosie, kiedy Darius Kasparaitis rozegrał piękną dwójkową akcję z Jewgienijem Małkinem i ten ostatni zdobył drugiego gola dla Rosji, grającej wtedy w osłabieniu (kara dwóch minut dla Daniła Markowa).
W końcówce pierwszej tercji Amerykanie zdobyli kontaktową bramkę, po trafieniu Briana Rolstona pod poprzeczkę bramki Jewgienija Nabokowa. Zdaniem komentatorów za najsłabszy punkt zespołu USA uważani są bramkarze. Tymczasem ci nic sobie z tego nie robią i w każdym meczu wymieniają golkipera.
W 35. minucie Rosjanie znowu odskoczyli rywalom na dwa gole, kiedy Andriej Markow potężnym strzałem z dystansu pokonał Esche'a. Końcówka należała jednak do Amerykanów, którzy postawili wszystko na jedną kartę, wycofali bramkarza i zepchnęli Rosjan do głębokiej defensywy.
Na minutę przed końcem tercji grający w przewadze hokeiści USA zdołali w końcu przebić rosyjską obronę - w zamieszaniu pod bramką Brian Gionta trafił do siatki obok leżącego na lodzie Maksyma Sokołowa, który zmienił Nabokowa.
W trzeciej tercji Amerykanie poszli za ciosem i zaciekle atakowali rywali. Opłaciło się. W 45. minucie Mathieu Schneider potężnie uderzył z dystansu, krążek odbił się od dwóch zawodników i wpadł do rosyjskiej siatki. Bramkę zaliczono Scottowi Gomezowi, który ostatni go dotknął.
Później sytuacja na lodowisku zmieniała się z minuty na minutę, akcje prowadzono w szaleńczym tempie, a zawodnicy obu zespołów mogli strzelić jeszcze po kilka bramek.
Skończyło się na trzech golach. Najpierw Jewgienij Małkin świetnie zagrał do Aleksandra Owieczkina i ten podwyższył na 4:3 dla Rosji. Chwilę później był już remis 4:4, po wspaniałej indywidualnej akcji Erika Cole'a, który objechał bramkę Sokołowa i z ostrego kąta wbił krążek do siatki.
Rezultat rozstrzygnął w 52. minucie Aleksiej Kowalow, pokonując Esche'a uderzeniem z dystansu. W końcówce Amerykanie znowu wycofali bramkarza, a Rosjanie dosłownie zamurowali bramkę. Uderzany w ich stronę raz za razem krążek nie mógł przebić się do siatki.
Po zakończeniu spotkania kibice nagrodzili zawodników obu zespołów owacją na stojąco. Jak dotąd był to najlepszy mecz w tych igrzyskach.
Amerykanie pokazali we wtorek, że do wyników z fazy grupowej nie należy przykładać większej wagi. Grupę B kończą na czwartej pozycji, ostatniej dającej awans do dalszej fazy rozgrywek. Rosjanie uplasowali się na drugim miejscu, za niepokonaną Słowacją.








