Kiedy Justyna Kowalczyk walczyła o medal 20.Zimowych Igrzysk Olimpijskim na trasie w Pragelato przed telewizorem w rodzinnym domu w Kasinie Wielkiej kciuki trzymały za nią mama Janina, siostry Ilona i Wiola oraz koleżanka Gosia. Tata Józef jak zwykle pomaszerował do pracy w schronisku na śnieżnicy i tam przeżywał start córki.
"To był bardzo długi, ale bardzo szczęśliwy bieg uwieńczony medalem olimpijskim. Cieszymy się, że Justyna dobiegła w znakomitej formie, trzymała się dzielnie i stanęła na podium. Wszyscy trzymaliśmy za nią kciuki" - powiedziała PAP siostra brązowej medalistki w narciarskim biegu na 30 km, lekarz Ilona Kowalczyk.
"Ona ma dopiero 23 lata. Przed nią sportowa przyszłość. Większość jej rywalek to zawodniczki znacznie od niej starsze. Medal uwieńczył pobyt w Turynie, którym była już zmęczona. Przed startem nie wywieraliśmy na nią żadnej presji, nikt jej nic z rodziny nie mówił. To by ją obciążało, nie pozwoliło pobiec na luzie. Dla nas była już bohaterką, kiedy zajęła ósme miejsce w biegu łączonym" - dodała Ilona Kowalczyk.
Na temat startu i sukcesu córki nie chciała rozmawiać Janina Kowalczyk.
"Mama nie chce rozmawiać z dziennikarzami po ich dotychczasowych relacjach z występów Justyny w igrzyskach. A to co wypisują ludzie w internecie przechodzi wszelkie wyobrażenia. Justyna startuje dla Polski, dla prawdziwych kibiców, którzy wiedzą ile wysiłku trzeba dać z siebie, aby po żmudnych treningach stanąć na olimpijskim podium, dla Polskiego Związku Narciarskiego i na samym końcu dla siebie" - powiedziała uszczęśliwiona Ilona Kowalczyk.








