Skandal z byłym republikańskim kongresmanem z Florydy, Markiem Foley, w pełni uzasadnia pogardliwą opinię wyborców o 109. Kongresie zwanym "do nothing Congress". Tym razem nie zrobiono nic w sprawie Foleya, który od kilku lat podrywał nieletnich kongresowych "pages", czyli gońców. Usługi młodzieży wprowadzono w latach 20. XX wieku, jako wyróżnienie dla dobrych uczniów i możliwość poznania pracy ustawodawców. Odpowiedzialność za nich spada na przewodniczącego rady ds. gońców w Izbie Reprezentantów. Funkcję tę pełni republikanin z Illinois, kongr. John Shimkus . W razie potrzeby Shimkus ma obowiązek zawiadomić lidera republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów, Johna Boehnera.
Boehner objął tę funkcję kilka miesięcy temu po odejściu niesławnej pamięci Toma DeLaya w związku z szeregiem zarzutów o nieetyczne postępowanie, m.in. korzystanie z hojności upadłego superlobbysty, Jacka Abramofffa.
O całej sprawie należało powiadomić marszałka Izby Reprezentantów, republikanina z Illinois, kongr. Dennisa Hasterta. Sytuację pogarsza fakt, że żaden z liderów nie bierze na siebie odpowiedzialności przyznając chociażby, że z jakiś względów przeoczyli zagrożenie. A trzeba wiedzieć, że Foley stał na czele kongresowej grupy ds. zaginionych i wykorzystywanych dzieci.
Dziś żaden z kongresmenów, którzy powinni zachować w tej sprawie czujność nie może sobie przypomnieć, jak to się stało, że po ujawnieniu blisko rok temu pierwszych emaili do nastolatka z Luizjany Foleyego nie zdjęto z tej pozcyji.
Hastert nie pamięta, że kongr. Tom Reynolds (republikanin z Nowego Jorku), przewodniczący Krajowego Republikańskiego Komitetu Kongresowego, zawiadomił go wiosną tego roku o korespondencji Foleya z chłopcem. Biuro Hasterta twierdzi teraz, że Shimkus już wcześniej zwrócił mu uwagę na "zbyt przyjacielskie" zwroty w listach do młodocianego gońca i prosił o przerwanie tej korespondencji. W poniedziałek marszałek przypomniał sobie, że jego doradcy i kongr. Rodney Alexander, republikanin z Luizjany, skąd pochodzi goniec, przestali zajmować się tą sprawą, ponieważ rodzice chłopca nie życzyli sobie rozgłosu. Okazało się również, że o zalotach Foleya wiedział kongr. Boehner. Zadowolił się zapewnieniem Hasterta, że sprawa została rozstrzyg nięta. Tymczasem na światło dzienne wyszły inne listy Foleya, o wyraźnie seksualnym zabarwieniu, do innych "pages".
Wszystko to nie byłoby tak miażdżące dla republikanów, gdyby nie potraktowali sprawy zbyt łagodnie. W oczach wyborców sytuację pogorszyli ich obrońcy. Rzecznik Białego Domu, Tony Snow, usiłował zlekceważyć wagę tej afery, określając korepsondencję Foleya jako "niegrzeczną". Były marszałek Izby Reprezentantów, republikanin Newt Gingrich, usiłował wytłumaczyć postępowanie kongresowych liderów obawą o zarzut prześladowania homoseksualisty, z czego jak wiadomo nikt nie robi Foleyowi zarzutów.
Inni na gwałt przypominają afery z udziałem demokratów. Tuby rządowe jak Rush Limbaugh i Sean Hannaty doszukują się demokratycznego spisku. Okazało się jednak, że republikanie zataili informacje o Foleyu przed demokratami, by nie wywoływać burzy przed wyborami. Po raz kolejny udowodnili, że nie liczy się etyka, młodzież, ni zwykła przyzwoitość, gdy toczy się walka o dominację w Kongresie.
Wszelkie zasady przyzwoitości przekroczył Matt Drudge, ten sam, który ujawnił romans Billa Clintona z Moniką Lewinsky. Drudge nazywa podrywanych przez Foleya chłopców "16i 17letnimi bestiami, które rozmawiają o tym, ile razy się masturbowali i ile przespali się ze swymi dziewczynami w ostatni weekend... a my traktujemy ich jak niewinne dzieci".
Republikańscy liderzy zagapili się. Nie zdali sobie sprawy, że odwracanie wzroku od deprawacji młodocianych nie podoba się nikomu, ani republikanom ani demokratom. Zatajanie nielegalnych czynów też jest przestępstwem. A marszałek Hastart dziwi się wezwaniom o jego ustąpienie.
Tymczasem Mark Foley, który z pedofilii "leczy się" w klinice dla alkoholików, poskarżył się, że jako dziecko był molestowany przez księdza. (eg)
Afera Foleya
- 10/04/2006 07:11 PM
Reklama








