Sejmowa komisja śledcza w piątek o godz. 10.30 miała rozpocząć przesłuchanie byłego ministra sprawiedliwości prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, na które w związku z decyzją warszawskiego sądu okręgowego, b. minister miał zostać doprowadzony przez policję. Ta jednak nie zastała Ziobry w jego domu w Jeruzalu, ani w jego warszawskim mieszkaniu. Po godzinie 9.00 b. minister udzielał wywiadu na żywo w siedzibie Telewizji Republika. O godz. 10:30 Ziobro opuścił siedzibę stacji i oddał się do dyspozycji policji, która przewiozła go do Sejmu.
Na posiedzenie komisji policja doprowadziła Ziobę po godz. 10.30, co przez komisję ds. Pegasusa zostało uznane za nieskuteczne. W związku z tym jej członkowie przegłosowali uchwałę o zwrócenie się do prokuratora generalnego Adama Bodnara o wystąpienie do Sejmu z wnioskiem o wyrażenie zgody na zastosowanie wobec Ziobry kary porządkowej aresztu na okres 30 dni.
Ziobro stwierdził w piątek, że komisję "obleciał strach". "Drodzy państwo, przez całą noc jechałem tu dzisiaj do Polski, by spotkać się, jak się domyślam, z tą tak zwaną nielegalną komisją do spraw Pegasusa. A tu się okazało, że Donald Tusk znowu okazał się być miękiszonem i zgniecionym naleśnikiem" - mówił w piątek Ziobro. Dodał, że członkowie komisji "przez tyle miesięcy przebierali nogami i wielokrotnie wzywali go do stawienia się przed tą komisją".
W poniedziałek rzeczniczka PG Anna Adamiak poinformowała, że wniosek komisji wpłynął do prokuratury. We wtorek przekazała, że prokurator generalny skierował go do Sejmu.
Wniosek o areszt wobec b. ministra komentował w niedzielę marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Jak mówił, "cena niepoczekania na pana Ziobrę tych 10 minut, to będzie kilka tygodni, jeśli nie - mam nadzieję - kilka miesięcy, kiedy ten serial będzie kontynuowany". Dodał, że cała procedura ew. aresztowania byłego ministra może z kolei zająć "tygodnie, jeśli nie miesiące". "Uważam, że te 10 minut nie zrobiłoby różnicy. Rozumiem obawy komisji, bo pewnie Ziobro kontynuowałby swój cyrk i nie doszłoby nawet do złożenia przyrzeczenia, bo on, jak twierdzi, tej komisji nie uznaje. Ale jeśli komisja była przygotowana, to przez kilka godzin mogłaby pana Ziobrę skonfrontować z prawem i sprawiedliwością i to komisja powinna zrobić" - podkreślił Hołownia.
Finalnie Ziobro został doprowadzony przed salę, w której obradowała komisja, ale znalazł się tam już po zakończeniu jej posiedzenia. W rozmowie z dziennikarzami były szef MS powtórzył, że gdyby dobrowolnie pojawił się na posiedzeniu, pogwałciłby prawo. "Nigdy nie powiedziałem, że stawię się dobrowolnie" - powiedział. Podkreślił jednak, że specjalnie przyjechał do Warszawy z Brukseli i przekonywał, że dotarł o czasie. "Państwo, kiedy dowiedzieli się, że jestem, uciekli, zbiegli" - powiedział, odnosząc się do członków komisji.
"Komisja zdawała sobie sprawę, że jestem w Warszawie, zdawała sobie sprawę z tego, że policja realizowała nielegalne decyzje sądu o zatrzymaniu mnie, i (że - PAP) byłem tu przewożony. I po tym, gdy się dowiedzieli, zdecydowali się uciec i zdezerterować. Oni boją się prawdy, boją się faktów, oni chcą po prostu kłamać" - powiedział Ziobro.
Szefowa komisji śledczej Magdalena Sroka (PSL-TD) relacjonowała na konferencji prasowej, że piątkowe posiedzenie komisji - na które miał być doprowadzony Ziobro - rozpoczęło się zgodnie z planem o godz. 10.30, i na tę godzinę poseł PiS miał zostać doprowadzony. Tak się jednak nie stało i - jak tłumaczyła - komisja nie będzie "grała w spektakl, który funduje nam od jakiegoś czasu Ziobro".
Komisja śledcza ds. Pegasusa bada legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania m.in. przez rząd, służby specjalne i policję od listopada 2015 r. do listopada 2023 r. Komisja ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi dla polskich władz.
Pegasus to system, który został stworzony przez izraelską firmę NSO Group do walki z terroryzmem i zorganizowaną przestępczością. Przy pomocy Pegasusa można nie tylko podsłuchiwać rozmowy z zainfekowanego smartfona, ale też uzyskać dostęp do przechowywanych w nim innych danych, np. e-maili, zdjęć czy nagrań wideo oraz kamer i mikrofonów. Zgodnie z ustaleniami kanadyjskiego Citizen Lab Pegasus był w Polsce wykorzystywany do inwigilacji polityków opozycji. (PAP)