To miał być udany weekend ze znajomymi. W niedzielę, 6 kwietnia nad ranem 47-letnia Jola Chmielewska wracała z koncertu w klubie Joe’s Live w Rosemont. Grały dobrze jej znane grupy Strachy na Lachy, Pidżama Porno i Autofobia. Po koncercie pojechała ze znajomymi do baru Bottoms Up w Schiller Park, skąd później zamówiła Ubera do domu, do Bartlett na północno-zachodnich przedmieściach.
Jak relacjonuje mąż Joli, Tomek Chmielewski, w rozmowie z „Dziennikiem Związkowym”, gdy żona wracała Uberem po pustej drodze 390, nagle w okolicy Meacham Road, w rejonie miejscowości Itasca, z naprzeciwka nadjechało SUV i zderzyło się czołowo z osobówką, którą jechała Jola. Wszystkie trzy osoby doznały obrażeń i trafiły do szpitala: oprócz Joli, kobieta kierująca Uberem oraz kierowca SUV.
Jola Chmielewska w czwartek rano walczyła o życie na oddziale intensywnej terapii w szpitalu na przedmieściach. Jak powiedział mąż Tomek, była w śpiączce farmakologicznej, podłączona do wentylatora. Doznała rozległego udaru mózgu. Ma połamane kości twarzy, biodro, żebra i podziurawione płuca. Ma już za sobą kilka operacji, a w czwartek miała przechodzić kolejną operację biodra.
– Modlimy się, żeby odzyskała przytomność. To jest teraz najważniejsze. Z resztą sobie poradzimy – powiedział Chmielewski.
Policjant miał powiedzieć Chmielewskiemu w szpitalu, że kierowca SUV, który spowodował wypadek, był pod wpływem alkoholu i narkotyków. W czwartek śledztwo w sprawie wypadku miało być kontynuowane. Stacja ABC7 wyemitowała w niedzielę 15-sekundowe wideo z miejsca wypadku. Powołując się na Illinois State Police poinformowała o zderzeniu czołowym oraz „licznych ofiarach”, które trafiły do szpitala. Policja stanowa nie odpowiedziała do czwartku na naszą prośbę o raport z wypadku.
Zrozpaczony mąż relacjonuje noc, która przerodziła się w koszmar:
– Dwie godziny wcześniej jechałem do domu tą samą drogą. Czekając na żonę, przysnąłem na kanapie. Około 4 nad ranem obudził mnie telefon z nieznanego numeru. Nasz pies był ze mną na kanapie, więc wywnioskowałem, że Joli jeszcze nie ma. Zadzwoniłem do niej, lecz nie odebrała. Oddzwoniłem więc na ten nieznany numer. To był szpital. Powiedzieli, żeby przyjechać, bo żona jest na pogotowiu. Dopiero tam dowiedziałem się, co się stało.
Od tego czasu Chmielewski czuwa przy łóżku żony.
– Lekarze robią co mogą, ale niczego nie obiecują. Informują z godziny na godzinę, co będą robić i dlaczego – mówi.
Jolanta Chmielewska pochodzi z b. województwa radomskiego. Do Stanów Zjednoczonych przeprowadziła się prawie 25 lat temu, niecały rok po ślubie. Jak mówi mąż, przez większość życia pracowała jako barmanka w licznych polonijnych klubach. Angażowała się w działalność charytatywną w „Stokrotkach” – grupie polskich kobiet związanych z Avon Walk oraz w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Pomagała w organizacji chicagowskich juwenaliów. W ostatnich latach pomagała mężowi w jego firmie zajmującej się sprzętem i obsługą koncertów i imprez.
– To taka dobra dusza. Zawsze jest pierwsza do pomocy. Nigdy nie przeszła obojętnie obok kogoś, kto jej potrzebował. Każdy kto ją znał, uwielbiał ją. Ludzie cenili ją za bezpośredniość i po jakimś czasie po prostu się w niej zakochiwali – opowiada mąż.
„Najlepsze określenie Joli Chmielewskiej… „gdzie diabeł nie może, tam Jolę pośle” – napisała nam o swojej przyjaciółce Małgorzata Cieślak. „Kobieta wulkan, pełna energii, pomysłów, kreatywna w każdej dziedzinie, bardzo odpowiedzialna, życzliwa i pomocna dla każdego. Spotkałyśmy się wiele lat temu na jakiejś imprezie organizowanej przez STOKROTKI (grupa kobiet wspierających walkę z rakiem piersi i biorących udział w Avon Walk). Jola natychmiast wyraziła chęć dołączenia do nas i przez wiele lat aktywnie działała. Każdy kto się z nią zetknął, na pewno pamięta jej urok, uśmiech i bezpośredniość”.
Bliscy Joli Chmielewskiej założyli w środę, 9 kwietnia zbiórkę na platformie GoFundMe pod hasłem „Help Jola Fight for Her Life”. W ciągu niecałej doby ponad 200 osób wpłaciło ponad 24 tys. dol. na pomoc dla Jolanty Chmielewskiej.
„Przed nią długa, niepewna droga. Czekają ją operacje, intensywna rehabilitacja, ciągła opieka medyczna. Ciężar emocjonalny i finansowy dla niej i jej rodziny jest przytłaczający. Właśnie teraz możemy pokazać, czym jest prawdziwa solidarność. Właśnie teraz miłość musi stać się działaniem” – napisała w opisie zbiórki Nicole Golda, spokrewniona z rodziną Chmielewskich organizatorka zbiórki.
– Chciałbym, żeby dobrzy ludzie mieli ją w sercu i modlili się za nią, żeby wiedziała i czuła, że nie jest sama i że ma wsparcie, i że ma gdzie wracać – mówi łamiącym się głosem Chmielewski. – Jeden moment może zmienić Twoje życie i kompletnie je przewartościować. Pokazuje, kto i co jest ważne, i zdejmuje kompletnie maski, które wszyscy nosimy na co dzień.
Oczekując przy szpitalnym łóżku na odzyskanie przytomności przez żonę, Chmielewski ma jeszcze jedno przesłanie:
– Jola, jako była barmanka, była bardzo odpowiedzialna i wrażliwa na punkcie jazdy po pijanemu. Proszę dodać ode mnie słowa przestrogi dla Polonii: nie jeździjcie po pijaku.
Joanna Marszałek
j.marszalek@zwiazkowy.com