Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Kosmiczny koniec feminizmu?

W roku 1963 poszybowała na kosmiczną orbitę Walentina Tierieszkowa, która stała się w ten sposób pierwszą kobietą samodzielnie uczestniczącą w podboju przestrzeni kosmicznej. Była wprawdzie sowiecką komunistką, bezgranicznie oddaną takiemu jednemu Nikicie na Kremlu, ale to historycznego znaczenia tego lotu nie przekreśliło. Potem w kosmos latało wiele innych kobiet, ale nigdy nie samotnie ani też w ramach wyłącznie żeńskich załóg, lecz w towarzystwie facetów. Ostatnio jednak kosmonautyka ponownie zapukała do drzwi historii.
Reklama
Kosmiczny koniec feminizmu?

Autor: Blue Origin/Facebook

Były szef koncernu Amazon i miliarder, Jeff Bezos, dokładnie na 11 minut wysłał w przestrzeń kosmiczną sześć pań, które poszybowały nad Ziemię na pokładzie statku kosmicznego Blue Origin. Wyprawa ta nie miała absolutnie żadnego praktycznego sensu, lecz była reklamowo-turystyczną hecą. W skład „załogi” wchodziły: piosenkarka Katy Perry, Lauren Sanchez – narzeczona Bezosa, Aisha Bowe z agencji NASA (ktoś musiał tym pudłem sterować), aktywistka na rzecz praw obywatelskich Amanda Nguyen, producentka filmowa Ketianne Flynn oraz prezenterka telewizji CBS Gayle King.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Nikt z tej doborowej stawki nie prowadził w czasie bardzo krótkiego lotu jakichkolwiek badań i nie dokonywał żadnych eksperymentów. Dziewczyny po prostu dobrze się bawiły w stanie chwilowej nieważkości, a pani Perry machała do widzów stokrotką, co miało stanowić swoiste życzenia dla jej córki Daisy Dove Bloom. Zresztą ta sama członkini załogi po wylądowaniu i wyjściu z kabiny ucałowała grunt w Teksasie, niczym żeńska pani papież, natomiast Bezos w czasie biegu w kierunku swojej oblubienicy potknął się o coś i zarył twarzą w glebę, ale nic mu się nie stało.

Nie można się w związku z tymi wydarzeniami dziwić, iż lot w wykonaniu szóstki kobiet został uznany w wielu kręgach za godną pożałowania farsę, w której tak naprawdę o nic nie chodziło. Modelka i aktorka Emily Ratajkowski stwierdziła, że jest lotem Perry i spółki w kosmos „zdegustowana”, a szczególnie tym, iż piosenkarka w pewnym momencie zaintonowała na pokładzie znaną piosenkę pt. „What a Wonderful World”, którą po raz pierwszy wykonał w 1967 roku Louis Armstrong. „To wszystko wykracza poza granice parodii. Twierdzisz, że przejmujesz się losem naszej planety, ale w kosmos lecisz na chwilę statkiem finansowanym przez firmę, która tę planetę skutecznie niszczy. I po co to wszystko?” – dodała.

Emily nie była odosobniona w swoich ocenach. Aktorka i komediantka Amy Schumer w serwisie Instagram umieściła sarkastyczne wideo, w którym ogłosiła, że też została zaproszona do lotu w kosmos i że na pokład postanowiła zabrać zabawkę Black Panther, bo „akurat to miała w torebce”. Natomiast aktorka Olivia Munn zakwestionowała celowość lotu i stwierdziła, nie bez oczywistej racji: „Być może nie powinnam tego mówić, ale dziś na świecie jest tyle poważnych spraw i wydarzeń, że trzeba zadać pytanie – co wy, drogie panie, robicie w kosmosie i po co tam się udałyście, w czasach, gdy wielu Amerykanów nie może na święta wielkanocne kupić jajek?”.

Dla pana Bezosa słowa krytyki nie mają zapewne większego znaczenia. Latem tego roku poślubi panią Sanchez w Wenecji i w zasadzie wynajął w tym celu pół miasta, łącznie z gondolierami, którzy zostaną zapewne wyposażeni w jakieś urządzenia satelitarne. A o wyprawie swojej narzeczonej w kosmos napisał tak: „Jest dla niej zaszczytem poprowadzić grupę odkrywców w misji, która (…) umożliwi im dzielenie się własnymi historiami, wywrze trwały wpływ i będzie stanowić inspirację dla przyszłych pokoleń”. Były szef koncernu Amazon najwyraźniej myśli, że 11-minutowy lot sześciu facetek w kosmos to jakieś wielkie osiągnięcie naukowe, choć nie wyjaśnił, co jego astronautki odkryły i w jaki sposób.

Niestety porównania z lotem Tierieszkowej nasuwają się same. Jej lot na pokładzie statku Wostok 6 trwał ponad 2 doby i w tym czasie okrążyła Ziemię 48 razy. Oczywiście jej misja miała wtedy ogromne znaczenie propagandowe dla ZSRR, ale była też wczesnym i dość niebezpiecznym eksperymentem. Po wylądowaniu dzielna Walentyna wyruszyła w podróż po świecie, odwiedzając Indie, Pakistan, Stany Zjednoczone oraz Polskę. Została uhonorowana tytułem Bohatera ZSRR, co było nieuniknione. W 2007 roku podczas obchodów swoich 70. urodzin w rezydencji Władimira Putina w Nowo Ogarowie oświadczyła, że chce umrzeć na Marsie.

Jej marzenie nie ziści się, ale marsjańskie miejsce pochówku zbliża ją zgrabnie do postaci Elona Muska, który nie chce wprawdzie zakończyć życia na Czerwonej Planecie, ale ciągle plecie coś o rychłym założeniu tam stałej kolonii Ziemian. Być może zatem uda mu się w porę zorganizować interplanetarny cmentarz dla Walentyny. Tak czy inaczej, lot Tierieszkowej miał jakiś sens, ponieważ oprócz swojej warstwy propagandowej był pionierski i wzbudził zainteresowanie na całym świecie. Lot Katy Perry i kilku innych kobiet też wzbudził pewne zainteresowanie, ale nie z tych powodów, co trzeba.

W roku 1964 przez pewien czas przebojem była w PRL-u piosenka grupy Filipinki pt. „Walentyna twist”, która upamiętniała postać Tierieszkowej. Zarówno piosenka, jak i PRL nie przetrwały biegu historii, ale z drugiej strony wątpię, by lot sześciu Amerykanek w kosmos doczekał się jakiegokolwiek muzycznego przeboju. Wręcz przeciwnie. Jedna z komentatorek, Moira Donnegan z dziennika „The Guardian”, nazwała tę eskapadę „końcem amerykańskiego feminizmu”. Może to pewna przesada, ale coś w tym jest.

Andrzej Heyduk

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama