Dziś Drogi Rodzicu, chciałabym podzielić się z Tobą swoimi przemyśleniami ze wspólnych lat, odkąd w naszym życiu nastąpił ogromny przełom i staliśmy się rodziną. Patrząc „z wierzchu”, można by stwierdzić, że małżeństwo to nie to samo, co rodzicielstwo, a jednak chcę Cię zaprosić do tych moich przemyśleń, bo przecież to jak dbamy o nasz związek przekłada się również na nasze nastroje jako rodziców.
Dobre życie
Znajomy ksiądz, który udzielał nam ślubu życzył nam, abyśmy żyli swoje dobre życie, pamiętając, co nas połączyło. W praktyce okazało się, że niejednokrotnie wcale nie jest łatwo o tym pamiętać, szczególnie kiedy wkrada się szara codzienność ze swoimi troskami, ale na koniec dnia oboje pamiętamy, aby kłaść się z wyjaśnionymi sprawami i czystą głową.
Prawdopodobnie jednym z najtrudniejszych elementów jest dobre życie, aby w tej układance codziennych najróżniejszych chwil, wciąż dostrzegać kolory i blaski, napędzające do tego, aby chcieć więcej. Na szczęście jesteśmy we dwójkę i kiedy jedno ma spadek formy, drugie wspiera, wzmacnia i czasem ciągnie, a kiedy indziej czeka… i tak na zmianę.
Choć niejednokrotnie mówi się, że małżeństwo to jedność, a niekiedy porównuje się parę do dwóch połówek jabłka, to przecież, nie ma to za wiele wspólnego z rzeczywistością, ponieważ wciąż pozostajemy osobnymi jednostkami ze swoimi indywidualnymi historiami, a także potrzebami, marzeniami i planami. Kiedyś, na początku naszej wspólnej drogi, doszliśmy do wniosku, że ta druga osoba z tymi wszystkimi swoimi „dodatkami” jest na tyle ciekawa, że chcemy poznać ją lepiej, a później, że możemy wspólnie od siebie czerpać i wzrastać dzięki temu. Tym właśnie jest dla mnie to wspomniane dobre życie, abyśmy będąc razem nie zapominali o sobie, abyśmy wciąż stanowili dla siebie podporę i motywację i umieli budować to, co będzie naszym mniejszym lub większym szczęściem.
Jest niewinny dopóki…
W świecie prawa obowiązuje tzw. domniemanie niewinności, czyli podejrzany pozostaje niewinny dopóki nie udowodni mu się winy. Tymczasem, w niejednym małżeństwie ta zasada nie ma zupełnie racji bytu i zaledwie delikatne poszlaki, mogą spowodować natychmiastowe wydanie wyroku, oczywiście skazującego.
Bardzo często opieramy swoje problemy nie na rzeczywistych wydarzeniach, ale na naszych wyobrażeniach. Mąż się spóźnia – myślimy: „Przestaję być dla niego ważna”, zapomniał o rocznicy ślubu – „Już mnie nie kocha”, a przecież każda z tych sytuacji może mieć zupełnie inne, a co więcej o wiele łagodniejsze wyjaśnienie. Mąż się spóźnia, a przecież mógł utknąć w korku lub też został dłużej w pracy, aby dokończyć zadania, a później z wolną głową wrócić do domu i skupić się wyłącznie na rodzinie… Zapomniał o rocznicy ślubu? – A może szykuje jakąś niespodziankę lub też jest zwyczajnie zaganiany i na szczęście Ty masz wszystko pod kontrolą, więc możesz zaplanować coś miłego.
On zapewne nie zrobił tego celowo, przecież mnie kocha i jestem dla niego ważna. – To zdecydowanie lepszy sposób spoglądania na potknięcia drugiej strony. Ja zdecydowanie preferuję i bardzo polecam
Jak sama chcę
Patrząc na potknięcia drugiej strony zawsze możemy założyć, że wynikały one z celowego działania. Takie spojrzenie przynosi nam samym sporo żalu, gniewu, rozczarowania, a także konieczność liczenia się z tym, że nasze poczynania będą oceniane dokładnie w taki sam sposób.
A gdyby tak traktować naszego partnera w taki sposób, w jaki sami chcemy być traktowani? Gdyby okazać mu zaufanie, ale też wyrozumiałość, troskę i miłość? Pomyłki, zapomnienia, potknięcia, zdarzają się przecież każdemu z nas, a jednocześnie nikt nie lubi w takich chwilach być krytykowany, oceniany i traktowany z góry. Ja widzę sama po sobie, że znacznie łatwiej jest mi przyznać się do błędu, kiedy wiem, że w domu, w moim małżeństwie jest bezpiecznie i nawet jeśli któreś z nas zaczyna się „mądrzyć”, to robimy to na żarty, a nie po to, aby się wywyższyć.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim związkom dane będzie przetrwać, bo nie ma takiego, które nie byłoby targane przez mniejsze i większe kryzysy, wystawiane na próbę przez najróżniejsze problemy. W świecie zdominowanym przez kulturę instant i błyskawicznie zmieniające się okoliczności, każdy związek wymaga codziennego wysiłku i pracy, ale być może jeżeli kiedyś dostrzegłaś/dostrzegłeś w tej drugiej osobie coś, co Cię urzekło, to jeszcze tam jest? Jasne, rozumiem że z wierzchu nie widać, a jeżeli jest to tylko kwestia okoliczności, które odpowiednio zmienione, pozwolą dostrzec ten blask na nowo? Warto spróbować dokonać swojego małego przełomu!
Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!










