Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 01:20
Reklama KD Market

Utajniona katastrofa

Trzydzieści lat przed wybuchem reaktora jądrowego w Czarnobylu, co stało się jedną z najbardziej niszczycielskich katastrof nuklearnych w historii, doszło do innego, poważnego wypadku w sowieckiej elektrowni atomowej. Miało to miejsce 29 września 1957 roku w Majaku, jednym z największych rosyjskich obiektów jądrowych, położonym niedaleko miasta Kysztym w obwodzie czelabińskim w południowym Uralu. Obiekt został zbudowany wkrótce po zakończeniu II wojny światowej, by służyć jako ważna część rodzącego się sowieckiego programu nuklearnego. Jego głównym celem była produkcja plutonu do broni jądrowej…
Utajniona katastrofa
Przebieg trasy radioaktywnej chmury po katastrofie

Autor: Wikipedia

Nadrabianie zaległości

Sowiecki program nuklearny rozwijał się powoli. Przywódcy kraju nie wierzyli zbytnio w energię jądrową. Sowieccy naukowcy uważali, że broń atomowa była nieosiągalna, a badania jądrowe, poza walorami naukowymi, nie będą miały praktycznego zastosowania. W rezultacie większość badań na ten temat została ujawniona i opublikowana w domenie publicznej w czasopismach naukowych, by każdy mógł się z nimi zapoznać.

Tylko Gieorgij Fliorow, rosyjski fizyk, zauważył całkowity brak prac naukowych z zakresu nauk jądrowych autorstwa niemieckich, brytyjskich i amerykańskich naukowców. Zrozumiał, że coś jest nie tak, czyli że istotne dane na ten temat są przez Zachód skrywane. Namawiał Stalina do wznowienia sowieckiego programu nuklearnego, który wcześniej „wielki przywódca” zamknął, a naukowców wysłał do pracy w przemyśle metalurgicznym i górniczym. Dopiero gdy sowieccy przywódcy zobaczyli ogromną moc broni jądrowej, zademonstrowaną podczas ataku na Hiroszimę i Nagasaki, zdali sobie sprawę, jak bardzo są w tyle w wyścigu zbrojeń.

Majak został zbudowany w 1948 roku w wielkim pośpiechu. Znajdował się w tzw. zamkniętym mieście Oziorsk (wówczas Czebarkul-40 lub Czelabińsk-40), niedostępnym dla osób z zewnątrz i nieoznaczonym na mapach. Celem zakładu było przetwarzanie zużytego paliwa jądrowego oraz produkcja plutonu do głowic nuklearnych.

Sowieci mieli wiele do nadrobienia, w związku z czym Ławrientij Beria, szef tajnej policji i programu nuklearnego, zmusił ponad 40 tysięcy więźniów i jeńców Gułagu do budowy elektrowni i Oziorska na jej obrzeżach, gdzie mieli mieszkać pracownicy i ich rodziny. Majak miał być największym reaktorem jądrowym w Rosji. Elektrownia zajmowała powierzchnię ponad 90 kilometrów kwadratowych i była otoczona strefą wykluczenia o powierzchni 250 kilometrów kwadratowych. Była wystarczająco duża, by stać się miastem, ale Majak i Oziorsk nie znajdowały się na żadnych sowieckich mapach. Ich istnienie i lokalizacja były utrzymywane w tajemnicy.

 

Wypadki śmiertelne

Od samego początku Majak był niebezpiecznym obiektem. W pośpiechu związanym z zimnowojennym wyścigiem zbrojeń i brakiem doświadczenia w zakresie bezpiecznego zarządzania materiałami radioaktywnymi, sowieckie władze zaniedbały podstawowe kwestie bezpieczeństwa. Już w pierwszych latach działalności Majaka dochodziło do licznych wycieków promieniotwórczych, w tym do bezpośredniego zrzucania odpadów radioaktywnych do rzeki Tecza, co miało katastrofalne skutki dla środowiska i zdrowia ludności.

Niewiele uwagi poświęcano również bezpieczeństwu pracowników i odpowiedzialnej utylizacji odpadów radioaktywnych. Odpady te były składowane pod ziemią, ale gdy w elektrowni zabrakło miejsca, zamiast wstrzymywać produkcję do czasu wybudowania nowych podziemnych obiektów, wysoce radioaktywny materiał zrzucano do wspomnianej rzeki, z której korzystało ponad 100 tysięcy osób mieszkających w miejscowościach położonych w dole jej koryta.

Co więcej, reaktory chłodzono wodą z jeziora Kyzyłtasz w otwartym obiegu, gdzie zanieczyszczona woda była odprowadzana bezpośrednio z powrotem do jeziora. W ciągu kilku lat tereny wiejskie i wszystkie zbiorniki wodne wokół tego terenu uległy silnemu skażeniu.

Niewłaściwe protokoły bezpieczeństwa doprowadziły do kilku śmiertelnych wypadków. Jedno z pierwszych odnotowanych zdarzeń miało miejsce w 1953 roku, kiedy to u jednego z pracowników rozwinęła się ciężka choroba popromienna, wymagająca amputacji obu nóg. Był to sygnał ostrzegawczy, który został kompletnie zignorowany.

 

Katastrofa

Do fatalnego w skutkach wypadku doszło z chwilą, gdy w jednym z silosów przechowujących ciekłe odpady radioaktywne zawiodło chłodzenie. Przechowywane w zbiorniku substancje, pozbawione możliwości odpowiedniego odprowadzania ciepła, zaczęły się przegrzewać. W wyniku reakcji chemicznej doszło do potężnej eksplozji, której siła odpowiadała 70-100 tonom trotylu. 

Eksplozja zniszczyła zbiornik i wyrzuciła w atmosferę około 80 ton materiału radioaktywnego. Chmura promieniotwórcza przemieściła się na północny wschód, obejmując swym zasięgiem obszar około 20 tysięcy kilometrów kwadratowych, zamieszkały przez setki tysięcy ludzi. Najbardziej skażona została tzw. Wschodnio-Uralska Strefa Radioaktywna (EURT).

Tego popołudnia mieszkańcy obwodu czelabińskiego zauważyli niezwykłe kolory nieba. Lokalna prasa spekulowała o zorzy polarnej, która pojawiła się wyjątkowo daleko na południu. Z powodu tajemnicy otaczającej Majak, mieszkańcy wioski nie zostali poinformowani o wypadku. Ewakuacja najbliższej osady rozpoczęła się dopiero tydzień później. Ludziom nie powiedziano, co się stało, a poproszono ich jedynie o spakowanie walizek i opuszczenie terenu. W ciągu dwóch lat ewakuowano zaledwie 10 tysięcy osób.

Przez dwie następne dekady nikt o wypadku w Majaku nie wiedział, poza niektórymi ludźmi aparatu władzy. Oznaczało to, że skażenie radioaktywne powietrza i gleby utrzymywało się przez wiele lat na znacznych połaciach, nie tylko w samym rejonie Oziorska, ale również w wąskim i bardzo długim pasie przebiegającym na północny wschód od elektrowni.

 

Tuszowanie prawdy

Sowieckie władze natychmiast przystąpiły do działań mających na celu ukrycie wypadku. Mieszkańcom nie wyjaśniono przyczyn ewakuacji ani nie informowano ich o zagrożeniu. Tylko nieliczni tubylcy zostali przesiedleni z najbardziej skażonych terenów, często bez odpowiedniego przygotowania i pomocy. Przez wiele lat pozostała ludność żyła na obszarach objętych promieniowaniem, nieświadoma skutków zdrowotnych.

Niejasne doniesienia o możliwym katastrofalnym wypadku zaczęły pojawiać się w prasie zachodniej już w 1958 roku. Jako pierwsza doniosła o tym kopenhaska gazeta, która twierdziła, że był to czynnik wpływający na decyzję ZSRR o jednostronnym zawieszeniu prób jądrowych w marcu tego samego roku. Rok później, w 1959 roku, kolejna relacja pojawiła się w austriackiej gazecie. Doniesienia te były systematycznie dementowane przez sowieckich urzędników rządowych. Obraz stał się nieco jaśniejszy dopiero w 1976 roku, kiedy Żores Miedwiediew, rosyjski biolog na wygnaniu, mieszkający w Anglii, opublikował serię artykułów o katastrofie w periodyku „New Scientist”.

 

Martwa ziemia

Oskarżenia Miedwiediewa zostały potwierdzone przez relację Lwa Tumermana, sowieckiego naukowca, który w 1960 roku podróżował przez rzekomo skażony obszar. Tumerman, który później wyemigrował do Izraela, napisał listy do gazet „Jerusalem Post” i „The London Times”, w których stwierdził: „Około 100 kilometrów od Swierdłowska znak drogowy ostrzegał kierowców, by nie zatrzymywali się przez następne 20-30 kilometrów i jechali z maksymalną prędkością. Po obu stronach drogi, jak okiem sięgnąć, ziemia była „martwa”: żadnych wiosek, żadnych miast, tylko kominy zniszczonych domów, żadnych pól uprawnych ani pastwisk, żadnych stad, żadnych ludzi… nic”.

W osobistej korespondencji z badaczami z Narodowego Laboratorium w Los Alamos, Tumerman stwierdził dalej: „To, co osobiście widziałem, to rozległy obszar w okolicach Swierdłowska (nie mniej niż 100-150 km², a prawdopodobnie znacznie więcej), na którym wszelka normalna działalność człowieka była zakazana, ludzie zostali ewakuowani, a wsie zrównane z ziemią, najwyraźniej po to, by uniemożliwić powrót mieszkańcom. Nie było tam rolnictwa ani hodowli zwierząt, a rybołówstwo i łowiectwo były zakazane.

Wszystkie te doniesienia były jednak w oczach społeczności naukowej jedynie pogłoskami. Z powodu braku weryfikowalnych informacji wielu wątpiło w relację Miedwiediewa. Chociaż istnienie rozległego skażonego obszaru zostało potwierdzone w raporcie sporządzonym przez badaczy z Narodowego Laboratorium w Oak Ridge w Tennessee, nie znaleziono konkretnych dowodów na to, że skażenie było spowodowane wypadkiem jądrowym. Prawdziwa skala katastrofy ujawniła się dopiero po rozpadzie ZSRR.

 

Kwestia ofiar

Prawdziwa liczba ofiar katastrofy w Kysztymie jest trudna do oszacowania, częściowo ze względu na tajność danych, a częściowo dlatego, że elektrownia jądrowa w Majaku przez wiele lat skażała teren, regularnie uwalniając do środowiska niebezpieczne ilości odpadów radioaktywnych. Według Miedwiediewa, katastrofa w Kysztymie była gorsza niż w Czarnobylu ze względu na uwolnienie większej ilości substancji radioaktywnej stront-90, która bardzo długo pozostaje aktywna. Duża liczba zachorowań na raka, wad wrodzonych i innych poważnych problemów zdrowotnych utrzymuje się do dziś wśród mieszkańców tego regionu.

Oficjalna liczba zgonów spowodowanych promieniowaniem nie została nigdy ujawniona, ale szacuje się, że setki ludzi zmarło w ciągu pierwszych lat po wypadku z powodu choroby popromiennej, a tysiące cierpiało na nowotwory, uszkodzenia układu odpornościowego i inne choroby wywołane promieniowaniem. Skażone gleby i lasy na dekady stały się martwymi strefami, a niektóre obszary są do dziś niedostępne. Do rzeki Tecza nadal spływają odpady promieniotwórcze, powodując chroniczne skażenie wód gruntowych.

Sowiecki rząd nie przyznał się do katastrofy aż do końca lat 80., mimo że zachodni wywiad zauważył wzmożone działania wokół kompleksu Majak już w latach 60. Informacje o katastrofie po raz pierwszy trafiły do opinii publicznej za sprawą wspomnianego Miedwiediewa. Jednak jego rewelacje władze ZSRR uznały za „antysowiecką propagandę” i dopiero w 1989 roku oficjalnie potwierdziły katastrofę. W międzyczasie był to temat tabu nawet w kręgach naukowych. Ofiary nie miały możliwości dochodzenia sprawiedliwości ani otrzymania odszkodowania. Dopiero po rozpadzie ZSRR zaczęto publikować wyniki badań nad skutkami katastrofy i obejmować poszkodowanych pomocą medyczną.

 

Smutne dziedzictwo

Wypadek w Majaku uważany jest dziś za trzecią najpoważniejszą katastrofę nuklearną w historii, po Czarnobylu (1986) i Fukushimie (2011). W skali INES (International Nuclear Event Scale) oceniany jest na poziom 6 – „poważny wypadek”, o jeden stopień niżej niż Czarnobyl i Fukushima (poziom 7). Podobnie jak w przypadku Czarnobyla, katastrofa ta była ostrzeżeniem przed zagrożeniami wynikającymi z braku przejrzystości, tajności działań państwowych i lekceważenia procedur bezpieczeństwa w przemyśle jądrowym. Pokazała, jak niszczycielskie mogą być skutki połączenia militarnego pośpiechu, technicznej niekompetencji i politycznego zakłamania.

Do dziś w rejonie Oziorska funkcjonują instytucje monitorujące skażenie, a kompleks Majak nadal działa, zajmując się przetwarzaniem odpadów jądrowych. Okoliczne tereny są objęte strefami ochronnymi, a mieszkańcy zmagają się z długofalowymi skutkami zdrowotnymi i ekologicznymi tej tragedii. Choć wydarzenie to nie zapisało się w świadomości zbiorowej tak silnie jak Czarnobyl, jego skutki były równie dramatyczne dla ludzi i środowiska.

Oziorsk dziś jest już pokazywany na mapach i mieszka tam obecnie ponad 80 tysięcy ludzi. Pozostaje jednak miastem zamkniętym, a zatem pojechać tam można wyłącznie po uzyskaniu odpowiedniego zezwolenia. Nie są publikowane jawnie żadne dane dotyczące tego, czy poziom skażenia radioaktywnego na tym terenie Rosji spadł na tyle, że mieszkanie tam jest bezpieczne dla ludzi. Szacuje się, że ciągu drugiej połowy XX wieku na działanie promieniowania jonizującego narażone było około pół miliona mieszkańców rejonu, w niektórych przypadkach doprowadzając do dwudziestokrotnego przekroczenia dawki promieniowania w porównaniu do osób przebywających w rejonie Czarnobyla. 

Ciekawostką jest to, że obiekt Majak był jednym z celów słynnej misji szpiegowskiej Gary Powersa, którego samolot U-2 został w 1960 roku zestrzelony, a pilot znalazł się w rękach sowieckich na dwa lata.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama