Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 01:20
Reklama KD Market

Catatumbo – serce burzy

Nad deltą jeziora Maracaibo, w północno-zachodniej Wenezueli, noc zapada jak wszędzie, ale sen nie przychodzi. Tamtejsze niebo nie zna ciemności. Nie zna spokoju. Gdy tylko słońce chowa się za horyzont, rozpoczyna się spektakl, który nie ma sobie równych na całej planecie. Świetlne błyski bez grzmotów, bez deszczu, bez końca. Burza Catatumbo – najdłużej trwająca burza na świecie – to zjawisko tak niezwykłe, że przez wieki budziło jednocześnie lęk i zachwyt. Jedni widzieli w nim znak boskiej obecności, inni przestrogę z głębin piekła...
Catatumbo – serce burzy

Autor: Adobe Stock

Symfonia światła

To tu, u ujścia rzeki Catatumbo, która wije się jak błękitny wąż przez lasy i bagna, niebo potrafi rozświetlać się nawet przez 260 nocy w roku. Błyskawice pojawiają się średnio co dwie sekundy – to znaczy, że nie ma ani chwili ciemności. Przez osiem, dziewięć, czasem nawet dziesięć godzin bez przerwy niebo pulsuje biało-niebieskim blaskiem. Catatumbo to nie burza w zwykłym rozumieniu. To symfonia światła, która nie potrzebuje ani jednego uderzenia pioruna w ziemię, ani jednego grzmotu. To burza zamknięta w chmurach – cicha, lecz wszechobecna, jakby sam Bóg igrał z elektrycznością.

Fenomen Catatumbo znany jest od stuleci. Już w XVII wieku hiszpańscy konkwistadorzy wspominali o „stałym ogniu niebios” nad wodami Maracaibo. Miejscowi Indianie Wayuu opowiadali o duchach przodków, które wstępują nocą do nieba, by pilnować ludzi na Ziemi. Dla rybaków i rolników błyski były jak zegar – wiedzieli, kiedy zaczyna się nocna zmiana, kiedy zebra

sieci, kiedy ukryć się w chacie. W czasach wojennych zjawisko Catatumbo było niczym naturalna latarnia morska – i to dosłownie. To właśnie jego światło uratowało port Maracaibo w 1595 roku, kiedy błyskawice zdradziły pozycję nadciągających statków angielskiego korsarza sir Francisa Drake’a. Noc, która miała skrywać jego manewr, zamiast tego odsłoniła go przed hiszpańską obroną. Został wypatrzony i zmuszony do odwrotu. 

Naukowcy przez całe dekady z niedowierzaniem przyglądali się temu zjawisku. Jak to możliwe, że w jednym miejscu na Ziemi burza trwa niemal bez przerwy przez większą część roku? Że pojawia się tak regularnie, iż można by według niej nastawiać zegarki? I że mimo takiej intensywności nie słychać grzmotów, nie ma deszczu, a niebo nie szaleje, tylko spokojnie pulsuje światłem – jakby oddychało czystą elektrycznością?

Próbując wyjaśnić ten niezwykły fenomen, badacze najczęściej wskazują na wyjątkowe warunki geograficzne regionu. Jezioro Maracaibo leży w niecce otoczonej pasmem Andów, tworzącym naturalną misę. W ciągu dnia nad jego powierzchnią gromadzi się ciepło, a wilgoć unosi się z jeziora i pobliskich mokradeł. Gdy zapada noc, chłodne masy z gór spływają w dół doliny i zderzają się z nagrzanym, wilgotnym tropikalnym powietrzem u podnóża. Efektem są silne konwekcje – pionowe ruchy atmosferyczne, które sprzyjają powstawaniu burz. Gdzie indziej prowadziłoby to do jednej lub dwóch burz tygodniowo, tutaj skutkuje setkami nocy nieprzerwanego błysku.

Do tego dochodzi obecność metanu, uwalnianego z rozkładających się organicznych osadów na dnie jeziora oraz pobliskich pól naftowych. Metan, będący łatwopalnym gazem, w teorii może przyczyniać się do zwiększenia przewodności elektrycznej powietrza. Niektórzy badacze twierdzą, że to właśnie różnice jonowe między wodą a powietrzem, działające w „zamkniętym systemie atmosferycznym” doliny Maracaibo, odpowiadają za ten fenomen.

 

Groźne piękno

W 2010 roku wydarzyło się coś niezwykłego. Catatumbo… zamilkło. Burza zniknęła. Przez ponad miesiąc nie pojawił się ani jeden błysk. Okolicznych mieszkańców ogarnął niepokój. Czy to już koniec? Czy przyroda straciła swój zegar? Czy bogowie się obrazili?

Winowajcą okazało się El Niño – zjawisko klimatyczne, które radykalnie zmienia rozkład prądów powietrznych i temperatur. Ale gdy Catatumbo powróciło, uczyniło to z siłą potężniejszą niż wcześniej. Zdawało się, że natura chce nadrobić każdą chwilę swojej nieobecności.

W 2014 roku Światowa Organizacja Meteorologiczna oficjalnie uznała Catatumbo za „największe na świecie stałe źródło błyskawic”. Średnio 250 błysków na kilometr kwadratowy rocznie – to jakby niebo postanowiło urządzić własne, niekończące się fajerwerki.

Nie brak jednak ostrzeżeń. Choć burza Catatumbo wydaje się nieszkodliwa, potrafi być groźna – zakłóca łączność, a rybacy mówią o przypadkach śmiertelnych porażeń bez bezpośredniego uderzenia pioruna. Jeśli za zjawiskiem rzeczywiście stoi metan, to eksploatacja złóż może zaburzyć jego kruchą równowagę.

Z drugiej strony Catatumbo może być także sojusznikiem w walce z ociepleniem klimatu. Niektóre teorie mówią, że burze te pomagają w naturalny sposób oczyszczać atmosferę z tlenków azotu i innych szkodliwych gazów – działając jak gigantyczny, świetlisty filtr.

 

Oko Boga

I choć dla nauki to wciąż pole badań, dla mieszkańców tych okolic Catatumbo znaczy znacznie więcej. To tożsamość. Symbol. Dowód, że ich ziemia – choć targana przemocą, politycznym chaosem i biedą – skrywa coś, czego nie ma nikt inny na świecie. Jest wyjątkowa.

Dla jednych to tylko ciekawostka meteorologiczna. Dla innych – cud natury, „oko Boga”, które nigdy nie zamyka powiek. Dla Wenezuelczyków to powód do dumy, dla turystów – marzenie warte każdej podróży. A dla naukowców? Wciąż nierozwiązana zagadka, której nie sposób do końca objąć ani wzrokiem, ani rozumem. Bo Catatumbo to coś więcej niż burza. To zjawisko, które wymyka się definicjom.

Jak wytłumaczyć coś, co wygląda jak niebiański teatr? Jak ująć w naukowych tabelach błysk, który przecina ciemność z taką regularnością i precyzją, jakby był zsynchronizowany z niewidzialnym zegarem? Tu nauka ustępuje miejsca zdumieniu, a zdumienie – fascynacji.

W czasach, gdy coraz mniej rzeczy nas zaskakuje, Catatumbo dowodzi, że Ziemia nadal potrafi zaskoczyć i olśnić. Że są miejsca, gdzie logika musi ustąpić miejsca zachwytowi. Że nie wszystko da się zmierzyć i przewidzieć. Wystarczy spojrzeć w niebo nad deltą Maracaibo i poczuć coś pierwotnego – zdumienie, lęk, a może nawet wzruszenie.

Monika Pawlak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama