Śmierć kliniczna, ale nie duchowa
To nie są bajki ani fantazje mistyków. To relacje lekarzy, pielęgniarek, żołnierzy, dzieci, osób różnych wyznań i narodowości. Z różnych epok i kręgów kulturowych. I choć brzmią jak z innego wymiaru, mają pewne elementy wspólne: uczucie oddzielenia od ciała, przejrzystość myśli, światło o nieziemskiej intensywności, spotkania z bliskimi zmarłymi, panoramę własnego życia. A potem – powrót. I ból istnienia. Ale też: nowe życie.
Doświadczenia z pogranicza życia i śmierci (ang. near-death experiences, NDE) od dawna fascynują naukowców. Choć śmierć kliniczna to stan, w którym ustaje krążenie i oddychanie, a aktywność mózgu zanika, niektórzy pacjenci twierdzą, że w tym czasie „widzieli i czuli więcej niż kiedykolwiek wcześniej”.
Raymond Moody, pionier badań nad NDE, opisał w latach 70. dziesiątki historii, które miały jedno wspólne przesłanie: śmierć nie była końcem, lecz bramą. W jego książce „Życie po życiu” pojawiają się opowieści ludzi, którzy w czasie operacji serca, wypadku czy zatrzymania krążenia doświadczyli realności tak intensywnej, że całe dotychczasowe życie wydało im się snem.
Jedna z pacjentek – kobieta w średnim wieku – po zatrzymaniu akcji serca „uniosła się nad stołem operacyjnym” i widziała lekarzy próbujących ją reanimować. Podała później szczegóły, których nie mogła znać: wygląd narzędzi, kolor butów pielęgniarki, fragment rozmowy zespołu. Wszystko się zgadzało. A przecież była „martwa”.
Tunele, światło i... matematyka
Najczęściej powtarzającym się motywem w opowieściach tych, którzy stanęli na skraju śmierci, są tunel i światło. I to światło wyjątkowe – pełne miłości, zrozumienia, akceptacji. Takie, które nie razi, lecz ogarnia. Jakby miało świadomość. Mówią, że to Bóg, anioł, Wszechświat, energia. Czasem słyszą głos. Czasem widzą postaci – zmarłych krewnych, przyjaciół, nawet nieznane twarze. Ale zawsze czują to samo: spokój, niezwykłą wewnętrzną harmonię.
Zaskakujące jest to, że takie przeżycia zgłaszają również osoby można by przypuszcza
z definicji sceptyczne – matematycy, fizycy, lekarze. Tak jak doktor Eben Alexander, neurochirurg z Harvardu, który sam doświadczył NDE podczas śpiączki spowodowanej zapaleniem opon mózgowych. „Choć mój mózg był kompletnie nieaktywny, a z naukowego punktu widzenia nie mogłem nic przeżywać, doznałem czegoś tak intensywnego i prawdziwego, że żadna hipoteza nie mogła tego wyjaśnić. Nie sposób tego wytłumaczyć wyłącznie biologicznie” – pisał w bestsellerowej książce „Dowód”.
Alexander opisywał, że trafił do niezwykłego świata – pełnego światła, barw i dźwięków, które wydawały się tworzyć harmonijną, niemal matematyczną strukturę. Miał wrażenie, jakby wszystko – przestrzeń, myśli, emocje – było utkane z doskonałych wzorów. W tym świecie spotkał świetlistą istotę, która towarzyszyła mu z czułością i spokojem. Dopiero po wybudzeniu ze śpiączki, gdy opisał ją rodzinie, dowiedział się, że wyglądała dokładnie jak jego zmarła siostra, o której istnieniu nie miał wcześniej pojęcia.
Fajerwerk świadomości
Czy to możliwe, że w stanie bliskim śmierci mózg produkuje ostatni „fajerwerk świadomości”? Hipotez jest kilka. Niektóre wskazują na niedotlenienie mózgu, które może wywoływać halucynacje. Inne – na wyrzut endorfin i ketonów, które mogą tworzyć euforyczne wizje. Ale żaden z tych mechanizmów nie tłumaczy spójności relacji, ich bogactwa i wpływu na dalsze życie pacjentów.
Dr Sam Parnia z NYU Langone Medical Center, autor nowatorskich badań nad świadomością w czasie reanimacji, zauważył coś jeszcze: u niektórych pacjentów aktywność fal mózgowych – choć bardzo słaba – utrzymywała się jeszcze przez kilka minut po zatrzymaniu akcji serca. Co więcej – opisy ich przeżyć często pokrywały się z obiektywnymi wydarzeniami w sali reanimacyjnej.
W 2022 roku zespół pod kierownictwem Parni przeprowadził szeroko zakrojone badania na ponad 500 pacjentach, którzy przeżyli zatrzymanie krążenia. Aż 10 proc. z nich miało klasyczne NDE. Niektórzy widzieli lekarzy próbujących ich ratować, inni słyszeli ich głosy. Jeden z pacjentów powtórzył treść rozmowy, która miała miejsce, gdy był nieprzytomny i kiedy, według wszelkich danych, jego mózg już nie żył.
„Ciemna strona” śmierci
Nie wszystkie doświadczenia z pogranicza życia i śmierci są pełne światła i spokoju. Istnieją również relacje tzw. negatywnych NDE – przeżyć, które miały charakter głęboko niepokojący, a nawet przerażający, jak koszmar. Zamiast ciepła i ukojenia, pojawiała się gęsta ciemność, poczucie osamotnienia, bezsilność, a niekiedy nawet rozpaczliwe krzyki dochodzące z niewidocznych miejsc. To doświadczenia rzadkie, ale potwierdzone – i dla wielu osób, które ich zaznały, pozostają najtrudniejszym i najbardziej zagadkowym wspomnieniem całego życia.
Młody żołnierz w Wietnamie, raniony w wyniku eksplozji, opisywał, że spadał w ciemność, w której rozbrzmiewały niezrozumiałe głosy. „Nie było światła, nie było nikogo. Myślałem, że trafiłem do piekła”. Dopiero po chwili „usłyszał krzyk sanitariuszki” – i wrócił.
Czyżby istniała „ciemna strona” śmierci? Niektórzy psycholodzy sugerują, że takie negatywne doświadczenia są efektem traumy lub poczucia winy. Inni – że są ostrzeżeniem. Ale są też tacy, którzy uważają je za autentyczne wglądy w przestrzenie, które... nie są przeznaczone dla oczu żyjących.
Echa z przeszłości
To, co dziś nazywamy NDE, znane było od wieków. W średniowiecznych tekstach hagiograficznych opisywano świętych „powracających z zaświatów”, by szerzyć wiarę. W „Boskiej Komedii” Dantego podróż przez piekło, czyściec i raj miała być symboliczną drogą człowieka przez stany duszy, ale nie brak tam analogii do współczesnych przekazów z pogranicza życia i śmierci.
W hinduizmie znane są relacje o „pomyłkach jamadutów” – wysłanników boga śmierci Jama – którzy rzekomo zabrali nie tę duszę, co trzeba, i musieli ją odesłać z powrotem do ciała. W buddyzmie tybetańskim z kolei funkcjonuje tzw. Bardo Thödol – Księga Umarłych, opisująca stany świadomości po śmierci i przed ponownym narodzeniem.
Zadziwiające jest, jak wiele z tych dawnych opisów pokrywa się ze współczesnymi relacjami osób, które przeszły śmierć kliniczną i zostały przywrócone do życia w szpitalnych oddziałach intensywnej terapii.
Świadomość pozacielesna
Niektórzy uczeni, jak Stuart Hameroff czy Roger Penrose, sugerują, że świadomość to nie tylko produkt neuronów, lecz zjawisko kwantowe – istniejące niezależnie od ciała, jak fale w oceanie. Śmierć mózgu byłaby wówczas tylko „rozproszeniem fali”, nie końcem.
Inni porównują przeżycia NDE do „rozszczelnienia percepcji” – jakby świadomość nagle wydostawała się z klatki ciała, rozciągała w przestrzeni. W tym kontekście powrót do życia byłby jak „wsysanie duszy z powrotem do formy”, bolesne i szokujące.
Jedna z bardziej kontrowersyjnych teorii mówi o tzw. świadomości pozacielesnej – że ludzka istota to coś więcej niż mięśnie, krew i impulsy elektryczne. Że jesteśmy nośnikiem świadomości, a nie jej źródłem.
Nie sposób więc nie zapytać: czy to dowód na istnienie życia po śmierci? Czy może raczej dowód na potęgę ludzkiego umysłu? A może jedno i drugie?
Przeżycia z pogranicza śmierci pozostają jedną z największych tajemnic współczesnej medycyny, psychologii i duchowości. Z jednej strony: neurobiologia, EEG, endorfiny. Z drugiej – coś, co przekracza materię. Coś, co wymyka się skalpelowi chirurga i chłodnej analizie naukowej. I może właśnie dlatego te opowieści poruszają tak głęboko. Bo każą zadać pytanie nie tylko o śmierć, ale o sens życia. Pokazują też, że granica między światami jest cieńsza, niż się wydaje. Że być może żyjemy nie tylko po tej stronie.
Druga szansa
Większość z tych, którzy doświadczyli śmierci klinicznej i wrócili, mówi, że przestali bać się śmierci. Że zmieniły się ich priorytety. Że miłość i empatia stały się ważniejsze niż pieniądze i sukces. Wielu mówi o „drugiej szansie”. O zobowiązaniu, by żyć bardziej intensywnie. Mocniej. Prawdziwiej.
Niektórzy zostają pisarzami. Inni uzdrowicielami. Jeszcze inni zamykają firmy i idą w góry. Ale jedno łączy ich wszystkich: uczucie, że „coś” jest po drugiej stronie. I że ten moment, kiedy serce się zatrzymało, był początkiem, nie końcem.
Być może nie poznamy nigdy całej prawdy o śmierci. Ale dzięki tym, którzy wrócili, możemy choć zajrzeć przez uchyloną furtkę. I zobaczyć, że za nią nie zawsze czeka mrok. Najczęściej – światło.
Monika Pawlak









