Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:41
Reklama KD Market
Ostrzeżenia ekonomistów i naukowców

USA bez imigrantów: będzie lepiej czy gorzej?

Nagonka na nieudokumentowanych imigrantów zmieniła codzienne życie wielu miast, dzielnic, społeczności i poszczególnych rodzin. Wielu imigrantów zniknęło z ulic, autobusów, szkół, sklepów i innych miejsc publicznych. Konsekwencje tej nieobecności mogą jednak odczuć wszyscy Amerykanie.
USA bez imigrantów: będzie lepiej czy gorzej?

Autor: Ewa Malcher

Obietnice przeprowadzenia największej operacji deportacyjnej w historii Ameryki, wsadzenia za kratki rekordowej liczby imigrantów oraz wyeliminowania nadużyć w systemie imigracyjnym sieją strach wśród imigrantów, niezależnie od ich statusu prawnego. Potęgują go media szeroko nagłaśniając operacje aresztowań i zatrzymań, i opisując warunki traktowania ludzi w zamkniętych ośrodkach. Przekazy social mediów jeszcze bardziej przyczyniają się do eskalacji niepokoju i wywołują nastroje graniczące ze zbiorową paniką. 

Skutki antyimigracyjnych operacji

Po ponad ośmiu miesiącach jest jeszcze za wcześnie, aby stwierdzić, czy administracji Donalda Trumpa uda się osiągnąć wszystkie wyznaczone cele, w tym deportowania 3000 imigrantów dziennie. Ale wyasygnowanie ogromnych sum na budżet Immigration and Customs Enforcement (ICE) to jasny sygnał, że to dopiero początek. I jeśli celem operacji było wzbudzenie atmosfery strachu, to z pewnością to się udało.

Aktualnie tysiące rodzin zastanawia się, czy posyłać dzieci do szkoły. Już pod koniec ubiegłego roku placówki oświatowe, gdzie wielu uczniów pochodzi z rodzin imigranckich, odnotowały spadek frekwencji. Część uczniów opuściło USA, bo ich rodzice zostali zatrzymani, albo – co także jest celem polityki obecnego prezydenta – samodeportowało się do krajów pochodzenia. Szkoły robią, co mogą, aby pomóc uczniom poradzić sobie z atmosferą strachu, która udziela się wszystkim.

Media odnotowują także inne zmiany.  Zmniejszyła się liczba migrujących pracowników, którzy przemieszczają wraz ze zmianami pór roku, aby zbierać plony u farmerów. Właściciele rolni narzekają na brak rąk do pracy. W rezultacie wiśnie gniją na drzewach, a arbuzy, czy truskawki na polach. Tanie restauracje odnotowały spadek obrotów, bo ich klienci boją się wychodzić z domów z powodu kontroli imigracyjnych, podobnie jak kelnerzy, kucharze, czy osoby pracujące na zmywakach. 

Opustoszały też parkingi, na których można było zatrudnić pracowników do prac dorywczych, bo w kilku podobnych miejscach pojawiły się tam służby imigracyjne. W Los Angeles, po doniesieniach o obecności agentów służb imigracyjnych w autobusach komunikacji miejskiej, liczba pasażerów korzystających z miejskiego transportu spadła o 35 proc. 

Mainstreamowe media opisują sytuacje, gdy pracownicy boją się przychodzić do pracy. Nawet ci legalni lękają się, że ktoś ich zatrzyma ze względu na to, jak wyglądają lub mówią z akcentem. Dochodzi do sytuacji, gdy obywatele USA latynoskiego pochodzenia zaczęli nosić przy sobie amerykańskie paszporty. W niektórych miastach po podobnych incydentach odwołano festiwale etniczne i imprezy masowe. Na koncertach i imprezach sportowych odnotowano spadek frekwencji.

Niedawno w  chicagowskim Humboldt Park obecność federalnych funkcjonariuszy organów ścigania na parkingu Narodowego Muzeum Sztuki i Kultury Portorykańskiej wywołała falę plotek i panikę w społecznościach imigranckich w mieście. Rzeczniczka Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego zaprzeczyła, jakoby władze miały tego dnia na celu przeprowadzenie konkretnej operacji, twierdząc, że odbyła się jedynie krótka odprawa w sprawie śledztwa w sprawie narkotyków – podała stacja telewizyjna ABC7. Jednak to oświadczenie nie przekonało wielu mieszkańców Wietrznego Miasta.

Analitycy i naukowcy ostrzegają

Te sytuacje mają swoje konkretne konsekwencje ekonomiczne, bo działania administracji w kraju, w którym kilkanaście procent populacji urodziło się za granicą, nie mogą zostać bez wpływu na wewnętrzną konsumpcję. A ta generuje ponad dwie trzecie amerykańskiego PKB. 

To nie tylko podszyta politycznym podtekstem publicystyka. Na temat skutków obecnych operacji skierowanych przeciwko imigrantom wypowiadają się zarówno analitycy z Wall Street, dbający o pieniądze inwestorów – czyli ludzi co najmniej średnio zamożnych – jak i naukowcy z najbardziej prestiżowych uczelni. 

Według Goldman Sachs Research, ograniczenia imigracyjne wprowadzone przez administrację Trumpa mogą mieć poważne reperkusje. Imigranci bez wiz i zielonych kart stanowią 4-5 proc. całkowitej siły roboczej w USA, a w niektórych branżach, takich jak produkcja rolna, przetwórstwo żywności i budownictwo, sięgają 15-20 proc.

„Nagła utrata znacznej części tych pracowników mogłaby mieć poważne konsekwencje dla wielu z tych branż” – pisze zespół Goldman Sachs. Mogłyby wystąpić tymczasowe wąskie gardła w produkcji, niedobory i wzrosty cen. Z drugiej strony polityka imigracyjna administracji może jednak napotkać na ograniczenia, w związku z niedoborami funkcjonariuszy i miejsc w ośrodkach detencyjnych, co zmniejszyłoby jej negatywne skutki. 

Naukowcy z Penn Wharton Business School, jednej z najbardziej prestiżowych szkół biznesu na świecie działającej w ramach uczelni należącej do słynnej Ligi Bluszczowej (Ivy League) przeanalizowali dwa różne scenariusze polityki deportacji nielegalnych imigrantów: 4-letni scenariusz, w ramach którego 10 proc. nielegalnych imigrantów deportowano by corocznie przez cztery lata (2025–2028), a więc przez czas prezydenckiej kadencji Donalda Trumpa, a nielegalna imigracja powraca do poziomu wyjściowego w 2029 roku oraz 10-letni scenariusz, w którym corocznie  deportuje się 10 proc. nieudokumentowanych cudzoziemców, ostatecznie usuwając wszystkich nielegalnych imigrantów i uniemożliwia się wjazd nowym ludziom bez papierów. Modele badano przy założeniu, że przepisy imigracyjne dotyczące pracowników z prawem do deportacji pozostają niezmienione. Ponieważ 44 proc. nielegalnych imigrantów odprowadza podatki, ich wydalenie z kraju skutkuje spadkiem dochodów budżetu o 187,4 mld dolarów w latach 2025–2034. 

Koszty z każdej strony

W obu scenariuszach kontynuowanie antyimigracyjnej polityki zwiększy deficyt federalnego budżetu. Masowe deportacje obniżą zagregowane zmienne ekonomiczne, takie jak PKB, ze względu na efekt skali. W każdym ze scenariuszy spadnie liczba mieszkańców USA, a więc także konsumentów. Deportacje obniżą również płace 63 proc. pracowników wysoko wykwalifikowanych. „Nawet z nowymi funduszami przewidzianymi w ustawie One Big Beautiful Bill Act z 2025 roku, szacujemy, że utrzymanie deportacji kosztowałoby dodatkowe 900 miliardów dolarów w ciągu pierwszych 10 lat” – piszą naukowcy z Wharton.

Do 2034 roku scenariusz 4-letni obniża PKB o 1,0 proc., a w modelu 10-letnim o 3,3 proc. Zmienne ekonomiczne per capita również w większości spadają. Dla mediany uprawnionych pracowników o niskich kwalifikacjach zmiany przekładają się na straty w ciągu całego życia w wysokości około 8600 dol. (scenariusz 4-letni) i zyski w ciągu całego życia w wysokości 63 600 dol. (scenariusz 10-letni). Ogólnie rzecz biorąc, konsekwentna polityka deportacji może być korzystna dla pracowników o niskich dochodach, ale jej przerwanie może z czasem pogorszyć sytuację tych pracowników. Jednak w obu modelach pracownicy o średnich dochodach zawsze tracą. 

Z badań z Penn Wharton można wysnuć wniosek, że konsekwentne utrzymywanie antyimigracyjnej strategii może przynieść pewne wymierne korzyści. Ale z historii Ameryki można raczej wysnuć wniosek, że polityczna ciągłość nie jest sprawą przesądzoną. A krótko- i średnioterminowe konsekwencje prowadzenia antyimigracyjnej polityki we wszystkich scenariuszach nie są optymistyczne.

Jolanta Telega
[email protected]

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama