Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:47
Reklama KD Market

Tambora niesie śmierć

Jeden wybuch na indonezyjskiej wysepce Sumbawa zmienił losy całego świata. 5 kwietnia 1815 roku z siłą, której echo słyszano w promieniu 2 tysięcy kilometrów, eksplodował wulkan Tambora. Za chmurami wulkanicznego pyłu zniknęło słońce. Klimat Ziemi oziębił się globalnie. Na lata. Doprowadziło to do największej epidemii głodu w XIX wieku i do powstania jednego z najsłynniejszych dzieł w historii literatury...
Tambora niesie śmierć

Autor: Adobe Stock/AI

Globalna katastrofa

Wulkan Tambora wznosił się 4300 metrów nad poziom morza. Przez setki lat spokojnie drzemał, dominując nad tropikalnym, bajkowym krajobrazem Indonezji. Gdy się jednak przebudził, pokazał światu swoją zastraszającą moc. Niezwykle potężna erupcja dosłownie rozerwała wierzchołek góry. Podczas wybuchu do atmosfery trafiło około 160 kilometrów sześciennych materiału wulkanicznego – więcej niż podczas jakiegokolwiek innego wybuchu w historii. Eksperci są zgodni: prawdopodobnie była to najpotężniejsza eksplozja wulkaniczna ostatnich 10 tysięcy lat.

Skala zniszczenia była niewyobrażalna. Erupcja zabiła momentalnie 11 tysięcy ludzi. Szacunki mówią o co najmniej 71 tysiącach dodatkowych ofiar. Popiół pokrył grubą warstwą nie tylko samą Sumbawę, ale także sąsiednie wyspy Bali i Lombok, gdzie jego warstwa sięgała 30 centymetrów. To był jednak dopiero początek tragedii.

Olbrzymie ilości popiołu wyrzucone przez Tamborę wysoko w atmosferę zapoczątkowały globalną katastrofę klimatyczną. Cząsteczki wulkaniczne odbijały i blokowały promienie słoneczne, powodując dramatyczne ochłodzenie całej Ziemi. Efekt był tak silny, że rok 1816 przeszedł do historii jako „rok bez lata”.

Niespotykane klimatyczne zjawiska odczuwalne były najsilniej na terenach północno-wschodnich Stanów Zjednoczonych, na wybrzeżach Kanady, Nowej Fundlandii i w północnej Europie. Temperatura latem spadła tam tak bardzo, że w czerwcu i lipcu w niektórych regionach padał śnieg.

Konsekwencje wulkanicznej zimy były jak dramatyczne domino. Z powodu kiepskich plonów owsa, pszenicy i pomidorów w północnej i południowo-zachodniej Irlandii zaczął szerzyć się głód. W Walii całe rodziny w desperacji porzucały swoje domy i wędrowały z miejsca na miejsce, żebrząc o jedzenie.

Wulkan z odległej Indonezji zamienił spokojną Europę w pole bitwy o każdy kawałek chleba, którego ceny drastycznie wzrosły. W Niemczech zaczęły się masowe demonstracje, wybuchały zamieszki. Zdesperowani ludzie tracili wszelkie hamulce w walce o przetrwanie. Dochodziło do napadów, kradzieży, plądrowania magazynów ze zbożem i piekarni. Nawet podpaleń.

W osłabionych głodem społeczeństwach błyskawicznie szerzyły się choroby. Bilans ofiar był przerażający. W samej Irlandii epidemie tyfusu i czerwonki uśmierciły ponad 44 tysiące ludzi.

 

Frankenstein – dziecko Tambory

Paradoksalnie, jedna z największych katastrof w historii dała światu bezcenny dar kulturowy. Latem 1816 roku na brzegach Jeziora Genewskiego w Szwajcarii zebrało się nietypowe towarzystwo. Lord Byron wynajął willę Diodati. Tam dołączyli do niego Mary Shelley, Percy Shelley oraz lekarz Byrona, John Polidori. To był mokry, nieprzyjemny sezon. Świat był uwięziony w niekończącej się wulkanicznej zimie spowodowanej przez erupcję Tambory.

Pogoda była zbyt ponura, by cieszyć się letnimi aktywnościami na świeżym powietrzu. Nieustanny deszcz często zamykał grupkę na całe dni w czterech ścianach. Spędzali czas, szukając sposobów na rozrywkę w domu. Grzali się przy kominku, ktoś czytał niemieckie opowieści o duchach, opowiadano tajemnicze historie sprzed lat. Kolejnego deszczowego wieczoru Byron zaproponował reszcie towarzystwa: „Niech każdy z nas napisze opowieść o duchach”.

Było ich czworo. Właśnie z tego literackiego konkursu narodziły się dwa klasyki horroru. Mary Shelley stworzyła wtedy „Frankensteina”, podczas gdy Polidori napisał „Wampira” – pierwszą nowoczesną powieść o wampirach. Całkiem prawdopodobne, że gdyby nie wulkaniczny koszmar, który uwięził pisarzy w alpejskiej willi, świat nigdy nie poznałby historii szalonego naukowca i jego monstrum, słynnego, mrocznego „Frankensteina”.

 

Niewyobrażalny chaos

Skutki erupcji Tambory nie ograniczyły się bynajmniej do jednego roku. Ziemia po tej globalnej traumie dochodziła do siebie bardzo powoli. Jeszcze przez wiele kolejnych lat cząsteczki pyłu w atmosferze zakłócały promieniowanie słoneczne, a temperatury były o kilka stopni niższe od przeciętnej.

Nie był to jednak pierwszy raz, gdy wulkan zmienił losy ludzkości. Nieco wcześniej, bo pod koniec XVIII stulecia, wskutek erupcji islandzkiego wulkanu Laki i wynikłych zmian klimatycznych Europę dosięgnął głód. Dodatkowo wydarzyło się to w środku okresu małej aktywności słonecznej, w latach 1790-1830. Tak jakby natura zmówiła się przeciwko ludzkości.

Katastrofa klimatyczna wywołana przez Tamborę przyniosła konsekwencje, których nikt nie przewidział. W Ameryce masowa ucieczka ludzi z obszarów dotkniętych głodem przyspieszyła kolonizację zachodnich stanów. Tysiące rodzin ruszyło wtedy w stronę Kalifornii w poszukiwaniu żyźniejszych ziem i lepszego klimatu.

Jednocześnie klęska żywiołowa była impulsem do rozwoju nowych technologii. Masowy pomór koni zmusił bowiem ludzi do poszukiwania alternatywnych środków transportu. W Niemczech wynaleziono wtedy drezynę – pojazd szynowy napędzany siłą mięśni. W Stanach Zjednoczonych rozpoczęto zaś intensywne prace nad budową kanałów i systemów transportu rzecznego.

Wybuch Tambory wpłynął nawet na malarstwo. Spektakularne zachody słońca spowodowane pyłem wulkanicznym w atmosferze zostały uwiecznione przez J.M.W. Turnera na jego słynnych obrazach.

Czy podobna katastrofa klimatyczna może się powtórzyć? Dzisiejsi naukowcy klasyfikują erupcję Tambory na najwyższym siódmym poziomie wulkanicznego indeksu eksplozywności (VEI). Wybuch o takim wskaźniku zdarza się statystycznie raz lub dwa razy na tysiąc lat. Czy możemy więc spać spokojnie? Okazuje się, że nie do końca.

Obawy nie dotyczą przebudzenia się samej Tambory, ale ryzyka podobnych potężnych wybuchów w innych częściach świata. W erze globalizacji i komputeryzacji mógłby on spowodować chaos o niewyobrażalnej skali i sparaliżować gospodarkę. Zakłócenia w transporcie lotniczym, zniszczenie upraw na kilku kontynentach i kryzys żywnościowy dotknęłyby wtedy miliardy ludzi. Naukowcy ostrzegają – świat nie jest przygotowany na taki potężny wybuch.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama