Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:47
Reklama KD Market

Plaga czy cud?

19 lipca 1999 roku niebo nad miasteczkiem Yoro w Hondurasie zrobiło się nagle wyjątkowo pochmurne. W powietrzu czuć było nadciągającą letnią burzę. Maria Gonzalez wybiegła na podwórko, by szybko zebrać pranie. Pierwsza żaba upadła jej na ramię. Druga na skronie. „Dios mio!” – krzyknęła przerażona, klepiąc się w policzki, by się obudzić. To nie był jednak sen. Osaczyła ją ulewa żywych, śliskich stworzeń. Dziesiątki małych żab spadało z nieba niczym grad…
Plaga czy cud?

Autor: Adobe Stock

Klątwa nad miastem

W ciągu kilku minut całe Yoro pokryła zielona kołdra. Skaczące, przestraszone żaby, desperacko próbujące znaleźć schronienie po upadku z niebios, odbijały się od powierzchni i chowały, gdzie popadło. Młodsi mieszkańcy miasteczka wyciągali kamery i próbowali udokumentować klątwę, która spadła, a raczej spadała na ich miasto. „To koniec świata” – szeptali starsi, przypominając sobie fragmenty Starego Testamentu mówiącego o drugiej z dziesięciu klęsk zesłanych na Egipcjan przez Boga – pladze żab.

W północnym Hondurasie po raz pierwszy „deszcz ryb” odnotowano w 1860 roku. Wówczas do kraju przybył hiszpański misjonarz Manuel de Jesus Subirana. Powitał go głód i ogólne ubóstwo. Przez kolejne trzy dni i noce modlił się więc o pomoc w zdobyciu jedzenia dla tubylców. Od tego czasu miejscowi są przekonani, że „deszcz ryb” jest wynikiem jego modlitw do Boga.

Honduras nie jest bynajmniej jedynym z udokumentowanych przypadków przedziwnego deszczu. Okazuje się, że to fascynujące zjawisko prześladuje ludzkość od wieków. Z nieba spadały już ropuchy, ryby, a nawet dzikie gęsi i nietoperze. A spadające z chmur zwierzęta opisywano od czasów starożytnych.

Grek Ateneusz w IV wieku przed naszą erą wspominał o gradzie ryb, który spadał przez trzy dni nad Cheroneą na Peloponezie. Pliniusz Starszy relacjonował zaś ulewę ryb i żab. Spadające żabki pierwszy raz udokumentowano natomiast w 1873 roku, gdy w Kansas City z nieba „lały się” one przez ponad 15 minut. „Żaby były wielkości centa, żywe i aktywne. Spadały głównie na powierzchnię około jednej mili kwadratowej” – odnotowano.

 

Śledzie nad Szkocją

Jedno z najbardziej spektakularnych widowisk miało miejsce w 1947 roku w amerykańskim mieście Marksville w Luizjanie. Dr Bajkov z Departamentu Biologii i Rybołówstwa opisał je potem w naukowym raporcie: „Około 9.20 rano zauważyłem deszcz zwierząt spadających na ulice i dachy. Ziemia pokryła się rybami o długości od 2 do 9 cali. Mieszkańcy zbierali je w kosze i zanosili do domu niczym zakupy z targu”.

Analiza wykazała, że były to głównie gatunki słonowodne. To wprawiło naukowców w jeszcze większe osłupienie, gdyż najbliższy zbiornik słonej wody – Zatoka Meksykańska – oddalony jest od Marksville o 150 kilometrów.

W 1984 roku w Szkocji padał deszcz śledzi. Ryby wciąż się ruszały, gdy uderzyły o chodnik. W sierpniu 2000 roku w Etiopii i w 2017 w meksykańskim Tampico na mieszkańców spadły z chmur tabuny małych rybek. W Knighton w Anglii w 2004 roku ulewa żab była tak intensywna, że miejscowa straż pożarna musiała sprzątać potem ulice. „Było ich tysiące. Wszędzie. Na chodnikach, na samochodach, w rynnach. Nigdy czegoś takiego nie widziałem” – relacjonował lokalny strażak Dave Hammond.

 

Odkurzacz z nieba

Skąd biorą się deszcze żywych zwierząt? Wyjaśnienie naukowców brzmi jak science fiction. Twierdzą oni, że w czasie lokalnego tornada wirujący wiatr może zasysać ogromne ilości wody, mułu i ziemi wraz z żyjącymi tam zwierzętami. Niektóre trąby powietrzne mają postać klepsydry – szerokie na dole, zwężone pośrodku i szeroko otwarte na górze.

To umożliwia transfer materiału zassanego na dole do góry. Potężny wir powietrza zanurza się w jeziorze czy morzu i wsysa wszystko, co napotkał – ryby, żaby, rośliny wodne – i wyrzuca kilka kilometrów w górę. Potem zassane zwierzęta opadają niczym deszcz na ziemię. Często kilkanaście kilometrów dalej.

Dr Mark Stevens z Uniwersytetu w Cambridge wyjaśnia: „To jak gigantyczny odkurzacz. Woda może zostać uniesiona na wysokość nawet 15 kilometrów, gdzie zamarza i spada potem jako grad. Zwierzęta, które są lżejsze, mogą przeżyć podróż i opaść żywe”.

Czasami zwierzęta spadały całkowicie zamarznięte, a nawet zamknięte w lodowych bryłach. Ekipa badaczy z Australijskiego Instytutu Meteorologicznego na czele z dr. Williamem Bergiem znajdowała żaby zamarznięte w kostkach lodu wielkości piłek tenisowych. To oznaczało, iż zostały zassane tak wysoko, że woda wokół nich zamarzła w locie, gdy były żywe.

 

Zwiastun apokalipsy

Berg zauważył, że zwierzęta spadają w bardzo specyficzny sposób. Nie są rozrzucone chaotycznie, jak podczas zwykłej burzy. Tworzą wyraźny wzór – gęsty w centrum, rzadki na obrzeżach. To potwierdza teorię, że zostały wessane przez trąby wodne, które działają jak skoncentrowane lejki.

Okazuje się, że temperatura też odgrywa tu rolę. W chłodniejszych regionach zwierzęta częściej spadają martwe. W klimacie tropikalnym mają większe szanse przetrwania. „W Australii mieliśmy przypadek deszczu małych krewetek” – opowiada Berg. „Większość przeżyła upadek i próbowała wracać do najbliższej kałuży. Mieszkańcy przez tydzień znajdowali potem żywe krewetki w swoich ogródkach”.

Na deszcz zwierząt nie da się przygotować. Trąby wodne powstają spontanicznie i przemieszczają się w nieprzewidywalny sposób. Można mieć piękną, słoneczną pogodę, kiedy nagle zaczną na nas spadać ryby z sąsiedniego jeziora.

Pomimo naukowego wyjaśnienia, deszcze zwierząt opisywane są często w mediach społecznościowych jako zwiastun apokalipsy. Mieszkańcy różnych krajów wciąż tłumaczą spadające zwierzęta jako znak boży, karę albo ostrzeżenie. Maria Gonzales z Hondurasu do dziś ma mieszane odczucia na temat tego, co stało się 19 lipca 1999 roku w jej ogródku: „Było przerażająco, ale też... cudownie? Niektóre żabki zostały ze mną. Zamieszkały w moim stawie. Może to było błogosławieństwo?”.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama