Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:41
Reklama KD Market

Czy Trump zmienia zdanie w sprawie imigrantów?

Czy wobec perspektywy słabnącej gospodarki prezydent Donald Trump zmieni swoje stanowisko w sprawie wyjątkowo restrykcyjnej polityki imigracyjnej? Wiele wskazuje na to, że powoli tak się dzieje. Pierwsze zmiany w narracji odnotowały zarówno media głównego nurtu, jak i publikacje uznawane za bardzo konserwatywne. Te ostatnie nie ukrywają irytacji z powodu odchodzenia prezydenta od obietnic wyborczych. Prezydent Trump objął w styczniu swój urząd, obiecując zarówno „największy program deportacyjny w historii Ameryki”, jak i „złoty wiek” dla amerykańskich przedsiębiorstw. Teraz znacznie stonował retorykę.
Czy Trump zmienia zdanie w sprawie imigrantów?

Autor: Adobe Stock

„Kiedy zagraniczne firmy, które budują niezwykle złożone produkty, maszyny i inne ‘rzeczy’, przybywają do Stanów Zjednoczonych z ogromnymi inwestycjami, chcę, aby przez pewien czas sprowadziły swoich ekspertów, którzy nauczą i wyszkolą naszych pracowników, jak wytwarzać te wyjątkowe i złożone produkty” – czytamy we wpisie na koncie Donalda Trumpa w serwisie Truth Social. I dalej: „Nie chcę odstraszać ani zniechęcać zagranicznych krajów ani firm do inwestowania w Amerykę. Witamy ich, witamy ich pracowników i z dumą oświadczamy, że będziemy się od nich uczyć i w niedalekiej przyszłości osiągniemy jeszcze lepsze wyniki w ich własnej ‘grze’!”

Wypowiedź pojawiła się w niecałe dwa tygodnie po tym, gdy służby imigracyjne wtargnęły do fabryki Hyundaia w Georgii i zatrzymały setki południowokoreańskich pracowników z powodu problemów wizowych. Cały świat zobaczył zdjęcia niektórych z nich w kajdankach. Nalot wywołał głęboki gniew w Korei Południowej – u kluczowego sojusznika USA i partnera handlowego – a potencjalnie mógł zniechęcić zagraniczny kapitał do inwestycji w produkcję, czyli do tego, co Trump próbuje osiągnąć. Doprowadziło to do ostrego zgrzytu w relacjach Waszyngton-Seul, a rząd południowokoreański postanowił pomóc w repatriacji zatrzymanych. Trump tymczasowo wstrzymał deportacje, aby rozważyć pozwolenie południowokoreańskim pracownikom na pozostanie w Stanach Zjednoczonych i pomoc w wykończeniu fabryki. Większość pracowników wróciła jednak do Korei Południowej.

Kto traci na nalotach?

Gospodarcze skutki tej obławy odczują także amerykańscy pracownicy. „Południowokoreańskie firmy inżynieryjne są często zatrudniane przez amerykańskie firmy do budowy nowych zakładów produkcyjnych, ponieważ znalezienie amerykańskich pracowników o niezbędnych kwalifikacjach okazuje się trudne. Ale gdy zostaną wykonane wstępne prace, w halach fabrycznych pracują już amerykańscy pracownicy. Zakład Hyundai-LG w Georgii ma zatrudniać 8500 pracowników. Teraz wszystko jest wstrzymane. Pomnóżmy te zakłócenia w prawie dwudziestu fabrykach, a potencjalnie skutki mogą zagrozić utworzeniu setek tysięcy nowych miejsc pracy w przemyśle” – ocenił dziennikarz MSNBC Michael Cohen. Prestiżowa Penn Wharton School szacuje, że deportowanie nieautoryzowanych pracowników w ciągu dekady obniżyłoby dochody Social Security i zwiększyłoby deficyt budżetowy o prawie 900 miliardów dolarów.

Jak donosi Politico, mocno ucierpiało także rolnictwo. Liczba pracowników w tym sektorze spadła między marcem a lipcem o 155 000, czyli około 7 procent – wynika z analizy danych Biura Statystyki Pracy. Dane te pokrywają się z danymi Pew Research Center, które pokazują, że całkowita liczba imigrantów spadła o 750 000 w okresie od stycznia do lipca. Niedobór siły roboczej nakłada się na trwający kryzys rolnictwa, pogłębiany przez kurczące się rynki eksportowe.

Deportacje robotników rolnych nie tylko zmuszają do pozostawienia pól odłogiem, ale także podnoszą ceny. Z całego kraju napływają doniesienia o osobach pracujących w tym sektorze rezygnujących z zatrudnienia w obawie przed deportacją. Pojawiły się również obawy, że zastosowane przez administrację represje mogą pogłębić obecny niedobór pracowników służby zdrowia, z którym borykają się Stany Zjednoczone, biorąc pod uwagę, jak wielu imigrantów bez obywatelstwa pracuje w USA jako lekarze, pielęgniarki i opiekunowie domowi. Co więcej, część środowiska naukowego obawia się, że polityka Trumpa może doprowadzić do odwrotnego „drenażu mózgów” – czyli odpływu najzdolniejszych imigrantów, ponieważ naukowcy bez obywatelstwa pracujący na amerykańskich uniwersytetach będą wyjeżdżać do gościnniejszych krajów.

Lewicowy Economic Policy Institute ostrzega, że polityka masowych deportacji może zniszczyć miliony miejsc pracy – nie tylko imigrantów, ale także pracowników urodzonych w USA w sektorach takich jak budownictwo, hotelarstwo, opieka nad osobami starszymi i opieka nad dziećmi, a pośrednio także i w innych gałęziach ekonomii. W praktyce to recepta na zwijanie gospodarki, bo deportacje to nie tylko mniej zbudowanych domów, mniej dochodów z turystyki czy mniej nauczycieli. Brak opiekunek do dzieci spowoduje, że wiele Amerykanek zrezygnuje z aktywności zawodowej. Brak opiekunów dla seniorów sprawi, że wzrosną koszty tej opieki, co obciąży także ich dzieci, a tym samym zmniejszy także ich siłę nabywczą jako konsumentów.

„Niesamowicie konsekwentny” prezydent

Choć administracja nie zaprzestała prowadzenia kampanii propagandowej oraz konkretnych operacji, wzbudzających strach w społecznościach imigrantów, ostatnie wpisy na Truth Social mogą świadczyć o tym, że Biały Dom zaczyna sobie zdawać sprawę, iż niektóre działania jawnie uderzają w zasadę wolnej przedsiębiorczości, a co gorsza – wzbudzają niepokój zagranicznych inwestorów. Prezydent, który dotychczas robił wszystko, aby zastraszyć imigrantów zmuszając ich do „samodeportacji” twierdzi teraz, że nie chce „straszyć” zagranicznych inwestorów i imigrantów. Trudno uwierzyć, aby za tymi deklaracjami stały jakieś wątpliwości moralne czy humanitaryzm. Nie też ma powodu, by sądzić, aby Trump zmienił nagle zdanie. Bardziej prawdopodobne wydaje się to, że związek między słabnącą gospodarką a polityką i retoryką administracji w końcu zaczął przynosić nieuniknione konsekwencje. Konsekwencje – dodajmy – przed którymi od miesięcy ostrzegali ekonomiści.

Abigail Jackson, rzeczniczka Białego Domu, oświadczyła, że Trump zawsze „był niesamowicie konsekwentny w swojej polityce imigracyjnej”. Sugerowanie czegoś innego „wykazuje fundamentalny brak zrozumienia agendy prezydenta”. Jednak ostatnie wypowiedzi nie tylko wywołały krytykę skrajnie prawicowych sojuszników, ale także wprowadziły pewien dysonans poznawczy wśród tych, którzy dążą do wdrożenia radykalnej polityki deportacyjnej. „[Trump] zawsze lubił grać tą retoryką. Ale jednocześnie zawsze miał słabość do potrzeb ekonomicznych z perspektywy biznesowej” – twierdzi David J. Bier, dyrektor ds. studiów imigracyjnych w libertariańskim Cato Institute.
Pragmatyzm zamiast humanitaryzmu

Trudno nie zauważyć rozbieżności między oświadczeniem Jackson a ostatnimi wpisami Trumpa. Prezydent przy różnych okazjach próbował uspokoić zarówno antyimigracyjnych „twardogłowych”, jak i tych, którzy polegają na pracownikach-imigrantach. „Nasi wielcy rolnicy i ludzie z branży hotelowej i rekreacyjnej twierdzą, że nasza bardzo agresywna polityka imigracyjna zabiera im bardzo dobrych, długoletnich pracowników, a te miejsca pracy są prawie niemożliwe do zastąpienia” – napisał w mediach społecznościowych. Prezydent wydaje się też wycofywać ze swojego twardego podejścia do wydawania wiz studenckich, gdy zorientował się, że zrujnuje to finanse amerykańskich szkół wyższych i uniwersytetów.

Jeszcze w maju sekretarz stanu Marco Rubio ogłaszał, że administracja Trumpa będzie pracować nad „agresywnym” unieważnianiem wiz chińskich studentów i że administracja „zwiększy kontrolę” przyszłych kandydatów z Chin. Prawie dwa miesiące później Trump zszokował swoich konserwatywnych sojuszników, gdy powiedział, że wpuści 600 000 chińskich studentów na amerykańskie uniwersytety. „Podoba mi się, że przyjeżdżają tu studenci z innych krajów” – powiedział Trump. „I wiesz, co by się stało, gdyby tego nie zrobili? Nasz system uniwersytecki bardzo szybko poszedłby do piekła”. Powód? Studenci z Chin nie mają zwykle prawa do jakiejkolwiek pomocy finansowej, płacąc pełne czesne za edukację. Ale i za to Trumpa ostro skrytykowali najbardziej radykalni republikanie.

Sytuacja przypomina trochę świat z powieści „1984” George’a Orwella, gdzie Ministerstwo Prawdy zajmowało się propagandą i manipulacjami informacyjnymi, Ministerstwo Pokoju było odpowiedzialne za wojnę, Ministerstwo Miłości nadzorowało ład społeczny z pomocą tortur i egzekucji, a Ministerstwo Obfitości kontrolowało gospodarkę i utrzymało stan permanentnych niedoborów. Dziś obiecuje się bezpieczeństwo, ale zapewnia brak stabilizacji. Mówi się językiem prawa i porządku, ale działa z delikatnością słonia w sklepie z porcelaną. Twierdząc, że chroni się miejsca pracy, uderza się w sektory będące kołami zamachowymi gospodarki. Prawdziwą zmianą jakościową będzie dopiero moment, gdy administracja zmieni drastyczną politykę deportacji i przyzna, że imigranci są po prostu w Ameryce potrzebni.

Jolanta Telega
[email protected]

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama