Według Departamentu Skarbu, dług publiczny USA właśnie przekroczył 38 bilionów dolarów (USA: $38 trillion). Oznacza to, że zobowiązania finansowe Ameryki zwiększyły się o bilion (U.S. trillion) dolarów w nieco ponad dwa miesiące, co według Peter G. Peterson Foundation jest najszybszym tempem wzrostu poza pandemią. Z ciągu ostatniego roku zobowiązania USA zwiększały się o 69 713,82 dol. na sekundę.
Według waszyngtońskiego think tanku kwota ta odpowiada wartości rocznego PKB gospodarek Chin, Indii, Japonii, Niemiec i Wielkiej Brytanii razem wziętych. To w przybliżeniu 111 000 dolarów długu na każdego mieszkańca USA – od oseska do stulatka.
Na 38 bilionów dolarów, 1,2 bln to odsetki od zadłużenia. Michael A. Peterson, dyrektor generalny Peter G. Peterson Foundation – ponadpartyjnej organizacji nadzorującej stabilność finansową państwa – ostrzega, że tak szybkie przekroczenie kolejnego progu to „najnowszy niepokojący sygnał, iż ustawodawcy nie wywiązują się ze swoich podstawowych obowiązków fiskalnych”. Analitycy przypisują ostatnie przyspieszenie wzrostu zadłużenia kilku czynnikom: rosnącemu deficytowi budżetowemu, coraz wyższym kosztom odsetek czyli kosztom obsługi długu oraz obciążeniom ekonomicznym związanym z trwającym wciąż zamknięciem rządu federalnego. „Dodawanie bilionów (U.S. trillions) dolarów do długu i konstruowanie budżetu w oparciu o kryzysy to nie jest sposób na zarządzanie finansami tak wielkiego kraju jak Ameryka” – powiedział Peterson.
Dług publiczny Stanów Zjednoczonych nieustannie się zwiększa, co wynika przede wszystkim z faktu, że zatwierdzane corocznie przez Kongres wydatki państwa federalnego są większe od przychodów z podatków. Lukę wypełnia się pożyczając pieniądze.
To raczej rutyna niż wyjątek. Kongres określa dopuszczalny limit zadłużenia, po osiągnieciu którego rząd nie może zaciągać dalszych pożyczek, chyba że parlament znów go podniesie lub zawiesi. Od 1960 roku Kongres 78 razy podniósł, zawiesił lub zmienił warunki limitu zadłużenia, umożliwiając Stanom Zjednoczonym zaciąganie kolejnego długu. W praktyce Treasury Department sprzedaje inwestorom różne rodzaje papierów dłużnych z różnym terminem zapadalności, czyli zobowiązaniem do spłaty długu wraz z odsetkami. Za życia naszego pokolenia tylko raz doszło do sytuacji, w której w kasie federalnej pojawiła się nadwyżka – pod koniec drugiej kadencji demokraty Billa Clintona i w pierwszych miesiącach prezydentury republikanina George’a W. Busha. Był to efekt sprzyjających warunków gospodarczych, takich jak boom na rynku internetowym, a także podniesienia podatków, co zwiększyło dochody budżetu. Potem doszło do zamachów z 11 września i trzeba było finansować globalną wojnę z terroryzmem. Częściowo za pożyczone pieniądze.
Amerykańskie obligacje skarbowe od dawna uważane są za bezpieczne aktywa, ponieważ ryzyko, że Stany Zjednoczone nie wywiążą się ze spłaty zobowiązań wobec swoich inwestorów, jest bardzo niskie. Ale z drugiej strony wszyscy wiedzą, że nie można pożyczać w nieskończoność. Gdy w największej gospodarce świata różnica między wydatkami rządowymi a dochodami powiększa się w szybkim tempie, są powody do niepokoju. Rating kredytowy USA, a więc ocena wiarygodności państwa federalnego nie jest już najwyższy w żadnej z trzech globalnych agencji. W maju Moody’s, jako ostatni obniżył ocenę wiarygodności kredytowej rządu USA z Aaa do Aa1, powołując się na niepowodzenie kolejnych administracji w „odwróceniu trendu dużych corocznych deficytów fiskalnych i rosnących kosztów odsetek”. Decyzja ta nastąpiła po podobnych obniżkach dokonanych przez agencje i Standard & Poor’s odpowiednio w 2011 i 2023 roku.
Kto pożycza Ameryce? Trzy czwarte z długu USA, czyli około 27,4 biliona (U.S. trillion) dolarów, znajduje się w kraju. W tym ok. 15,2 bln (U.S. trillion) dolarów (42 proc.) jest w posiadaniu prywatnych inwestorów i podmiotów, głównie w formie obligacji znajdujących się m.in. w portfelach funduszy inwestycyjnych i emerytalnych. 7,4 biliona (U.S. trillion) dolarów (20 procent) znajduje się w posiadaniu rządowych agencji i innych instytucji federalnych. 4,7 biliona (U.S. trillion) dolarów (13 proc.) znajduje się w posiadaniu Rezerwy Federalnej, czyli banku centralnego.
Pozostała ćwiartka, wyceniana na ok. 9,5 bln (U.S. trillion) dolarów (25 proc.), należy do inwestorów zagranicznych. W ciągu ostatnich 50 lat udział długu USA znajdującego się w ich posiadaniu wzrósł pięciokrotnie. W 1970 roku zaledwie 5 proc. długu znajdowało się w rękach obcych podmiotów. Kraje kupują obligacje USA, ponieważ oferują one bezpieczną i stabilną inwestycję rezerw walutowych, pomagają zarządzać kursami walut i zapewniają stabilny dochód z odsetek.
Najwięksi wierzyciele Ameryki to odpowiednio Japonia (1,2 bln -U.S. trillion- dol.), Wielka Brytania (ponad 780 mld dol.), Chiny i (ok. 770 mld dol.), Kajmany będące rajem podatkowym (455,3 mld dol.) i Kanada (426,2 mld dol.). Uzależnienie od zagranicznych wierzycieli może okazać się kłopotliwe. Przykładem mogą być Japonia i Chiny, które stając wobec perspektywy wojny celnej z administracją Donalda Trumpa wprost zagroziły, iż wykorzystają znaczne zasoby amerykańskich obligacji jako narzędzie nacisku w negocjacjach handlowych.
David Kelly, ekspert banku inwestycyjnego JP Morgan twierdzi, że Ameryka „powoli bankrutuje”, ponieważ dług publiczny gwałtownie rośnie, a perspektywy dochodów z ceł wyglądają niepewnie. Ostrzega, że pomimo wpływów z taryf i tymczasowej redukcji deficytu, decyzje polityczne lub spowolnienie gospodarcze mogą szybko pogorszyć sytuację fiskalną, wzywając inwestorów do dywersyfikacji aktywów. „Pytanie, które najczęściej zadają mi inwestorzy i doradcy finansowi, brzmi:» Kiedy dług federalny padnie?«. Zazwyczaj odpowiadam, że chociaż bankrutujemy, to robimy to powoli. Globalne rynki obligacji doskonale zdają sobie sprawę z trajektorii długu USA. Fakt, że nawet dzisiaj rząd USA może pożyczać pieniądze na 30 lat przy rentowności zaledwie 4,6 proc., świadczy o przekonaniu, że rząd nadal ma przestrzeń do zaciągania kolejnych pożyczek” – napisał Kelly w notatce.
Według szacunków Congressional Budget Office (CBO) uchwalony przez Republikanów „One Big Beautiful Bill Act” zwiększy dług publiczny o kolejne 3,4 biliona dolarów w ciągu następnej dekady. Biały Dom twierdzi, że jego system celny zrekompensuje wydatki i ewentualny spadek dochodów po cięciach podatkowych. Nie każdy podziela ten optymizm. W kwestii ceł wciąż istnieją wątpliwości co do legalności działań Trumpa. Jeśli zostaną one zakwestionowane przez Sąd Najwyższy, „zmusi to administrację do przeprowadzenia podwyżek taryf przez Kongres. Co więcej, może to doprowadzić do wymuszenia zwrotów już zapłaconych w ostatnich miesiącach ceł”.
Wśród ekonomistów trwają dyskusje na temat tego, jak duże zadłużenie mogą zaciągnąć Stany Zjednoczone, zanim dojdzie do kryzysu finansowego. Ale wszyscy są zgodni, że obecny trend jest nie do utrzymania. Dla zwykłych zjadaczy chleba rosnący dług federalny jest odczuwalny w postaci zarówno podwyższonej inflacji, jak i stóp procentowych, co potencjalnie ogranicza wzrost gospodarczy, a więc także tworzenie miejsc pracy. Jednym z najważniejszych długoterminowych problemów jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób rząd USA zamierza spłacić swoje rachunki w przyszłości. Każdy kto planował choćby domowy budżet doskonale wie, że nie da się pożyczać w nieskończoność.
Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.









