Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 00:07
Reklama KD Market

Wyspa z ludzkich prochów

Laguna Wenecka. Kilka kilometrów od placu św. Marka, tam, gdzie Canal Grande spotyka się z Morzem Adriatyckim, leży mała, opuszczona wyspa. Poveglia od lat uznawana jest za przeklętą. Legendy gloszą, że to najstraszniejsze miejsce we Włoszech. Ziemia miesza się tam z prochem tysięcy trupów. Podobno po zmroku słychać tam krzyki, jęki umierających i szepty dusz, które nie mogą znaleźć spokoju. Rybacy od dawna omijali tę wyspę szerokim łukiem. Tam, gdzie mieszka 160 tysięcy duchów, żywi nie są mile widziani.
Wyspa z ludzkich prochów

Autor: Adobe Stock

Ziemia z popiołów 

Był rok 1348. Czarna śmierć uderzyła w Wenecję niczym fala tsunami. Dżuma – Yersinia pestis, bakteria przenoszona przez pchły szczurów, zabijała mieszkańców w błyskawicznym tempie – czasem w ciągu kilku godzin.

Najpierw pojawiała się gorączka, potem obrzęk węzłów chłonnych, a w końcu czarne plamy pokrywające ciało chorego – zwiastun nieuniknionego końca.

Ludzie umierali masowo. Cmentarze były przepełnione, kościoły zamknięte. Trupy zaczęły wypełniać ulice i weneckie kanały.

Władze miasta podjęły desperacką decyzję – wszystkich zarażonych nakazano wywozić na Poveglię. Chorych transportowano łodziami; niektórzy jeszcze żyli, inni umierali w drodze. Na wyspie nie było lekarzy ani lekarstw. Nie było też nadziei. To była podróż w jedną stronę. Na jej końcu czekała śmierć.

Mieszkańcy Wenecji z trwogą patrzyli z brzegów na czerwone płomienie i czarny dym unoszący się przez następne tygodnie nad laguną. Wiedzieli, co to oznacza – na wyspie dniem i nocą palono ciała zmarłych.

Na przestrzeni wieków dżuma wracała do Wenecji jeszcze kilkakrotnie. W 1793 roku, gdy na pokładach dwóch statków cumujących w porcie wykryto przypadki zarazy, władze zmusiły załogi do odbycia kwarantanny właśnie na Poveglii. Od tego momentu wyspa ponownie stała się miejscem izolacji. Dla chorych i podejrzanych o kontakt z zarazą.

Rocco Benedetti, wenecki kronikarz, pisał: „Chorzy leżeli po trzech lub czterech w łóżku… Robotnicy zbierali zmarłych i wrzucali ich do grobów cały dzień, bez przerwy”.

Aby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się choroby, ciała palono. Szacuje się, że między XVIII a XIX wiekiem na wyspie zmarło i zostało skremowanych od kilkudziesięciu do nawet 160 tysięcy osób. Popiołu nie zakopywano – mieszał się z ziemią. I stawał się ziemią.

 

Krzyki duchów

Dżuma minęła. Przez kolejne dekady Poveglia pozostawała opuszczona. W końcu, w 1922 roku, władze Wenecji zdecydowały się wykorzystać wyspę ponownie. Otworzyły tam szpital psychiatryczny, do którego trafiali pacjenci z diagnozami schizofrenii, paranoi, depresji czy histerii. Wszystkich zamykano w starych budynkach – wśród popiołów i kości ofiar dżumy.

Początek XX wieku to mroczne czasy psychiatrii: lobotomie, elektrowstrząsy, brutalne „leczenie” bez znieczulenia. Szpital na Poveglii nie był wyjątkiem. Wręcz przeciwnie – uchodził za jedno z najgorszych miejsc tego rodzaju.

Legendy mówiły o sadystycznym dyrektorze, który przeprowadzał nieludzkie eksperymenty na pacjentach. Operacje bez narkozy. Tortury w imię nauki. Pewnego dnia ordynator miał oszaleć. Wdrapał się na dzwonnicę szpitala i rzucił w dół. Przeżył upadek, lecz – jak mówiono – udusiła go mgła, która uniosła się nad ziemią. Mówiono, że to duchy ofiar zarazy zemściły się na oprawcy.

Do dziś niektórzy przysięgają, że z tamtej dzwonnicy słychać bicie dzwonu, choć jego mechanizm od dawna zardzewiał.

Szpital zamknięto w 1968 roku. Poveglia znów opustoszała. Budynki popadały w ruinę, a natura przejęła nad wyspą kontrolę. Zarośla pokryły ścieżki, drzewa wyrastały przez podłogi sal szpitalnych, okna straszyły wybitymi szybami.

Mieszkańcy Wenecji opowiadali dziwne historie – o krzykach dochodzących z ruin, o migoczących światłach w oknach. Rybacy twierdzili, że w mglisty wieczór widzą na brzegu sylwetki ludzi patrzących w stronę miasta. Znikały, gdy podpływali bliżej.

Turyści, którzy nielegalnie dostali się na wyspę, opowiadali o ogarniających ich atakach paniki, przeknikliwym imnie i niewytłumaczalnym strachu.

Ekipy telewizyjne próbowały kręcić filmy dokumentalne na Poveglii, ale sprzęt często odmawiał posłuszeństwa. W 2014 roku ekipa amerykańskiego programu „Ghost Adventures” nakręciła tam jeden odcinek – uczestnicy twierdzili potem, że doświadczyli nadprzyrodzonych zjawisk.

 

Gigantyczna mogiła

Poveglia stała się legendą. Nazywano ją „najstraszniejszym miejscem na Ziemi” „wyspą bez powrotu”, „weneckim piekłem”. Czy to przesada? Czy te historie wymyślono, by odstraszyć wandali?

Na pobliskich wyspach Lazzaretto Nuovo i Lazzaretto Vecchio odkryto masowe groby, w których setki szkieletów ułożonych były warstwami. To potwierdza, że historia zarazy była prawdziwa. Na samej Poveglii znaleziono co najmniej jeden dół morowy, ale włoskie władze zakazały dalszych wykopalisk. Uznano je za zbyt kontrowersyjne i potencjalnie traumatyczne dla badaczy.

Bo jeśli legendy są prawdziwe i jeśli ziemia naprawdę składa się tam w połowie z ludzkich szczątków, oznaczałoby to, że Poveglia nie jest wyspą. To gigantyczna mogiła.

W 2014 roku Poveglia pojawiła się na aukcji. Włoski rząd próbował wynająć wyspę na 99 lat. Liczono na inwestorów, którzy przekształcą ją w ośrodek turystyczny. Najwyższą ofertę – 513 tysięcy euro – złożył przedsiębiorca Luigi Brugnaro (późniejszy burmistrz Wenecji). Planował otworzyć tam luksusowy hotel, ale pomysł wywołał gwałtowne protesty. Podpisywano petycje przeciwko „komercjalizacji ziemi śmierci”. Pod presją opinii publicznej rząd wycofał się z projektu. Poveglia pozostała opuszczona.

Dziś wstęp na wyspę jest oficjalnie zakazany. Rybacy nadal omijają ją z daleka – nie z powodu prawa, lecz z przesądu. Mówią, że sieci zarzucone zbyt blisko brzegów Poveglii wyciągały dziwne rzeczy – kości, fragmenty czaszek, czasem nawet całe szkielety zaplątane w liny. Ryby złowione w okolicy miały dziwny smak, więc nikt nie chciał ich kupować na targu. A gdy Wenecję spowijała mgła, słyszeli płacz, krzyki i modlitwy w martwych językach dochodzące z wyspy.

Na Poveglii zmarły dziesiątki tysięcy ludzi. Przez wieki była miejscem śmierci i cierpienia. Szpital psychiatryczny istniał naprawdę. Dzwonnica stoi do dziś – pęknięta, pochylona i groźna. A cisza, która panuje na wyspie, to cisza cmentarza. 

Wenecja tętni życiem i turystami. Miliony ludzi rocznie odwiedzają Pałac Dożów, most Rialto, plac św. Marka. Nikt nie płynie jednak na Poveglię.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama