Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 13 grudnia 2025 16:49
Reklama KD Market

Burmistrz chce przywrócić „head tax” dla korporacji w Chicago

Burmistrz Brandon Johnson rozważa złagodzenie propozycji tzw. corporate head tax, czyli podatku od pracowników korporacji w Chicago, by zdobyć poparcie w Radzie Miasta. Według ustaleń „Chicago Tribune”, przepisy miałyby dotyczyć firm zatrudniających co najmniej 200 pracowników, zamiast – jak wcześniej proponowano – 100. Dla burmistrza, który chce uniknąć podwyżki podatków od nieruchomości, ten kontrowersyjny podatek wciąż pozostaje jednym z kluczowych źródeł planowanych dochodów miasta.
Burmistrz chce przywrócić „head tax” dla korporacji w Chicago

Autor: Adobe Stock

W tym tygodniu przedstawiciele burmistrza Brandona Johnsona – jak informuje „Chicago Tribune” – sondowali radnych, czy poparliby miesięczny podatek w wysokości 21 dolarów od pracownika, jeśli objąłby wyłącznie większe firmy. Sam Johnson chciałby, aby podatkiem objęte był także mniejsze biznesy, ale na razie nie ma wystarczającego poparcia w Radzie Miasta – brakuje mu kilku głosów do wymaganej większości 26 radnych z 50.

Na pytanie o możliwą zmianę propozycji, rzecznik Johnsona Cassio Mendoza odpowiedział wymijająco, stwierdzając, że „trwają rozmowy z radnymi na temat różnych potencjalnych zmian” i „nie podjęto jeszcze ostatecznych decyzji”.

W październiku burmistrz przedstawił swój projekt budżetu na 2026 rok, z wydatkami o wartości 16,6 miliarda dol., który musi zostać zatwierdzony do końca roku. Zaproponował w nim przywrócenie tzw. head tax – opłaty pobieranej od korporacji zatrudniających pracowników w Chicago. Dochód z podatku, szacowany na 100 mln dol., miałby zostać przeznaczony na programy bezpieczeństwa publicznego. Propozycja jednak mocno podzieliła radnych. Aby zyskać ich przychylność, burmistrz rozważa podniesienie progu liczby pracowników objętych podatkiem ze 100 do 200.

Według źródeł „Chicago Tribune”, Johnson chciałby zrównoważyć utratę części wpływów dodatkowymi dochodami z podniesienia miejskiego podatku od leasingu. Obecnie stawka tzw. property lease tax wynosi 11 procent, a zgodnie z propozycją burmistrza miałaby wzrosnąć do 14 procent, co przyniosłoby 333 mln dol. rocznie.

W pierwotnej wersji Johnson chciał objąć podatkiem firmy zatrudniające ponad 100 osób pracujących co najmniej połowę czasu w Chicago. Dla biznesu z 101 pracownikami oznaczałoby to koszt około 25,5 tys. dol. rocznie. Dla gigantów takich jak Chase, AT&T, Walgreens, United Airlines, Jewel-Osco, Allstate czy Aon rachunek byłby wielokrotnie wyższy.

Wielu radnych obawia się jednak, że takie rozwiązanie – przedstawiane przez burmistrza jako element polityki „opodatkowania bogatych” – może zniechęcić firmy do prowadzenia działalności w Chicago. Próg 100 pracowników obejmowałby bowiem nie tylko wielkie korporacje, ale też właścicieli kilku restauracji czy sieci lokalnych biznesów.

Podniesienie progu do 200 osób również niesie konsekwencje. Szacunki Johnsona, że niższy próg zapewni 100 mln dol. rocznie, już wcześniej budziły wątpliwości, ponieważ  head tax, zniesiony w 2014 r. za kadencji byłego burmistrza Rahma Emanuela, przynosił około 20 mln.

Wpływy z przywróconego podatku miałyby finansować m.in. programy przeciwdziałania przemocy, miejsca pracy dla młodzieży, wsparcie dla ofiar przemocy domowej i 31 etatów doradców w chicagowskiej policji. Większość z tych programów była wcześniej finansowana z federalnych środków stymulacyjnych, które wygasają w tym roku. Johnson argumentuje, że jego plan ma chronić Chicago przed cięciami, które – jak twierdzi – mogą nadejść pod rządami Donalda Trumpa. Jednak, jak ujawnił „Chicago Tribune”, główną przyczyną przyszłorocznego deficytu w wysokości 1,19 miliarda dol. nie są federalne cięcia, lecz wieloletnie problemy finansowe miasta.

W ubiegłym miesiącu gubernator J.B. Pritzker stwierdził, że jest „absolutnie przeciwny podatkowi head tax od korporacji w Chicago”, argumentując, że taki podatek, nawet wobec najbogatszych firm w mieście, „karałby za to, co chcemy wspierać” – czyli rozwój gospodarczy.

Dla burmistrza Johnsona stawką jest nie tylko domknięcie budżetu, ale też odbudowanie wiarygodności po nieudanych próbach realizacji progresywnej agendy podatkowej. Za kulisami trwają intensywne negocjacje. To już trzeci cykl budżetowy Johnsona, który po raz kolejny staje się politycznym polem bitwy. Burmistrz, chcąc uniknąć podwyżki podatków od nieruchomości, upiera się przy podatku od korporacji jako alternatywnym źródle dużych wpływów bez konieczności uzyskiwania zgody władz stanowych.

Joanna Trzos
[email protected]

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama