Złapano go przypadkowo, w 2012 roku. W schronisku dla bezdomnych w Kentucky. Kiedy funkcjonariusze aresztowali go pod zarzutem posiadania narkotyków, nie mieli pojęcia, że stojący przed nimi 72-latek to najgroźniejszy seryjny morderca w dziejach Stanów Zjednoczonych.
Skazany na przegraną
Historia Samuela McDowella Little’a zaczęła się 7 czerwca 1940 roku, gdy przyszedł na świat w Reynolds, w Georgii. Jego matka, Bessie Mae Little, była nastoletnią prostytutką i alkoholiczką. Nie chciała dziecka i nie potrafiła się nim opiekować. Mały Samuel dorastał w chaosie. Jego dom był miejscem przemocy, krzyków i zaniedbania. Uciekał więc na ulicę, tam czuł się bezpieczniej. Wędrował między domami krewnych. Potem między stanami – Ohio, Floryda, Kalifornia. Nigdy nie pozostawał w jednym miejscu dłużej niż kilka miesięcy. Nigdy nie poznał swojego ojca.
Zaczął kraść. Jako dziecko – drobne rzeczy ze sklepów. Jako nastolatek włamywał się do samochodów. W wieku 16 lat trafił po raz pierwszy do poprawczaka. Wyszedł. Wrócił. Znowu wyszedł.
Brak domu, brak korzeni i wieczna tułaczka – Samuel od początku był skazany na przegraną. Nigdy nie czuł, że gdziekolwiek naprawdę przynależy. Nikt nigdy nie otoczył go troską. Wychowywała go głównie babcia – dobra, ale bezsilna wobec biedy i chaosu, które od początku wyznaczały rytm jego życia.
W latach 50. i 60. Little był wielokrotnie aresztowany. Za kradzieże, napaści, a potem próby gwałtu. Za każdym razem wychodził na wolność. System nie dostrzegł wzorca. Nie zauważono, że staje się coraz bardziej niebezpieczny.
Katalog zbrodni
W 2012 roku po zatrzymaniu Samuela w przytułku w Kentucky w związku z zarzutami dotyczącymi narkotyków, Kalifornia wystąpiła o jego ekstradycję. Podczas rutynowej procedury pobrano mu próbki DNA.
Wyniki ich badań były zaskakujące. Wiązały go z trzema morderstwami kobiet w latach 80. w Los Angeles. W 2014 roku sąd uznał go winnego tych zbrodni i skazał na trzy dożywocia bez możliwości zwolnienia warunkowego. Ku zaskoczeniu detektywów podczas śledztwa Little zaczął opowiadać o kolejnych zabójstwach. Spokojnym głosem, bez emocji, z pamięcią tak fotograficzną, że przeraziła śledczych. Opisywał miasta z dokładnością mapy. Ulice, które pamiętał po 40 latach. Zapach tamtych wieczorów. Kolor samochodu, którym jechał. Model. Rok produkcji.
I kobiety. Opisywał ich twarze. Ubrania. Sposób, w jaki się poruszały. Jak pachniały i jak umierały. W końcu z ust Little’a padały słowa, które sparaliżowały śledczych: „Zabiłem 93 osoby”.
Śledczy FBI zrekonstruowali jego 35-letnią trasę zbrodni. Od 1970 do 2005 roku Samuel Little przemierzał Amerykę. Od Florydy po Kalifornię. Od Teksasu po Ohio. Bez stałej pracy. Bez przyjaciół ani rodziny. Pracował dorywczo – na stacjach benzynowych, w magazynach, na budowach. Był w prawie każdym stanie. Wszędzie zostawiał za sobą trupy. Floryda, Teksas, Ohio, Kalifornia, Arizona, Nevada, Kentucky, Tennessee, Georgia, Missisipi, Luizjana, Arkansas, Missouri, Kansas, Illinois, Indiana, Pensylwania, Maryland, Massachusetts. 19 stanów. Dziesiątki miast i miasteczek. Zatrzymywał się, zabijał i jechał dalej. Był nieuchwytny.
Wybierał kobiety uzależnione od narkotyków lub alkoholu, bezdomne. Często czarnoskóre. Prostytutki pracujące na ulicy. Takie, których nikt nie szukałby po zaginięciu a zniknięcia nie zgłosiłby na policję. Których śmierć nikogo nie obchodziła.
Nigdy nie używał broni palnej ani noży. Dusił gołymi rękami. Potem przyznał, że chciał czuć, jak życie ucieka z ciał ofiar. Obserwował, jak gaśnie światło w ich oczach. To podniecało go seksualnie.
Ciała porzucał w rowach przy autostradach. Czasem na pustych parkingach za miastem, w zaroślach – miejscach, gdzie mogły leżeć tygodniami niezauważone. FBI powiedział potem niemal z satysfakcją: „Dla świata nie istniały”.
Miał poniekąd rację. Ofiary należały do kręgu, który dla większości społeczeństwa nie istniał. Wiele śmierci przypisywano więc przedawkowaniom narkotyków. Wypadkom. Nie zgłaszała się rodzina, sprawy odkładano do szuflady. Do tej pory potwierdzono 60 morderstw. A reszta? Brakuje ciał, dowodów, także świadków. Pozostają więc w kategorii „nierozwiązane”. FBI ciągle przegląda archiwa z lat 70., 80. i 90. Przeprowadza nowe testy DNA. Identyfikuje kolejne ofiary. „Czekają, by ktoś przywrócił im tożsamość i godność” – napisała w oficjalnym raporcie FBI analityczka Christie Palazzolo.
Samuel Little nie był geniuszem zbrodni. Nie miał wysokiego IQ ani specjalnych umiejętności. Po prostu wybierał ofiary niewidzialne dla społeczeństwa. Korzystał z obojętności społecznej. Z braku komunikacji między departamentami policji w różnych stanach. „Dla niego to była gra. Dla nas klęska systemu” – przyznał jeden ze śledczych FBI w wywiadzie dla „Washington Post”.
Mapy zła
W więzieniu Little zaczął z pamięci rysować kobiety, które zamordował. Rysował je z niesamowitą dokładnością – kształt twarzy, fryzury, wyraz oczu. Te portrety, opublikowane potem przez FBI, pomogły zidentyfikować część ofiar. Niektóre twarze udało się dopasować do nazwisk z akt zaginionych osób. Inne wciąż nie mają imienia.
Samuel Little zmarł w więzieniu w Kalifornii 30 grudnia 2020 roku. Miał 80 lat. Nigdy nie stanął przed sądem za resztę 60 potwierdzonych morderstw.
FBI oficjalnie uznało go za rekordzistę wśród amerykańskich seryjnych morderców. Nikt w historii Stanów Zjednoczonych nie zabił tylu kobiet. Nikt też nie ma wątpliwości, że był potworem. Ale istnieje druga strona tej historii – wymiar sprawiedliwości i policja. To ich zaniedbania, uprzedzenia i obojętność pozwoliły mu mordować bezkarnie przez niemal pół wieku. Przez 35 lat system, który miał chronić ofiary, milczał – i to milczenie również należy do jego dziedzictwa.
Joanna Tomaszewska









