Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 4 grudnia 2025 23:22
Reklama KD Market

Dwie dusze na płótnie

Niektóre obrazy potrafią latami tkwić w cieniu – wiszą spokojnie na muzealnych ścianach, eleganckie, poprawne, niepozorne. „Portret damy” Gustava Klimta przez długi czas uchodził za takie właśnie dzieło. Stylowy, subtelny, charakterystyczny dla późnej secesji, ale bez złotych ornamentów czy prowokacji, które przyciągały tłumy do innych płócien kultowego artysty. Jednak za tą spokojną fasadą kryło się coś, o czym nikt nie miał pojęcia: drugie życie. Pod wizerunkiem kobiety malarz ukrył wcześniejszy portret – ślad osobistego dramatu. I kiedy po latach obraz zniknął w tajemniczych okolicznościach, a potem niespodziewanie się odnalazł, okazało się, że nie tylko farba, ale i losy tego dzieła skrywają dramatyczne historie.
Dwie dusze na płótnie

Autor: Wikipedia

Oblicze młodości

Około 1912 roku Gustav Klimt – wówczas już ceniony portrecista, mistrz kobiecej zmysłowości i dekoracyjnego przepychu – stworzył intymny portret dziewczyny. Nosił on roboczy tytuł „Backfisch” – niemieckie słowo określające dorastającą pannę, podlotka – już nie dziecko, a jeszcze nie kobietę. Sportretowana dziewczyna była krucha, delikatna, o nieśmiałym spojrzeniu, zaledwie przeczuwająca siłę swojej kobiecości.

Z obrazu emanowała subtelna melancholia. Twarz dziewczyny – drobna, z wyraźnym owalem, miękkimi rysami i przymkniętymi oczami – uchwycona została z niezwykłą czułością. Ciemne włosy opadały miękkimi falami na ramiona. Jasna suknia, z wysokim kołnierzykiem, zwiewna, niemal przezroczysta, opalizowała subtelnymi odcieniami błękitu, pudrowego różu i perłowej bieli. Tło – chłodne, mgławicowe, pełne było zamierzonych niedopowiedzeń.

Był to obraz intymny, cichy, jakby szeptany. Bez złota i ornamentów – wszystko w nim podporządkowane było emocji. Emocji niezwykle osobistej. Z czasem zaczęto spekulować, że dziewczyna z portretu była ukochaną artysty. Jedną z nielicznych, która nie była jedynie muzą, lecz kimś więcej. I że jej śmierć stała się początkiem końca tego obrazu – w takiej formie, w jakiej powstał pierwotnie.

 

Żałoba pod warstwą farby

Nie wiadomo dokładnie, w jakich okolicznościach zmarła dziewczyna z portretu. Nie znamy jej imienia, choć istnieją hipotezy, że była uczennicą lub modelką z kręgu artystów Wiednia. Wiadomo natomiast, że jej odejście wstrząsnęło Klimtem. Nie prowadził wprawdzie dziennika i nie komentował swego życia osobistego, ale mówiły za niego obrazy – a ten, który przemalował, mówił najwięcej.

Decyzja o zamalowaniu twarzy dziewczyny i stworzeniu nowej postaci była aktem zarówno symbolicznym, jak i praktycznym. Klimt nie zniszczył obrazu – co byłoby łatwiejsze – lecz go przemalował. W miejscu eterycznej dziewczyny pojawiła się kobieta. Świadoma siebie, wyniosła, dojrzała. Jakby Klimt chciał w ten sposób zamknąć pewien rozdział życia – ukry

własną żałobę pod warstwą farby. To była jego decyzja – nie sugestia klienta ani zlecenie kolekcjonera. Intymny rytuał artysty, który pogrzebał miłość, nie wyrzucając jej, lecz zamalowując.

 

Nowe oblicze

W latach 1916-1917 narodziła się nowa wersja obrazu. Choć kompozycja została zachowana – ta sama poza, ten sam obrót ciała – kobieta na płótnie była już zupełnie inna.

Jej twarz miała ostrzejsze rysy: wydatne kości policzkowe, ciemne, przenikliwe oczy, spojrzenie bez śladu melancholii. Usta lekko zaciśnięte, z subtelnym cieniem uśmiechu. Kobieta z obrazu nie była już wrażliwa, lecz chłodna i pewna siebie. Emanowała elegancją, ale też dystansem. Nie była kochanką. Była damą.

Ubrana w barwną chustę z motywem kwiatowym, z zarzuconym na ramiona materiałem w odcieniach fioletu, purpury i zieleni, sportretowana kobieta zdawała się należeć do innej sfery. Jej suknia, w kolorze głębokiej zieleni, harmonizowała z ozdobnym tłem, w którym Klimt zastosował motywy secesyjne – ornamenty, struktury, kontrastujące plamy barw. Całość – bogatsza, bardziej wystylizowana – wyraźnie była inna od pierwszej wersji, choć pod spodem nadal biło ukryte serce.

 

Obraz z dwojgiem oczu

Obie kobiety przedstawione na tym samym płótnie różniły się od siebie jak dzień i noc. Jedna młoda, pełna życia i subtelnej, naturalnej delikatności. Druga – dojrzała, pewna siebie, świadoma swej kobiecości, z twarzą, którą trudno było odczytać. Pierwsza zdawała się bliska i poruszająca, niemal tkliwa. Druga – chłodna, opanowana, wyniosła. Klimt – być może nie do końca świadomie – stworzył dwa światy na jednym płótnie: jeden jawny, widoczny dla wszystkich, i drugi – ukryty pod warstwą farby, zachowany tylko dla siebie. Przez dziesięciolecia nikt nie przypuszczał, że w obrazie kryje się jeszcze jedno spojrzenie.

Nowa wersja obrazu trafiła do włoskiego kolekcjonera, a następnie – w latach 20. XX wieku – do Galerii Ricci Oddi w Piacenzy. Tam wisiał przez dekady, nie przyciągając wielkiej uwagi. Klimt namalował słynniejsze obrazy: „Pocałunek”, „Judytę”, „Złotą Adele”. „Portret damy” uchodził za jedno z jego późnych, ciekawych, lecz nie wybitnych ani intrygujących dzieł. Do czasu...

W latach 90. uczennica włoskiego liceum artystycznego w Piacenzy, Claudia Maga, analizując reprodukcję „Portretu damy” sprzed kilku dekad, zauważyła, że twarz kobiety różni się od tej widocznej na obrazie wiszącym w Galerii Ricci Oddi. Jej spostrzegawczość wzbudziła podejrzenia, że dzieło mogło zostać przemalowane. Gdy przeprowadzono badania rentgenowskie, odkryto pod warstwą farby drugi portret – twarz innej kobiety, zatartą, lecz wciąż widoczną. Tak odsłonięto zaskakującą prawdę: „Portret damy” to jedyny znany obraz Klimta, w którym artysta zamalował wcześniejszą kompozycję.

 

Pusta rama

Kilka miesięcy później, w lutym 1997 roku, obraz zniknął w tajemniczych okolicznościach. Zaledwie dzień przed planowanym otwarciem nowej ekspozycji. W jego miejscu pozostała jedynie pusta rama. Drzwi do sali wystawowej były zamknięte, system alarmowy milczał, nie było żadnych śladów włamania.

Rozpoczęło się intensywne śledztwo, ale mimo zaangażowania policji i mediów, trop urwał się niemal natychmiast. Pojawiły się rozmaite teorie. Twierdzono, że obraz został skradziony na zlecenie bogatego kolekcjonera i wywieziony z kraju pod fałszywym nazwiskiem. Podejrzewano udział mafii, która miała wykorzystać dzieło jako kartę przetargową w nielegalnych interesach, a także kradzież upozorowaną – dokonaną przez kogoś z wewnątrz, być może z udziałem pracowników galerii. 

Mimo przeczesania całego obiektu i przyległych do niego terenów, obrazu nie odnaleziono. Przepadł bez śladu. Przez ponad dwadzieścia lat jego los pozostawał jedną z największych zagadek włoskiego świata sztuki – aż do chwili, gdy prawda, niczym dobrze ukryta warstwa farby, zaczęła się odsłaniać.

 

Cudowny powrót

W grudniu 2019 roku ogrodnik pracujący przy murze Galerii Ricci Oddi zauważył niewielkie, zarośnięte bluszczem metalowe drzwiczki prowadzące do wnęki w murze. Zajrzał do środka. Wewnątrz leżała czarna torba na śmieci a w niej starannie zawinięty w folię obraz. Początkowo uznano to za niewybredny żart albo próbę podłożenia falsyfikatu. Jednak dokładne badania rozwiały wszelkie wątpliwości: był to oryginalny „Portret damy” Gustava Klimta. Odnalazł się po 22 latach niemal na wyciągnięcie ręki od miejsca, z którego zniknął.

Wkrótce potem ujawniono, że kilka miesięcy przed odnalezieniem obrazu policja otrzymała sygnał od osoby podającej się za jednego ze sprawców kradzieży. Anonimowy informator twierdził, że obraz trafił w ręce prywatnego kolekcjonera, który obiecał oddać go po upływie 20 lat. Gdy termin ten minął, obraz faktycznie powrócił – za sprawą ogrodowego schowka, jakby podrzucony zgodnie z wcześniejszą umową. Ten niezwykły zwrot akcji dodał sprawie nowej warstwy tajemnicy.

Kto i dokładnie kiedy schował obraz? Czy był to rzeczywiście „tymczasowy” właściciel, próbujący w ten sposób zmyć winę i uspokoić sumienie? A może dzieło nigdy nie opuściło skrytki, czekając przez lata na odpowiedni moment, by się ujawnić? Istnieje też inna, bardziej romantyczna teoria – że sam portret, niczym wierny duch, nie chciał opuścić miejsca, które było jego domem. Bez względu na to, która wersja jest prawdziwa, jedno jest pewne: „Portret damy” powrócił w sposób niemal baśniowy, a jego historia zyskała status legendy – z pogranicza świata sztuki, przestępstwa i niewytłumaczalnych zbiegów okoliczności.

Dziś „Portret damy” uchodzi za jedno z najbardziej tajemniczych dzieł Gustava Klimta – obraz, który skrywa więcej niż pokazuje. Na powierzchni widnieje elegancka, pełna wdzięku kobieta z epoki fin de siècle’u, a pod warstwą farby ukrywa się dziewczyna, której historia zakończyła się zbyt wcześnie. Dwie postaci splecione w jednym płótnie, dwie emocje utrwalone jedną ręką. Jedna obecna, druga ukryta – obie na zawsze wpisane w strukturę obrazu. I choć tylko jedna z nich spogląda na widza, druga wciąż trwa – niema, lecz niezapomniana.

Monika Pawlak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama