Cheneya, jednego z najbardziej wpływowych wiceprezydentów w historii kraju, pożegnali w czwartek w Katedrze Narodowej przedstawiciele elit z obydwu partii.
W przemówieniu wspominającym Cheneya Bush określił swojego partnera w wyborach 2000 i 2004 r. jako „wiceprezydenta całkowicie oddanego obronie Stanów Zjednoczonych i ich interesom”. Wspomniał, że początkowo poprosił go o pomoc w wyborze kandydata na wiceprezydenta, lecz zrozumiał, że on sam był najlepszym kandydatem.
- Nie znało się Dicka Cheneya, dopóki nie zrozumiało się, że jego największe troski i ambicje dotyczyły dobra jego kraju – powiedział. Przez 40 lat jego służba była konsekwentna, wierna i szlachetna - stwierdził Bush.
Najstarsza córka Cheneya, była kongresmenka Liz przekonywała z kolei, że jej ojciec - krytyk Donalda Trumpa - przestrzegał przed stawianiem partyjnych interesów i lojalności nad dobrem kraju.
- Dla niego, wybór między obroną konstytucji i obroną jego partii politycznej nie był żadnym wyborem - powiedziała polityczka Republikanów, która w 2024 r. poparła kandydaturę Kamali Harris.
Mimo udziału w pogrzebie wielu prominentnych polityków prawicy, m.in. lidera Republikanów w Senacie Johna Thune'a, nieobecni byli najwyżsi przedstawiciele obecnej republikańskiej administracji, bo ani prezydent Donald Trump, ani wiceprezydent J.D. Vance nie otrzymali zaproszenia.
Komentując czwartkowe wydarzenie podczas rozmowy z portalem Breitbart, Vance przyznał, że mimo sporów politycznych z Cheneyem uważa go za „gościa, który służył swojemu krajowi”. Sugerował później jednak, że ze względu na niego wyborcy zaczęli kojarzyć partię z prowadzeniem „głupich wojen”. Cheney był uważany za jednego z głównych architektów wojny w Iraku.
Cheney zmarł 3 listopada w wieku 84 lat. Powodem miały być komplikacje zdrowotne ze względu na zapalenie płuc i chorobę serca.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)











