Wszystko zaczęło się w przeciętnym amerykańskim mieście Wichita, w stanie Kansas, gdzie niedziele spędza się w kościele, a ludzie rozpoznają się na ulicy. W styczniu 1974 roku poczucie bezpieczeństwa i beztroski tego miejsca runęło w gruzach. Dennis Rader, niepozorny ojciec dwójki dzieci rozpoczął serię seksualnych zbrodni. Światu przedstawił się w listach wysyłanych do dziennikarzy jako BTK (od słów: Bind, Torture, Kill – zwiąż, torturuj, zabij). Był sprytny i nieuchwytny. Paraliżował strachem mieszkańców Kansas przez dziesiątki lat.
Wulkan zbrodni
Rader był jednym z tych potworów, którzy potrafią przemieszczać się w tłumie niezauważeni. W dzień pracował jako urzędnik miejski – kontrolował liczniki w domach mieszkańców Park City. Wieczorami pełnił funkcję lidera lokalnej wspólnoty w kościele luterańskim. Miał opinię tak zwanego porządnego człowieka. Chętnie pomagał sąsiadom. Raz naprawił bramę, innym razem zaopiekował się ich dziećmi. Ufali mu. Nieświadomi przez lata, że wieczorami w swoim domu planuje kolejny brutalny mord.
Najpierw zabił rodzinę Otero. 15 stycznia 1974 roku włamał się do ich domu. Z zimną krwią zamordował ojca, matkę oraz dwójkę dzieci. Wszystkich związał, a potem udusił. Ciała ułożył starannie – jakby inscenizował sztukę w teatrze śmierci. A potem z rozkoszą im się przyglądał.
Morderstwo opisał szczegółowo w listach, które wysłał do stacji telewizyjnych. Podpisał się pseudonimem BTK. Podkreślał, że „musi” zabijać. Chełpił się detalami, jakby potrzebował widowni. W kolejnych latach zabił co najmniej dziesięć osób. Za każdym razem wysyłał listy do mediów, opisując szczegółowo zbrodnie. W jednym tłumaczył, że jest jak wulkan. Musi czasem wybuchnąć i… zabić.
Domagał się, by jego pseudonim – BTK – był drukowany w nagłówkach gazet. Chciał, by go znano, chciał być sławny. Policja była bezradna. BTK bawił się z detektywami w kotka i myszkę. Przez lata zostawiał po sobie ślady, ale żaden z nich nie zaprowadził śledczych do konkretnej osoby.
Koperta bez nadawcy
Po 1991 roku ucichł. Nie było kolejnych morderstw ani kolejnych listów. Wichita odetchnęła. Wydawało się, że zło na zawsze odeszło.
Minęło ponad dziesięć lat ciszy. Mieszkańcy miasta zdawali się zapomnieć o strachu, który kiedyś paraliżował ich dp,y i podwórka. Aż do 2004 roku. Wtedy na biurku redakcji KAKE-TV pojawiła się podejrzana koperta bez nadawcy. W środku znajdowały się zdjęcia jednej z dawnych ofiar BTK, Vicki Wegerle, oraz jej prawo jazdy. Dziennikarze patrzyli na list z przerażeniem. Nie było wątpliwości. BTK powrócił.
Przez kolejne miesiące Rader wysłał serię listów i paczek – do mediów, do poszczególnych dziennikarzy, nawet bezpośrednio do policji. W każdym z nich czuć było nutę prowokacji, drobny element kontroli. Czasem była to makieta, czasem zdjęcie, czasem symboliczna lalka, która przypominała związaną ofiarę.
W lutym 2005 roku do stacji telewizyjnej KSAS-TV Fox dotarła kolejna koperta. Tym razem z dyskietką. Na niej znajdował się plik w formacie Word. Policyjni informatycy natychmiast sprawdzili metadane pliku. Bez większych problemów udało im się odkryć, że użytkownik nazywa się Dennis, a lokalizacja, gdzie nagrano plik, to Christ Lutheran Church w Park City. W ten sposób powiązano dyskietkę z byłym przewodniczącym rady parafialnej – 59-letnim Dennisem Raderem.
Metodyczny sadyzm
Gra, którą prowadził przez lata, wreszcie się zakończyła. Wszystkie jego prowokacje, listy i paczki – jak krwawe ślady na jego własnym szlaku – doprowadziły do aresztowania i potwierdzenia tożsamości BTK.
W trakcie procesu w 2005 roku Rader ze szczegółami opisywał, jak wybierał ofiary, jak je śledził, wiązał, fotografował i zabijał. Mówił o tym bez emocji. „Byłem bardzo metodyczny” – powtarzał.
W oczach ławy przysięgłych był sadystą wypełnionym fascynacją własnym złem. Otrzymał dziesięć dożywotnich wyroków.
Wichita jeszcze nie otrząsnęła się z tamtych zbrodni. Do dziś wielu mieszkańców pamięta dźwięk radiowozów, które pewnego zimowego dnia zatrzymały się przed domem Dennisa. „Nie mogłam uwierzyć. Przecież to był wspaniały ojciec. Oddany dzieciom, cały czas coś z nimi robił. Jeździli pod namioty, wyglądali na normalną rodzinę” – mówili sąsiedzi w wywiadach. Podobnie czuła sama rodzina Radera.
W październiku 2025 roku Netflix wypuścił dokument „My Father: The BTK Killer”. Jego główna bohaterka, córka Dennisa – Kerri Rawson przez połowę swojego życia wierzyła, że ma dobrego ojca. „Zawsze myślałam, że jesteś bohaterem. A ty byłeś cieniem, który zabijał cudze rodziny” – mówi w nim do kamery.
Rader dziś ma 80 lat. Odsiaduje karę w El Dorado w Kansas. Pisze w więzieniu swoje „notatki z wnętrza potwora”, jak sam je nazywa. „Byłem łowcą. Oni byli projektem. Czasem marzyłem o tym, by znów poczuć ten moment” – przyznaje. Twierdzi, że Bóg mu wybaczył. Ale ludzie – nigdy.
Zza krat napisał już setki listów – do dziennikarzy, psychologów, a także do śledczych z sąsiednich stanów. Każda kolejna wiadomość od BTK wywołuje ten sam odruch: strach, fascynację i niedowierzanie. Szczególnie jedna sensacyjna informacja, która pojawia się od pewnego czasu w mediach. Rader miał przyznać się do „innych, wcześniejszych zbrodni”, które do tej pory nie zostały mu przypisane. Nowe śledztwa w Oklahomie i Missouri znów otwierają akta zamkniętych wcześniej, nierozwiązanych spraw. Ich niektóre szczegóły – sposób zawiązywania węzłów, ślady na ciałach, drobne gesty pozostawione na miejscu zbrodni – pasują tylko do jednego człowieka.
Joanna Tomaszewska









