Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 12:46
Reklama KD Market

Śmiertelne pułapki oceanu

Z lotu ptaka przypominają olbrzymie oczy wpatrzone w niebo – atramentowe źrenice otoczone turkusową poświatą płytkich lagun. Tak głębokie, że dostrzega je nawet satelita. Piękne, hipnotyzujące i... śmiertelne. To słynne niebieskie dziury – podwodne studnie i jaskinie, które od lat pochłaniają najodważniejszych nurków. Belize, Bahamy, Egipt, Chiny… wszędzie tam, gdzie ocean ukrywa pionowe przepaście, rośnie tragiczny bilans tych, którzy zanurzyli się zbyt głęboko.
Śmiertelne pułapki oceanu
Wielka Niebieska Dziura

Autor: Adobe Stock

Każda skrywa własne tajemnice: jaskinie i tunele, w których łatwo zniknąć bez śladu. Jeden ruch płetwą i chmura mułu zmienia wodę w mleko – widoczność spada do zera. Ale spojrzenie jej czeluść robi coś z umysłem: kusi i przyciąga. Jak wrota do nieznanego.

Pijani pod wadą

70 kilometrów od wybrzeża Belize leży Wielka Niebieska Dziura. Cud natury o 318 metrach średnicy i 124 metrach głębokości. Uznana jest za jedno z pięciu najlepszych miejsc do nurkowania na świecie. 15 tysięcy lat temu była suchą jaskinią wapienną – dziś jest gigantyczną pionową studnią wypełnioną oceanem. Od lat 70. ubiegłego wieku ludzie próbują schodzić w jej głąb. 

W 2018 roku Richard Branson, Fabien Cousteau i Erika Bergman na pokładzie łodzi podwodnej zanurzyli się w otchłań, by stworzyć trójwymiarową mapę jej wnętrza. Na głębokości 91 metrów natrafili na coś przerażającego: warstwę siarkowodoru – toksycznego gazu tworzącego grubą jak koc chemiczną barierę. Poniżej panowała absolutna ciemność bez tlenu i jakiegokolwiek życia. Tam, na dnie, w wiecznym mroku, odnaleźli dwa ciała nurków, spoczywające obok butelki coca-coli, muszli i kamery GoPro. 

Nurkowanie w głębi niebieskiej dziury to nie zabawa. Pojawia się narkoza azotowa, zwana „zachwytem głębi”. Azot w powietrzu, którym się oddycha, zaczyna działać jak narkotyk. Najpierw przychodzi euforia. Potem dezorientacja i spowolnione reakcje. Nurkowie opisują to jako przyjemne, choć złudne doznanie. „Jakbym był pijany pod wodą. Pomyślałem, jak łatwo byłoby popłynąć dalej w dół... i w dół.. i w dół” – wspominał jeden z nich. Wielu właśnie tak ginie. Schodzą za głęboko, tracą orientację i zapominają o dekompresji. Wynurzają się zbyt szybko. We krwi powstają pęcherzyki azotu – to choroba dekompresyjna: ekstremalny ból, paraliż i często śmierć.

Portal do piekła

Na Bahamach, w zatoce na zachód od Clarence Town, leży Niebieska Dziura Deana – trzecia najgłębsza na świecie. Ma 202 metry głębokości i 25-35 metrów średnicy. Nazwano ją na cześć lokalnego rybaka, kapitana Williama Deana.

Na głębokości 20 metrów rozszerza się nagle do 100 metrów, tworząc gigantyczną podwodną kawernę. Woda jest tu krystalicznie czysta, a widoczność sięga 35 metrów. To prawdziwa mekka freediverów – nurków schodzących w głąb na jednym oddechu, bez butli i bez jakiegokolwiek sprzętu.

W 2010 roku jeden z najlepszych nurków świata, William Trubridge, ustanowił tu rekord globu – zszedł na 92 metry bez użycia płetw. W listopadzie 2013 roku swoich sił spróbował Amerykanin Nicholas Mevoli. Zanurzył się i wrócił na powierzchnię, początkowo wyglądając na w pełni przytomnego. Chwilę później jednak stracił świadomość. Zmarł kilka godzin później w szpitalu.

W grudniu tego samego roku Malachi Hughes i Zach Prince, doświadczeni nurkowie, zjechali na linie w głąb dziury. Lina okazała się śliska, pokryta olejem – Malachi nie był w stanie kontrolować tempa. Schodzili zbyt szybko i zbyt głęboko. Dopadła ich narkoza azotowa. Zach zdołał w ostatniej chwili wypełnić kamizelkę powietrzem, wynurzył się i przeżył. Malachi nie miał tyle szczęścia.

W 2012 roku 19-letni Theron Maillis nurkował tu z przyjaciółmi. Tylko on nie wrócił z otchłani. Policja szukała go przez kilka dni, lecz bez rezultatu.

Dziura Deana, otoczona białymi plażami, wygląda jak raj. Ale to tylko pozów. Miejscowi nazywają ją „portalem do piekła”. Nie pływają tam – twierdzą, że prąd wciąga tam ludzi w głąb.

Śmierć pod Łukiem

Morze Czerwone kryje własną śmiertelną zagadkę w Dahab. Tamtejsza niebieska dziura sięga około 120 metrów głębokości i słynie z tunelu zwanego „Łukiem”. Ma 26 metrów długości i leży na 55 metrach głębokości. To niezwykle ryzykowne miejsce do nurkowania – wielu przypłaciło je życiem.

Jednym z najsłynniejszych wypadków była śmierć Irlandczyka Stephena Keenana w 2017 roku podczas akcji ratunkowej. Keenan, doświadczony nurek asekuracyjny, monitorował zejścia innych w najtrudniejszych partiach niebieskiej dziury. Zanurkował, by uratować Alessię Zecchini, rekordzistkę freedivingu, która straciła orientację pod „Łukiem”. Gdy zaczął wynurzać się z nią na powierzchnię, nagle stracił przytomność – najprawdopodobniej wskutek niedotlenienia mózgu. Zmarł już na powierzchni, mimo natychmiastowo udzielonej mu pomocy.

Głośnym echem odbił się także wypadek z 2000 roku. Juri Lipski, rosyjsko-izraelski instruktor nurkowania, zszedł na 115 metrów, gdzie wpadł w panikę i wyrwał automat oddechowy. Jego ciało – oraz kamerę, która nagrała ostatnie chwile – odnaleziono następnego dnia.

Nurkowie szacują, że w Dahab od 1997 do 2012 roku zginęło między 130 a 200 osób. Mówi się, że lokalny instruktor Tarek Omar przez lata wydobywał ciała z dna tej przepaści.

Jest też chińska Smocza Niebieska Dziura, uznawana za najgłębszą na świecie – ma aż 300 metrów. Informacji o tragicznych wypadkach jest tu niewiele: eksploracja jest trudna, dostęp ograniczony, a nurkowie rzadko dzielą się szczegółami.

Drugą pod względem głębokości – szacowanej na 274 metry – jest Niebieska Dziura Taam Ja w Zatoce Chetumal w Meksyku. Mniej znana i rzadko eksplorowana komercyjnie, pozbawiona solidnej infrastruktury, pojawia się w relacjach nurków głównie jako przestroga: brak tu realnego planu ratunkowego. Miejscowi nazywają ją „otchłanią Chetumal” – miejscem, w którym, jak mówią, życie nie powinno istnieć.

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama