Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 5 grudnia 2025 12:45
Reklama KD Market

Piekło pod trawnikiem

W historii amerykańskiej kryminalistyki nie brakuje potworów – ludzi o twarzy sąsiada, męża i ojca, którzy nocami zamieniali się w morderców. Ale nazwisko Herb Baumeister budzi szczególny rodzaj grozy. Nie tylko dlatego, że jego posiadłość w Westfield w stanie Indiana stała się jednym z największych cmentarzy w USA, lecz także dlatego, że – jak dziś coraz częściej się przypuszcza – Baumeister być może nie popełnił samobójstwa. Może został uciszony, zanim zdążył powiedzieć prawdę.
Piekło pod trawnikiem

Autor: Adobe Stock

W ciągu dnia był wzorem mieszczańskiego sukcesu. Herb Baumeister – mąż, ojciec trojga dzieci, właściciel sieci sklepów z używaną odzieżą „Save-A-Lot”. Uśmiechnięty, schludny, trochę ekscentryczny, lecz nikt nie podejrzewał, że w jego głowie tli się mrok. Nocą zmieniał się w kogoś innego. Wsiadał do swojego czerwonego chevroleta i ruszał do klubów gejowskich w Indianapolis. Tam poznawał młodych mężczyzn – studentów, bezdomnych, pracowników barów – których zapraszał do swojego domu w lesie. Nigdy już stamtąd nie wracali.

Pole śmierci

Na 18 akrach posiadłości Fox Hollow Farm Baumeister stworzył prywatne piekło. Według śledczych zabijał swoje ofiary w przydomowym basenie, dusił je, a potem palił i zakopywał szczątki w ogrodzie. Gdy w 1996 roku policja przeszukała teren, znalazła ponad 10 tysięcy fragmentów ludzkich kości.

„To nie była ziemia – to było pole śmierci” – powiedział później jeden z funkcjonariuszy. Ustalono tożsamość zaledwie ośmiu mężczyzn. Reszta – bezimienne ofiary – została zredukowana do prochu.

Latem 1996 roku śledczy zaczęli zaciskać pętlę wokół Baumeistera. Kiedy mieli już nakaz przeszukania jego posiadłości, Baumeister zniknął. Kilka dni później odnaleziono jego ciało w kanadyjskim parku Pinery – z raną postrzałową głowy. Obok leżał rewolwer i list pożegnalny. Nie było w nim jednak ani słowa o zbrodniach, ofiarach czy poczuciu winy – jedynie żal z powodu upadku firmy i rozpadu małżeństwa.

Przez lata wersja o samobójstwie nie budziła wątpliwości. Ale dziś – po niemal trzech dekadach – coraz więcej wskazuje, że to nie on sam odebrał sobie życie. Jeff Jellison, który prowadzi ponowne badania tysięcy ludzkich szczątków z Fox Hollow Farm, mówi wprost: „Nie jestem pewien, że zabił sam siebie”. Na konferencji CrimeCon w Denver wyznał, że są „brakujące elementy układanki” – zaginione dowody, zdjęcia, a nawet podejrzenia, że część materiałów śledczych sprzedano prywatnym kolekcjonerom. „Kiedy poprosiłem o akta sprawy, dostałem je ocenzurowane. Zniknęły nazwiska, adresy, jakby ktoś chciał, żebym niczego nie znalazł” – opowiada.

Jellison nie jest osamotniony. Detektyw Steve Ainsworth, weteran z biura szeryfa w Boulder, zgadza się z nim: „Samobójstwo można łatwo upozorować. A w tym przypadku coś się nie zgadza. Wszystko jest zbyt czyste i uporządkowane”.

Obaj są też przekonani, że Baumeister nie działał sam. „Jak jeden człowiek mógł zaciągać ciała, palić je, rozrzucać szczątki po lesie – i nikt niczego nie słyszał? Musiał mieć wspólnika”.

Śledczy od dawna podejrzewają, że tym kimś mógł być Mark Goodyear – mężczyzna, który w 1996 roku zgłosił się na policję, twierdząc, że uciekł z „domu śmierci”. To on doprowadził funkcjonariuszy na trop Baumeistera. Media nazywały go bohaterem, ale jego historia zmieniała się z każdą rozmową. Według świadków Goodyear bywał w Fox Hollow Farm nie jako ofiara, lecz kompan gospodarza. W 1997 roku niejaki LeRoy Bray zeznał, że widział go pomagającego Baumeisterowi w trakcie egzekucji. Sam Goodyear wszystkiemu zaprzecza. Nigdy nie został oskarżony. 

Sprawa jak ostryga

Gdy w 1998 roku zamknięto śledztwo, 10 tysięcy fragmentów kości – pozostałości po dwudziestu kilku ludzkich istnieniach – spoczęło w anonimowych pudełkach w chłodni. Przez ćwierć wieku nikt ich nie dotykał. Dopiero w 2022 roku Jellison otworzył je na nowo. Rozpoczął największe w historii USA badania niezidentyfikowanych szczątków ludzkich – większe nawet niż te po atakach z 11 września.

„Każdy fragment to człowiek. Czyjś syn, brat, ojciec” – mówi. „Nie pozwolę, żeby zostali zapomniani. Chcę przywrócić tym kościom imiona”.

Dzięki analizie DNA udało się już zidentyfikować dwóch kolejnych mężczyzn: Allena Livingstona i Daniela Hallorana. Trzy inne profile DNA, które nie pasują do żadnych zgłoszeń o zaginionych, trafiły do laboratoriów Othram. Tam, wśród miliardów danych genealogicznych, szuka się ich rodzin.

Fox Hollow Farm jest dziś miejscem pielgrzymek miłośników kryminałów i duchów. Nowy właściciel otworzył część domu dla zwiedzających. Twierdzi, że nocami słychać tam kroki i szepty, a basen, w którym ginęli mężczyźni, czasem rozświetla się niebieskim światłem.

Ale to nie duchy są tu najstraszniejsze. To prawda, która wciąż nie została wypowiedziana. Zaginione dowody, możliwy wspólnik, niepewność co do śmierci Baumeistera – wszystko to tworzy labirynt pytań, które mnożą się szybciej niż odpowiedzi.

„Im dłużej badam tę sprawę, tym bardziej mam wrażenie, że dotykam czegoś większego” – powiedział Ainsworth. „Jest jak ostryga – im bardziej ją przeżuwasz, tym więcej wychodzi z niej mętnej substancji. Ta historia ma wiele warstw. I żadna nie jest czysta”.


Piekło pod trawnikiem

Porównywano go z Jeffreyem Dahmerem. Ale w liczbach, skali i sposobie działania Baumeister był gorszy. Dahmer zabijał w mieszkaniu – w samotności. Baumeister zbudował całe imperium pozorów. Jego dom był miejscem dziecięcych zabaw i jednocześnie masowego mordu. To właśnie ta dwoistość – porządny obywatel i nocny łowca – czyni jego historię tak przerażającą.

„Nie mamy do czynienia tylko z seryjnym mordercą – mówi Jellison – ale z człowiekiem, którego śmierć też jest zbrodnią”. Kto zabił Herba Baumeistera? Czy był to ktoś, kto pomagał mu w morderstwach i postanowił uciszyć go na zawsze? A może ktoś, kto chciał ukryć szerszy spisek – sieć ludzi, którzy przez lata patrzyli w inną stronę?

Dziś, niemal 30 lat po jego śmierci, w lesie wokół Fox Hollow Farm wciąż odnajdywane są ludzkie szczątki. Ziemia nadal oddaje to, co zagrzebał. Z każdym identyfikowanym fragmentem, z każdym nowym nazwiskiem, historia tej zbrodni odzyskuje głos. A jednak pewne pytania pozostają jak niedomknięte drzwi: kto naprawdę pociągnął za spust w kanadyjskim lesie? Kto pomógł palić ciała w ogrodzie? I ilu ludzi jeszcze czeka – w ciszy chłodni – aż ktoś przypomni ich imię?

Fox Hollow Farm to nie tylko adres. To symbol – amerykańska wersja piekła ukrytego pod trawnikiem. Miejsce, gdzie codzienność przykrywała grozę, a uprzejmość była tylko maską dla zła. Baumeister odszedł, ale cień jego zbrodni wciąż unosi się nad tym miejscem. Dopóki wszystkie ofiary nie odzyskają imion, a prawda nie zostanie w pełni ujawniona, historia potwora z Indiany nie będzie mogła się domknąć.

Jacek Hilgier


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama