2 lutego 2009 roku Christine Ross wybrała się z psem na spacer po pustynnym terenie zwanym West Mesa na obrzeżach Albuquerque. Ruca biegał bez smyczy. W pewnym momencie zatrzymał się i zaczął kopać w piasku. Wyciągnął z ziemi dużą, białą kość. Niepewna, co widzi, Christine zrobiła zdjęcie komórką i wysłała je do siostry, pielęgniarki. Odpowiedź przyszła szybko: „To kość ludzka. Udowa”.
Ruca merdał przyjaźnie, przyglądając się sparaliżowanej paniką Christine. Nieświadomy, że właśnie odkrył z nią cmentarz seryjnego mordercy.
11 grobów na pustyni
Policjanci z Albuquerque zabezpieczyli błyskawicznie teren i zaczęli przekopywać go metr po metrze. Wkrótce ich oczom ukazała się pierwsza mogiła. Potem druga i trzecia... W ciągu 12 tygodni przeczesano 40 tysięcy metrów sześciennych ziemi. Znaleziono kolejne ludzkie kości. Ostateczny bilans był przerażający: pozostałości 11 kobiet i jednego płodu.
Wszystkie pochowane były w płytkich, prowizorycznych grobach. Śledczy podejrzewali, że stało się to przed 2005 rokiem. Potem teren zaczęto przygotowywać pod budowę osiedla mieszkaniowego. Krach na rynku nieruchomości w 2008 roku zatrzymał jednak inwestycję.
Identyfikacja szczątków zajęła miesiące. Zaangażowano antropologa sądowego. Przeprowadzono badania dentystyczne. Odtworzono DNA. Wreszcie pojawiło się 11 nazwisk: Monica Candelaria, 22 lata; Victoria Chavez, 26 lat; Virginia Cloven, 24 lata; Syllannia Edwards, 15 lat; Cinnamon Elks, 32 lata; Jamie Barela, 15 lat; Doreen Marquez, 24 lata; Julie Nieto, 24 lata; Veronica Romero, 28 lat; Evelyn Salazar, 27 lat; Michelle Valdez, 22 lata. Dziesięć z nich związanych było z narkotykami i prostytucją w South Valley. Jedenasta, Jamie, była uczennicą liceum.
Medykowi sądowemu nie udało się określić dokładnej przyczyny śmierci kobiet. Był za to pewny jednego – wszystkie zostały zamordowane. Najbardziej prawdopodobne wydawało się uduszenie.
Do śledztwa włączyło się FBI. Wertowano narodowe bazy danych przestępstw. Szukano wzorców w nierozwiązanych zabójstwach. Wszystkie ofiary miały powiązania z narkotykami i prostytucją. Zniknęły z tego samego obszaru znanego z handlu narkotykami i seksem.
Mordercę media nazwały „kolekcjonerem kości z West Mesy”.
Podejrzani bez dowodów
Lorenzo Montoya pracował w lokalnej drukarni. Mieszkał niecałe 5 km od miejsca, gdzie odkryto kości. Był dwukrotnie aresztowany za brutalne ataki na prostytutki. Groził też swojej dziewczynie, że zamorduje ją i „pochowa w wapnie”. W grudniu 2006 roku Montoya udusił 19-letnią prostytutkę Sherick Hill w swojej przyczepie. Potem próbował włożyć jej bezwładne ciało do bagażnika samochodu. Nakrył go chłopak Hill, Frederick Williams. Gdy Montoya zaatakował go, chłopak strzelił, zabijając Lorenzo na miejscu.
Detektywi przeszukali jego przyczepę. Znaleźli domowe nagrania porno. Jedno szczególnie niepokojące. Montoya uprawiał na nim seks z wyglądającą na martwą kobietą. Potem obraz się urwał. Słychać było tylko dźwięki rozdzieranej taśmy klejącej i otwieranego worka na śmieci. Przygotowywania ciała do ukrycia?
Policja opublikowała zdjęcia ofiary z nagrania. Do dziś nie została ona zidentyfikowana.
Kobiety przestały znikać w tym samym czasie, gdy Lorenzo zginął. To czyniło go osobą podejrzaną za zabójstwa. Był tylko jeden problem. Gdy znaleziono 11 ciał, Montoya już nie żył. W bazie danych nie było więc jego DNA. Nie było dowodu.
Tydzień po odkryciu pierwszej kości April Gillen zadzwoniła na policję. Radziła funkcjonariuszom przyjrzeć się jej byłemu mężowi. Niejaki Joseph Blea miał długą i brudną kartotekę. W latach 80. włamywał się do domów nastolatek mieszkających w pobliżu szkoły. Atakował je i gwałcił. Prasa nazwała go wtedy „Gwałcicielem z gimnazjum”. Przez lata pojawiał się też w dzielnicy prostytutek. W sumie był tam ponad 130 razy.
Powiązanie Blea z zabójstwami w West Mesie odkryto dzięki drobiazgowi znalezionemu przy kościach. Była nią etykietka ze szkółki roślin. Tej samej, którą Blea regularnie odwiedzał. Policja uznała to za „materiał wymagający wyjaśnienia”. Nie było to jednak dowód.
W 2015 roku Blea skazano za gwałty nastolatek w latach 80. Otrzymał wyrok 36 lat więzienia. Podczas odsiadki współwięzień doniósł na niego, że przyznał się do „wynajmowania” kobiet z West Mesy. Blea temu zaprzeczył, a funkcjonariusze nie uwierzyli w historię. W więzieniach donosy rodzą się łatwo. Zwykle w zamian za obietnicę lżejszego traktowania.
Blea pozostaje jednym z nazwisk, które powracają w śledztwie. Policja nie może go całkowicie wykluczyć.
Na celowniku śledczych byli też inni. Fred Reynolds – sutener, który znał jedną z kobiet. Podobno miał zdjęcia kilku zabitych prostytutek. Ron Erwin – fotograf i biznesmen z Missouri. Regularnie odwiedzał targi stanowe w Albuquerque. W sierpniu 2010 policja znalazła u niego zdjęcia zaginionych prostytutek. Obydwu oczyszczono z podejrzeń. FBI otrzymało także anonimową wskazówkę łączącą morderstwa z podejrzanym z Salwadoru. Pojawiła się nawet teoria siatki handlarzy ludźmi z Teksasu, która porywała prostytutki. Miała swoje oddziały w Las Vegas, El Paso, Killeen i Denver.
Nagroda i pomnik
Minęło 16 lat. Nadal nie znaleziono sprawcy. Policja wciąż szuka nowych tropów. Burmistrz Albuquerque Tim Keller apeluje nieustannie do lokalnej społeczności o pomoc w identyfikacji zabójcy. Nagroda za informacje prowadzące do jego aresztowania wynosi dziś 100 tysięcy dolarów. Do tej pory śledczy otrzymali 1500 wskazówek od mieszkańców.
Na pustyni West Mesa stanął tymczasem pomnik upamiętniający ofiary morderstw. To kamień z wygrawerowanymi imionami 11 kobiet oraz imieniem nienarodzonego dziecka. Czy ich morderca wciąż chodzi po ulicach miasta?
Joanna Tomaszewska









