„Niedźwiedzie” nadal mają szansę na tytuł mistrza dywizji, po raz pierwszy od 2018 roku, ale droga do tego nieco im się wydłużyła. W przyszłym tygodniu zmierzą się z Cleveland Browns, a za dwa tygodnie ponownie z Packers. Sezon zasadniczy zakończą trudnymi meczami przeciwko San Francisco 49ers i Lions.
Pierwsza połowa była dla Bears fatalna. Caleb Williams niecelnie podawał w pierwszych pięciu akcjach. Ofensywa zdobyła zaledwie 71 jardów, a obrona pozwoliła rozgrywającemu gospodarzy Jordanowi Love na dwa przyłożenia, co skutkowało wynikiem 14:3 na ich korzyść.
Packers rozpoczęli drugą odsłonę od trzech nieudanych akcji. Bears odpowiedzieli imponującym zagraniem Williamsa, zakończonym przyłożeniem Olamide Zacchaeusa i dwupunktową konwersją Kyle Monangai, zmniejszając deficyt do trzech punktów.
Wprawdzie 41-jardowe podanie Love’a do Christiana Watsona dało gospodarzom 10-punktową przewagę, ale celnym kopnięciem Cairo Santosa i przyłożenie Colstona Lovelanda goście doprowadzili na osiem minut przed końcem meczu do remisu 21:21.
Wydawało się, że zespół trenera Bena Johnsona jest na dobrej drodze do wygrania meczu, powiększając swoją przewagę w liczbie zwycięstw odniesionych po odrobieniu strat w czwartej kwarcie. Jednak Love popisał się 65. jardowym rajdem w ośmiu akcjach, który został zwieńczony biegowym przyłożeniem Josha Jacobsa.
Williams i jego ofensywa tracili siedem punktów na 3 minuty i 32 sekundy przed końcem meczu i chcąc doprowadzić do dogrywki, potrzebowali kolejnej zwycięskiej akcji zakończonej przyłożeniem.
Wszystko rozstrzygnęło się w ostatniej minucie na 14 jardzie pola Packers. Przy czwartej próbie i jednym jardzie do zdobycia, Williams posłał podanie do strefy końcowej do Cole’a Kmeta, ale cornerback gospodarzy Keisean Nixon, przechwycił piłkę, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo 28:21.
Być może Williams mógł spróbować pobiec i zdobyć pierwszą próbę lub rzucić krótsze podanie. Bears mieli jeszcze dwa czasy na żądanie, więc bieg przy czwartej próbie mógłby dać im szansę na doprowadzenie do dogrywki. Postawili wszystko na jedną kartę. I przegrali. Johnson jest świetnym strategiem, jednak w kluczowej akcji meczu, jego pomysłowość obróciła się przeciwko niemu.
Gdyby Williams znalazł Kmeta, który był całkowicie niekryty w strefie końcowej, decyzja szkoleniowca Bears zostałaby pochwalona. Teraz całe Chicago zastanawia się, co by się stało, gdyby Bears zagrali nieco ostrożniej i zdobyli pierwszą próbę.
„To jest rozczarowujące, kiedy mecz rozstrzyga się w ostatnich sekundach i przegrywasz. W ostatnich 30 sekundach mieliśmy szansę na wyrównanie, dogrywkę lub próbę zdobycia dwóch punktów. Było bardzo blisko, ale należy oddać szacunek Packers. Zagrali kilka akcji lepiej od nas. Ich ofensywa była skuteczna. Udało im się zdobyć kilka przyłożeń po długich akcjach. Na szczęście w drugiej połowie nasza ofensywa odnalazła swój rytm, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Podjęliśmy walkę i sprawiliśmy, że mecz był wyrównany, ale ostatecznie zabrakło nam szczęścia” – podsumował spotkanie Johnson.
Teraz jego zespół musi szybko dojść do siebie. Mecz w najbliższą niedzielę przeciwko Cleveland Browns jest szansą na odbicie się po tej trudnej porażce w Wisconsin. Rywale, chociaż mają bilans 3-10, są zespołem, którego nie można lekceważyć, a sukces w tym meczu pomoże „Niedźwiedziom” wrócić na zwycięską ścieżkę przed arcyważnym rewanżem z Packers, który zostanie rozegrany 20 grudnia na Soldier Field.
Dariusz Cisowski
[email protected]









