Wiles powiedziała również, że według Trumpa przywódca Rosji Władimir Putin nie chce pokoju, lecz chce całej Ukrainy.
Nadspodziewanie szczere i krytyczne wypowiedzi kluczowej urzędniczki, organizującej pracę Białego Domu, pojawiły się w opublikowanym we wtorek artykule „Vanity Fair” powstałym na podstawie 11 wywiadów z Wiles przeprowadzonych od wyborczego zwycięstwa Trumpa w 2024 r. Wiles skrytykowała w rozmowie z dziennikarzem Chrisem Whipplem, znanym z wywiadów z poprzednikami Wiles, szereg kluczowych decyzji i polityk administracji Trumpa, od „bolesnego” wprowadzenia ceł na towary z całego świata, przez podejście do deportacji imigrantów.
Czołowa doradczyni prezydenta przyznała również, że ścigając swoich krytyków, m.in. byłego dyrektora FBI Jamesa Comeya czy prokurator generalną Nowego Jorku Letitię James, Trump chciał „wyrównać rachunki”.
- Mamy luźne porozumienie, że wyrównywanie rachunków skończy się przed upływem pierwszych 90 dni - powiedziała Wiles w jednym z pierwszych wywiadów. Później - już po tym terminie - twierdziła, że Trump nie kieruje się chęcią zemsty, ale jeśli zobaczy ku temu okazję, to z niej korzysta.
W sprawach wojny Rosji z Ukrainą i presji na Wenezuelę, Wiles przedstawiała sprawy w inny sposób, niż robi to publicznie Trump i Biały Dom. Mówiąc o związkach swojego szefa z Putinem, urzędniczka przyznała, że początkowo podejście Trumpa uważała za przyjaźń lub podziw, lecz doświadczenia z drugiej kadencji zmieniły jej opinię.
- Rozmowy telefoniczne, które mieliśmy z Putinem były bardzo mieszane. Niektóre z nich były przyjazne, a niektóre nie - powiedziała.
Wbrew twierdzeniom Trumpa, że Putin chce pokoju, Wiles powiedziała - jeszcze przed sierpniowym szczytem na Alasce - że prezydent uważa, iż Putin nie jest zainteresowany zakończeniem wojny, lecz podbiciem całej Ukrainy. Pogląd ten podzielić miał też sekretarz stanu USA Marco Rubio. Mówiąc zaś o publicznej awanturze podczas lutowej wizyty ukraińskiego prezydenta w Białym Domu, Wiles stwierdziła, że był to efekt narastających napięć z Ukraińcami, sprowokowanych ich nieprzyzwoitym zachowaniem, w tym odmową podpisania umowy o minerałach przez Wołodymyra Zełenskiego i odmową spotkania z ministrem finansów Scottem Bessentem w Kijowie.
- Nie powiedziałabym, że J.D. (Vance) pękł, bo jest na to zbyt opanowany. Ale myślę, że po prostu miał już dość - oceniła, odnosząc się do publicznego zbesztania Zełenskiego przez wiceprezydenta USA.
Mówiąc o kampanii ataków na łodzie przemytników narkotyków, Wiles wyjawiła, wbrew oficjalnej narracji, że jest to część strategii obliczonej na obalenie reżimu Nicolasa Maduro w Wenezueli.
- On (Trump) chce wysadzać łodzie dopóki Maduro się nie podda. I ludzie o wiele mądrzejsi ode mnie mówią, że to on (Maduro) zrobi - zaznaczyła.
Wiles przyznała też, że była przeciwko wprowadzaniu wysokich ceł na produkty ze wszystkich państw świata w ramach „dnia wyzwolenia”, określając proces podejmowania w tej kwestii jako „myślenie na głos”. Powiedziała, że administracja Trumpa była w tej kwestii ostro podzielona, a obok niej starał się odciągnąć prezydenta od tego wiceprezydent Vance. Ostatecznie oceniła, że sprawa ceł była „dużo bardziej bolesna” niż się spodziewała.
W wywiadach dla „VF” Wiles mówiła też o zbyt agresywnym podejściu i błędach w sprawie deportacji imigrantów i krytykowała prokurator generalną Pam Bondi za podejście do sprawy ujawniania akt Jeffreya Epsteina. Przyznała, że nazwisko Trumpa figuruje w aktach i manifestach lotów samolotu Epsteina nazywanego „Lolita Express”, lecz nie robił on „nic okropnego”. Wbrew twierdzeniom Trumpa, Wiles powiedziała również, że nie ma dowodów na niezgodne z prawem zachowanie Billa Clintona.
- Prezydent mylił się w tej sprawie - oceniła. Dodała jednak, że wśród osób, które szybko zrozumiały błąd w podejściu do sprawy Epsteina był Vance, który „od dekad był zwolennikiem teorii spiskowych”.
Szefowa personelu Białego Domu skrytykowała również sposób rozmontowania agencji pomocowej USAID przez Elona Muska, którego nazwała „dziwakiem”, potwierdzając doniesienia o tym, że zażywa ketaminę.
Wiles, córka znanego komentatora sportowego Pata Summeralla, który był alkoholikiem, żartowała, że jest „ekspertką od dużych osobowości” i oceniła, że także Trump - choć jest abstynentem - ma „osobowość alkoholika”. - On działa z myślą, że nie ma niczego, czego nie mógłby zrobić. Nic, zero, nic - podkreśliła.
Wypowiedzi doradczyni prezydenta dla „Vanity Fair” wywołały duże zdziwienie, bo dotychczas unikała ona rozgłosu w mediach. Należy też do najbardziej wpływowych i najbliższych osób wokół Trumpa. Sam Trump wielokrotnie określał ją „najbardziej wpływową kobietą świata” i nazywał ją „Susie Trump”.
Wiles, pierwsza kobieta w historii kierująca pracami Białego Domu, sama sugerowała, że jest niezastępowalna, zgadzając się z opinią Marca Rubio w tej sprawie. - Nie poklepując się po plecach, ale dostrzegając realia tego prezydenta w tym czasie, nie jestem pewna, kto inny mógłby to robić - powiedziała.
Już po ukazaniu się artykułu w „Vanity Fair” Wiles oskarżyła jednak pismo o „nieuczciwy atak na nią, najlepszego prezydenta, personel Białego Domu i gabinet w historii”.
„Zignorowano istotny kontekst, a wiele z tego, co ja i inni mówiliśmy o zespole i prezydencie, zostało pominięte w tekście. Po przeczytaniu wnioskuję, że miało to na celu stworzenie przytłaczająco chaotycznej i negatywnej narracji na temat prezydenta i naszego zespołu” - napisała we wpisie na platformie X. Trump dotychczas nie odniósł się do sprawy.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)









