11 listopada 2025 roku prof. George Otto został zaproszony na Loyola University w Chicago przez Departament (wydział) Historii, Bibliotekę Uniwersytetu Loyola i Program Studiów Polskich (Polish Studies Program) na Loyola. Spotkanie miało na celu upamiętnienie 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Wzięło w nim udział około 200 osób, w większości studentów Loyola. Program nosił tytuł „The Traumas of Childhood in a Time of War” (Traumy dzieciństwa spędzonego w czasie II wojny światowej).
Spotkanie rozpoczął prof. Brad Hunt, dyrektor Departamentu Historii tego Uniwersytetu, który przywitał zgromadzonych. Następnie głos zabrał prof. Elliot Lefkovitz, który wspomniał najpierw o Kristallnacht, czyli „Nocy rozbitych okien”, która miała miejsce 9 i 10 listopada 1938 w Niemczech, Austrii i w Sudetach. Wkrótce, 1 września 1939 roku, Niemcy hitlerowskie napadły na Polskę i rozpoczęła się II wojna światowa, która przyniosła wiele cierpień zwykłym obywatelom, nie tylko żołnierzom, ale też cywilom, w tym dzieciom. George Otto był jednym z nich. Gdy wybuchła w Polsce wojna, miał tylko 9 lat.
Obecnie 96-letni prof. Otto wciąż jest sprawny fizycznie i intelektualnie. Opowiada o swoich dramatycznych przeżyciach w sposób barwny i interesujący. Tak też było na spotkaniu na Loyola. Po wstępnych wypowiedziach profesorów Brada Hunta i Elliota Lefkovitza opowiadał on swoje dzieje, kładąc nacisk na wojenne dzieciństwo. Spotkanie miało charakter rozmowy (interview), którą prowadziła p. Mary O’Connell. Po wysłuchaniu opowieści prof. Otto, studenci zadawali mu pytania. Widać było duże zainteresowanie zebranych.
W programie uczestniczyli profesorowie uczący na Loyola – prof. Bożena Nowicka-Mclees, dyrektorka Studiów Polskich na tym Uniwersytecie i prof. John Merchant, wykładający tu literaturę polską. Przygotowali oni wystawę książek poświęconych tematyce udziału Polski w II wojnie światowej, a także książki beletrystyczne i tomy poezji powstałe w tym czasie. Rangę spotkania podkreślili przybyli goście: James J. Robaczewski – prezes Zrzeszenia Rzymsko Katolickiego w Ameryce (Polish Roman Catholic Union of America) Ewa Cholewińska – I wiceprezeska Kongresu Polonii Amerykańskiej, wydziału Illinois oraz Maria Zakrzewska – wiceprezeska chicagowskiego oddziału Fundacji Kościuszkowskiej.
Sylwetka
George Otto urodził się 18 grudnia 1929 roku w Pruszkowie, koło Warszawy. Do szkoły podstawowej zaczął uczęszczać w Warszawie. Gdy miał dziewięć lat, wybuchła II wojna światowa. Dla dziecka, jakim był w tym czasie, skończył się okres beztroskiego dzieciństwa, a zaczął czas trwogi, strachu, głodowania, rozłąki z rodzicami i tułaczki. Jego mama, Leokadia, już na początku wojny zgłosiła się sama i wyjechała do Frankfurtu w Niemczech, aby zarobić trochę pieniędzy na utrzymanie rodziny. W tym czasie Jurek i jego młodszy o rok brat Tadeusz, pozostawali pod opieką ojca, Edwarda Otto. Po sześciu miesiącach mama przyjechała do Warszawy i zabrała swych synów do Frankfurtu. W ten sposób nastąpiła rozłąka z ojcem, którego Jurek już nigdy więcej nie zobaczył. Opiekę nad nim i o rok młodszym bratem przejęła matka. We Frankfurcie mieszkali w jednopokojowym małym mieszkanku. Tu chłopcy uczyli się języka niemieckiego, ale też wałęsali się po mieście, nie zdając sobie do końca sprawy, jak niebezpieczne to było.
Wkrótce mama oddała ich do obozu młodzieżowego, niedaleko Frankfurtu, bo pracując nie była w stanie opiekować się nimi tak, jak tego wymagały nieletnie dzieci. Warunki w obozie były pełne rygoru. Jerzy doznał wiele przykrości ze strony starszych i młodszych mieszkańców tego ośrodka. Dlatego uciekł stamtąd, bez brata i powrócił do domu, w którym mieszkała jego mama. Matka, nie mogąc mu zapewnić opieki, wysłała go z powrotem do obozu. Gdy ponownie uciekł, oddała go do domu sierot prowadzonego przez katolickie zakonnice. Tu także panował rygor, tylko zupełnie innego rodzaju, co też w młodym chłopcu budziło sprzeciw, a ponadto tęsknił do mamy. Znowu uciekł. Tym razem matka pozwoliła mu zostać i sprowadziła do Frankfurtu także młodszego syna. Wynajęła większe mieszkanie i żyło im się trochę lepiej. W grudniu 1940 roku pojechała z synami do Polski na święta Bożego Narodzenia i postanowiła zostać w Warszawie. Znalazła mieszkanie, zaczęła pracować na poczcie i posłała dzieci do szkoły.
Pewnego dnia, w 1942 roku, do szkoły przyszło trzech mężczyzn, Niemców i próbowali namówić uczniów, by pojechali z nimi do Niemiec. On nie chciał jechać, ale kazali mu i kilku innym uczniom wyjść razem z nimi z budynku szkolnego. Jechali autobusem do jeszcze kilku innych szkół i zabierali po kilkoro chłopców, aż zapełnili autobus. W ten sposób uzbierali ponad sześćdziesiąt dzieci. Zawieźli je do miejscowości Bethlehem Stift, niedaleko Zittau, w Saksonii. Próbowali z nich zrobić Niemców. „Karmili” ich propagandą. Jerzy pamięta zwłaszcza dwóch nauczycieli i jednego dwudziestoletniego hitlerjugend, który odznaczał się największym okrucieństwem i bił ich. Jerzy był tam cały rok. Pewnego dnia przyjechała komisja – oficerowie niemieccy – i przepytywali uczniów, czego się nauczyli. Wtedy Jerzyk podniósł rękę i powiedział, że ich biją w tej szkole. Po wyjeździe komisji zbito go jeszcze okrutniej. Ale hitlerjugend zniknął. Pewnie go gdzieś przeniesiono. Wkrótce Niemcy, ponoszący klęski na frontach, zlikwidowali ten obóz i przewieziono go wraz z innymi chłopcami do Warszawy.
Jerzy wrócił do swej mamy. W Warszawie widział łapanki, strzelaniny, bo naziści mścili się za akcje sabotażowe Armii Krajowej. Mama zabrała jego i jego brata na cały rok w Tatry. Wkrótce po ich powrocie do Warszawy, 1 sierpnia 1944 roku, wybuchło w stolicy powstanie przeciwko wojskom niemieckim zorganizowane przez Armię Krajową. Po jego zakończeniu mieszkańców Warszawy skierowano do Pruszkowa, miejscowości, w której się urodził. Tu Niemcy oddzielili dzieci od rodziców. Znów musiał się rozstać z mamą. Na wiosnę 1944 roku został wysłany do Czech, na roboty u bauera niemieckiego, niedaleko miejscowości Domazlice. Był tam z nim jeszcze jeden młodzieniec, kilkunastoletni. Pamięta, że na przykład wykopywali ziemniaki z ziemi i ładowali je na wozy. Gdy skończyły się roboty jesienne, zabrano go do niemieckich koszar, w pobliżu Pragi. Miał wówczas niecałe 15 lat. Zbliżał się koniec wojny, dlatego niemieccy żołnierze masowo dezerterowali z koszar, tym bardziej, że Czesi ich zabijali. Panował chaos. Wkrótce został wysłany do ośrodka wypoczynkowego dla niemieckich żołnierzy. Ośrodek ten miał nazwę Babylon. 2 maja 1945 roku przybyły tam oddziały amerykańskich żołnierzy.
1 września 1945 roku Jerzy przekroczył granicę czesko-niemiecką i doszedł do miejscowości Cham, gdzie stacjonował jeden z ośrodków amerykańskiej UNRY. Tu dostawał dobre jedzenie, a nawet czekoladę. Któregoś dnia był świadkiem, jak dwóch żołnierzy mówiło po polsku. Być może pochodzili oni z Chicago. Bardzo go to uradowało. Wraz z kilkoma innymi Polakami, furmanką, a następnie ciężarówką pojechał do Wildflecken, gdzie był obóz dla Displaced Persons (DP) czyli dla osób, które z powodu wojny zostały wysiedlone ze swych rodzinnych miejscowości. Było tam około 10 tysięcy ludzi. Jerzy dołączył do grupy amerykańskich żołnierzy (US security military unit), która nadzorowała niemieckich więźniów wojennych w ich drodze do Wiesbaden. Po powrocie z tej misji wrócił do Wildflecken. Był to rok 1946. Na wiosnę 1947 roku został przeniesiony (przetransportowany) do obozu DP w Torino, we Włoszech. Poprzez Czerwony Krzyż dowiedział się, że jego mama przebywała w Kanadzie. Postanowił tam także emigrować. Zaoferował się wyjechać do kopalni złota w Kanadzie, bo jak mówi, chciał być bogaty, chciał być milionerem. Takie było jego młodzieńcze marzenie.
Popłynął statkiem do Halifaxu. Po przybyciu do Kanady, pojechał pociągiem do Timmins, w stanie Ontario. Tam zmienił swe imię na George. Pracował przez rok w kopalni złota Paymaster Gold. Gdy okazało się, że nie da się zdobyć fortuny pracując przy wydobywaniu złota, na wiosnę 1948 roku przeniósł się do Toronto, gdzie pracował w Kanadyjskich Kolejach Państwowych jako hostler, czyli stajenny. Ta praca też mu nie odpowiadała. Po sześciu miesiącach znalazł inne zajęcie. Zaczął pracować w fabryce jako mechanik (operator maszyn). Ale miał większe ambicje. Szukał dla siebie lepszego miejsca w świecie. Starał się zapisać na studia w Kanadzie. Nie chciano go tam przyjąć. Dlatego zdecydował się wyjechać do Stanów Zjednoczonych.
Na początku 1955 roku George Otto przyjechał do Chicago. Znalazł zatrudnienie w International Harvester, potem pracował jeszcze w innych firmach. Jednocześnie, po pracy, studiował w chicagowskich publicznych college’ach (City Colleges of Chicago), gdzie otrzymał tzw. Associate’s degree (licencjat). To zachęciło go do dalszego studiowania. Stopień bachelora i magisterium zrobił już w prestiżowym Roosevelt University. Pracę doktorską z dziedziny biznesu i ekonomii napisał w Illinois Institute of Technology. Następnie sam zaczął pracować w chicagowskich college’ach jako profesor (Professor of Business and Economy). Cieszył się tak dobrą opinią jako wykładowca, że zatrudniono go w 1987 roku jako wykładowcę na Uniwersytecie w Heidelbergu, w Niemczech. Latem 1988 roku wykładał na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i na kilku innych polskich uniwersytetach.
Działał w Chicago w wielu polonijnych organizacjach, niektóre z nich już nawet nie istnieją. Wciąż jest, już od 50 lat, członkiem Kongresu Polonii Amerykańskiej na stan Illinois (Polish American Congress, IL Division) i Związku Narodowego Polskiego (Polish National Alliance). Zasłużył się zwłaszcza w ustanowieniu Dnia Pułaskiego (Pulaski Illinois Holiday) w stanie Illinois i w staraniach Polski do przyjęcia jej do NATO. W 1997 roku otrzymał z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej. Był także nagradzany przez burmistrza Richarda Daley i innych polityków chicagowskich.
Tekst: Maria Zakrzewska
Zdjęcia: Harold Trychta













