Tygodnik “Time” zwyczajem przyznał nagrodę ‘‘Człowieka Roku”. Tym razem wyróżnienie to podarowano prezydentowi Rosji, Władimirowi Putinowi. Redakcja tygodnika zawsze podkreśla, iż miano człowieka roku może mieć zarówno pozytywną jak i negatywną motywację, bo zawsze chodzi o ludzi, którzy w taki czy inny sposób zaważyli na losach świata, niezależnie od tego, w jaki sposób to zrobili. Dlatego właśnie wśród byłych laureatów są zarówno Jan Paweł II i Lech Wałęsa, jak i Hitler czy Stalin.
Jednak w przypadku Putina tygodnik “Time” z niewyjaśnionych przyczyn rozstał się z rozsądkiem. Choć można argumentować, iż obecny prezydent Rosji istotnie miał w mijającym roku zasadnicze znaczenie dla globalnej sytuacji politycznej, jurorzy nie zastosowali tych argumentów i napisali, że Putina nagrodzono za “wyjątkowe osiągnięcia przywódcze” – przejęcie kraju pogrążonego w chaosie i doprowadzenie go do stabilizacji”. Jeśli ktoś bije brawo za osiągnięcia przywódcze człowieka, który z wizji demokracji w Rosji zrobił neototalitarną kaszankę, a wszelkich opozycjonistów regularnie szczuje i wtrąca do więzienia, to powinien poważnie zastanowić się nad własną skalą wartości. “Time” być może istotnie wybrał człowieka, który się “zasłużył”, ale nie chodzi o te zasługi, które wymienia redakcja.
Tymczasem sam “laureat” zdaje się być coraz bardziej bezczelny, co jest o tyle zrozumiałe, iż jego pozycja w Rosji jest obecnie niezagrożona. Grupa dziennikarzy tygodnika “Time” pojechała do podmoskiewskiej daczy pana prezydenta, by na okoliczność przyznanego mu wyróżnienia przeprowadzić wywiad z carem. Zapytano go między innymi o to, dlaczego w czasie niedawnej kampanii przed wyborami do parlamentu milicja aresztowała opozycyjnego kandydata Garriego Kasparowa. Putin odparł, że były szachowy mistrz świata jest zbyt prozachodni i wyobcowany ze swojego społeczeństwa, gdy ‘‘mówi po angielsku, zamiast po rosyjsku”. Wynika z tego, iż rosyjski przywódca jest zdania, iż prześladowanie ludzi za “proangielskość” to normalka, która stanowi część każdej zdrowej demokracji. To, że prezydent Rosji wygłasza te kosmiczne bzdury z tak wielką pewnością siebie i zupełnie na serio, świadczy o tym, iż przestał zupełnie przejmować się światową opinią publiczną.
Jego bezczelność na tym się bynajmniej nie skończyła. W tym samym wywiadzie zasugerował, że w jego kraju jest większa demokracja niż w USA, bo “my mamy wybory bezpośrednie, a wy kolegium elektorskie”. Wybory bezpośrednie? W Rosji? Chyba tylko w sensie bezpośredniej nominacji “następcy” przez dyktatora. Cała reszta mechanizmu wyborczego w ostatnich wyborach była od początku do końca farsą. Jeśli natomiast mowa o innych atrybutach demokracji, takich jak wolność słowa, wolność zgromadzeń, tolerancja dla niezależnych mediów, itd., świat pana Putina jest skomercjalizowaną dyktaturą i nie może w żaden sposób równać się z jakąkolwiek demokracją europejską, nie wyłączając Polski.
Prezydent Putin opowiadał swoje żałosne bajki amerykańskim dziennikarzom, którzy słuchali go w nabożnym skupieniu i w zasadzie nie kwestionowali tego, co mówił. A zaraz potem dali mu wyróżnienie nie za to, że zdławił demokrację, zamordował wielu Czeczenów i skutecznie odgrywał rolę sprzymierzeńca tak demokratycznych krajów jak Iran i Syria, lecz za zasługi w stabilizacji kraju. Jest to zatem z pewnością nagroda za bezczelność.
Andrzej Heyduk
Nagroda za bezczelność - Ameryka od środka
- 12/21/2007 08:04 PM
Reklama